Выбрать главу

Wyciszenie kroków i stępienie własnego zapachu (dzięki któremu Snape zawsze potrafił wyczuć jego obecność) powinno mu pomóc wśliznąć się do środka niezauważonym. Nawet jeżeli wiedział, że zaklęcia przestaną działać po piętnastu minutach. Miał tylko nadzieję, że zanim to nastąpi, ani Snape'a, ani Notta dawno już nie będzie.

Schował różdżkę do kieszeni i podbiegł do drzwi, mocno przyciskając do siebie pelerynę. Stanął z boku, tuż obok futryny, uważnie obserwując nadchodzącego Ślizgona. Chłopak zatrzymał się przed drzwiami i zapukał niedbale. Ze środka dobiegło krótkie, ostre polecenie:

- Wejść!

Nott nacisnął na klamkę i pchnął ciężkie drzwi.

Harry miał tylko ułamek sekundy. W ostatniej chwili zdążył prześliznąć się za nim, kiedy drzwi już się zamykały. Stanął pod ścianą, czując jak mocno bije mu serce.

Snape siedział przy swoim biurku, pochylony nad pergaminami.

- Dobry wieczór, profesorze - powiedział Nott z nutą nonszalancji w głosie. - Mam nadzieję, że nie przeszkadza panu to, że przyszedłem nieco wcześniej?

Snape rzucił mu nieokreślone spojrzenie.

- Siadaj. Zaraz skończę i będziemy mogli wyruszyć. - Po tych słowach ponownie wbił spojrzenie w leżące przed nim pergaminy.

Nott zrobił kwaśną minę, jakby nie podobało mu się to, że musi czekać. Podszedł do biurka i usiadł przy nim, zakładając ręce na piersi i wbijając wzrok w stojące na półkach słoiki i butelki.

Harry ostrożnie przesunął się w pobliże drzwi prowadzących do komnat Mistrza Eliksirów. Miał ogromną nadzieję, że Snape zamierzał przejść przez nie jeszcze przed wyjściem z Nottem. Nie podobała mu się wizja siedzenia tutaj do jego powrotu. Zresztą co by wtedy mógł zrobić? Snape wszedłby do swych komnat i raczej już by ich nie opuścił. Nie, teraz miał jedyną okazję. To była jego ostatnia szansa. Jeżeli jej nie wykorzysta i nie zdobędzie eliksiru, to już teraz w zasadzie może iść do Voldemorta i podać mu się na srebrnej tacy.

Pozostało czekanie.

Aby zająć czymś rozbiegane, nerwowe spojrzenie, wzorem Notta wbił je w stojące na półkach słoje i butelki i dopiero teraz zauważył, że duża część z nich była... pusta.

Dziwne.

Stały tutaj, odkąd tylko pamiętał. Odkąd po raz pierwszy odwiedził ten gabinet na drugim roku. Zawsze pełne różnokolorowych substancji, osobliwych, pływających w roztworach i zawiesinach "przedmiotów" oraz niezwykłych, czasami bardzo trudno dostępnych ingrediencji. A teraz większość zniknęła, chociaż w niektórych butelkach odrobinę pozostało.

Co to mogło oznaczać?

Zanim jednak zdążył się nad tym dłużej zastanowić, Snape odłożył trzymane w dłoni pióro, złożył pergaminy, wsunął je do szuflady biurka i podniósł się.

- Zaczekaj tu na mnie.

Harry napiął się cały.

Tak! Snape ruszył w jego kierunku. To znaczy, w kierunku swych komnat. Harry przysunął się jeszcze bliżej i zatrzymał tuż obok drzwi. Miał ogromną nadzieję, że zaklęcie tępiące zapach podziałało, w przeciwnym wypadku...

Snape podszedł do drzwi i otworzył je szarpnięciem.

Harry ugiął kolana.

Teraz albo nigdy!

Wśliznął się do środka zaraz za mężczyzną i kiedy tylko przekroczył próg, poczuł chłodny powiew na twarzy. Jak to możliwe, skoro miał na sobie pelerynę niewidkę?

W tym samym momencie Snape zatrzymał się gwałtownie. Harry błyskawicznie odsunął się pod ścianę i zobaczył, jak Snape odwraca się z wyrazem rozgniewania na twarzy.

- Powiedziałem, że masz zaczekać w gab... - urwał nagle, kiedy dostrzegł, że nikogo za nim nie ma, a Nott nadal siedzi przy biurku.

Harry przełknął ślinę i tak mocno wcisnął się plecami w ścianę, iż niemal się z nią stopił. Serce biło mu prawie w gardle.

Snape zmarszczył brwi i bardzo powoli odwrócił się z powrotem, ale nie poruszył się. Zrobił to dopiero po kilku sekundach, jakby wyrwany z odrętwienia. W kilku pospiesznych krokach przemierzył salon, wszedł do sypialni i wrócił w czarnym, długim płaszczu narzuconym na szaty. Wyszedł z salonu i zamknął za sobą drzwi, które rozjarzyły się słabym blaskiem.

Harry, który dopiero teraz zorientował się, że wstrzymuje powietrze, wypuścił je z ogromną ulgą.

Pierwsza część planu za nim. Pozostała ta trudniejsza. Zabrać eliksir i wydostać się stąd. W obojętnie jaki sposób.

Zanim jednak wykonał jakikolwiek ruch, stał i nasłuchiwał. Dopiero kiedy usłyszał trzask zamykanych drzwi, odważył się poruszyć. Wziął głęboki oddech i ostrożnie podszedł do biblioteczki, po drodze zdejmując z siebie pelerynę i wciskając ją do kieszeni bluzy. Nie musiał długo szukać. Szybko odnalazł czarną księgę, złapał za nią i pociągnął. Ścianka przesunęła się ze zgrzytem do przodu i na bok, a jego oczom ukazało się pogrążone w ciemności tajne laboratorium Mistrza Eliksirów.

Harry wyciągnął z kieszeni różdżkę.

- Lumos - wyszeptał. Pomieszczenie rozjaśniło się i wzrok Harry'ego odruchowo powędrował w kierunku myślodsiewni. Była pusta.

Przełknął ślinę i spojrzał na znajdujący się na środku pomieszczenia stół, na którym wciąż stał wypełniony zieloną, fosforyzującą substancją kociołek.

Jest!

Ruszył w jego stronę, ale wtedy kątem oka dostrzegł... dostrzegł...

Zatrzymał się gwałtownie i powoli odwrócił głowę, a jego oczy rozszerzyły się. Serce szarpnęło mu się w piersi, rozpływając się w niedowierzaniu, ponieważ oto na jednej z półek, w szklanej gablocie zobaczył... pióro, figurkę lwa i węża, a także małe, czerwone pudełeczko. Wszystkie prezenty, które podarował Snape'owi. Wszystkie prezenty, które podarował człowiekowi, który go nienawidził...

Dlaczego je zachował? Dlaczego je tutaj trzymał? W miejscu, w którym znajdowały się jego wszystkie najcenniejsze mikstury i księgi. Tak jakby te trzy rzeczy były dla niego czymś... ważnym.

Nie, nie ma teraz czasu się nad tym zastanawiać. Musi zabrać eliksir!

Z trudem oderwał wzrok od gabloty i podszedł do stołu. Zajrzał do kociołka, w którym niespokojnie wirowała zielona mikstura. Prawdopodobnie miał przed sobą jedyną substancję, która była w stanie zabić najpotężniejszego czarnoksiężnika na świecie. Niebywałe... Tyle mocy w czymś tak niepozornym...

Przypomniały mu się wypowiedziane przez Snape'a dawno temu słowa:

Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć.

I Harry wiedział teraz doskonale, że to nie były czcze przelewki. Snape był prawdziwym Mistrzem Eliksirów. Tylko on potrafił uwarzyć coś tak potężnego. Spędził kilka miesięcy, przygotowując tę miksturę, by na końcu podać ją Harry'emu, a teraz... teraz Harry zamierzał ją ukraść.

Co za ironia.

Przełknął ślinę i sięgnął do ukrytej w kieszeni buteleczki. Odkorkował ją i za pomocą leżącej obok chochli nalał do niej eliksiru. Dokładnie zamknął butelkę, włożył ją z powrotem do kieszeni spodni, a następnie pochylił się i wyjął znacznie mniejszą buteleczkę z niewielkiej kieszonki ukrytej w nogawce spodni tuż nad butem.

Wolał się zabezpieczyć. Nie mógł ryzykować, że butelka się zbije albo w jakiś sposób może ją stracić. Dlatego postanowił zabrać ze sobą zapasową porcję. Przelał eliksir do drugiej buteleczki, zakorkował ją i schował z powrotem do nogawki. Odłożył chochlę i wziął głęboki oddech, przymykając oczy.

Miał go! Zdobył eliksir! Ale... co teraz? Jak miał się stąd wydostać?

Zawrócił i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się jednak w progu i jeszcze raz odwrócił w stronę laboratorium, aby spojrzeć na nie po raz ostatni. Spoczywały tu wszystkie tajemnice Snape'a. Tajemnice, które poznał tylko Harry i które umrą wraz z nim. Czuł się z tym dziwnie. To tutaj zmieniło się jego życie. Dokładnie w tym pomieszczeniu, kiedy odkrył... Mimowolnie zerknął na myślodsiewnię.