Выбрать главу

Usłyszał zduszony pomruk zaskoczenia i bólu i, nie czekając na nic, rzucił się do ucieczki, ale Snape, pomimo ciosu, nie puścił jego drugiej ręki. Szarpnął go i przyciągnął z powrotem, odwracając przodem do siebie i ponownie wciskając w biblioteczkę. Harry uderzył głową w półkę i na moment stracił orientację.

- Nie pozostawiasz mi wyboru - usłyszał wypowiedziane gniewnie słowa, a po chwili zobaczył krótki rozbłysk i odkrył, że... nie może się poruszać. Jego ręce, nogi i całe ciało przykleiły się do biblioteczki za plecami i chociaż bardzo chciał się uwolnić, to nie mógł poruszyć nawet małym palcem. Jedyną częścią ciała, która nie została unieruchomiona była głowa.

- Wypuść mnie! - krzyknął, próbując się wyszarpnąć, ale nie miał na to szans.

Przegrał. Znowu z nim przegrał. To nie tak miało się zakończyć.

Zacisnął zęby, kiedy poczuł dłonie mężczyzny na swoich przedramionach, przesuwające się w górę, na ramiona i szyję.

- Nie rób tego - wyszeptał, chwytając się ostatniej deski ratunku. - Proszę...

Snape rzucił mu krótkie, ostre spojrzenie, nie przerywając przeszukiwania go. Harry zagryzł wargę. Wiedział, że to na nic. Wszystko poszło na marne..

Z rosnącym przerażeniem patrzył, jak dłonie Snape'a wędrują po jego ciele, obmacując klatkę piersiową, boki i schodząc coraz niżej i niżej, aż w końcu zatrzymują się na biodrach i...

Czarne oczy rozbłysły triumfalnie. Dłoń Snape'a wsunęła się w spodnie Harry'ego i wyciągnęła z niej wypełnioną zielonym eliksirem buteleczkę, a kiedy mężczyzna podniósł ją i rozpoznał jej zawartość... jego twarz stała się kredowo biała, a oczy nienaturalnie rozszerzyły. Przez jakiś czas po prostu stał, wpatrując się w nią oniemiały. Jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Harry miał wrażenie, że niemal dostrzega szalejącą w jego oczach wichurę domysłów. W końcu wzrok mężczyzny oderwał się od buteleczki i wbił w Harry'ego, a z jego warg wydobył się głos, który zdawał się dochodzić z bardzo daleka:

- Po co ci to?

Drżał. Harry wyraźnie słyszał w nim drżenie. Co mogło je spowodować? Dlaczego Snape zareagował aż tak.. aż tak... intensywnie?

- To nie twoja sprawa - odpowiedział ozięble, odwracając głowę, ale w tym samym momencie dłoń Snape'a złapała go za brodę i odwróciła jego twarz z powrotem. Harry wstrzymał oddech, widząc szalejące w czarnych oczach płomienie czegoś... czegoś znajomego, co już kiedyś w nich widział, ale teraz nie potrafił sobie przypomnieć, co to było.

- Masz mi natychmiast powiedzieć, po co ci ten eliksir! - Snape niemal krzyczał, jakby całkowicie stracił nad sobą panowanie. - Co chciałeś z nim zrobić?!

- A co cię to obchodzi? - odwarknął Harry, czując jedynie przemożną, pałającą wściekłość na tego człowieka. - I tak chciałeś, żebym zginął! Chciałeś się mnie pozbyć, więc dlaczego udajesz, że się tym przejmujesz?

Uścisk na brodzie Harry'ego stał się jeszcze mocniejszy. Twarz Snape'a była tak blisko, iż Harry czuł jego gorący oddech na swoich policzkach.

- Ty głupcze! - wysyczał mężczyzna. - Ty cholerny głupcze!

Dłoń Snape'a... dłoń, przytrzymująca brodę Harry'ego także drżała. Ciężki, przyspieszony oddech parzył mu skórę, a to płonące spojrzenie wdzierało się do jego zielonych oczu i... i nagle to zobaczył... zobaczył, jak to coś odległego przybliża się, rozrasta, wypełniając czarne tęczówki, pochłaniając je, pochłaniając wszystko...

I wtedy Snape cofnął się jak oparzony, wypuszczając z uścisku jego twarz i patrząc na niego tak, jakby Harry coś mu zrobił. Zanim chłopak zdążył zorientować się w sytuacji, mężczyzna machnął różdżką, uwalniając go i odwrócił się do niego plecami.

- Wynoś się stąd. - Usłyszał jego odległy, zduszony głos. - Natychmiast stąd wyjdź.

Ale Harry nie poruszył się. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w plecy Snape'a... w jego trzęsące się ramiona... zaciśnięte niemal do krwi pięści...

Powoli przeniósł spojrzenie na ukryte za biblioteczką tajne laboratorium. Przed oczami pojawił mu się obraz szklanej gabloty i ukrytych w niej prezentów.

Niczym w transie pochylił się i podniósł z podłogi swoją różdżkę.

Ślady paznokci na drewnie... tak głębokie...

Ponownie przeniósł spojrzenie na Snape'a... na tego mężczyznę, który stał tam i... niemal się trząsł... w którego oczach widział... widział...

Nic do siebie nie pasowało. Żaden element nie był tym, którym powinien być, nawet jeżeli wydawał się być w odpowiednim miejscu. W głowie Harry'ego tłoczyło się tysiące scenariuszy, ale nigdy żaden z nich nie będzie kompletny, żaden z nich nie będzie poprawny, dopóki... dopóki nie pozna prawdy. Całej prawdy. Wszystkich brakujących elementów.

Nie. Dopóki nie odkryje... jak naprawdę wyglądają te elementy, które już zdobył.

Czuł szum w uszach i pulsowanie w głowie. Ciśnienie przepływającej w żyłach krwi niemal dorównywało iskrom wypełniającego go żaru.

Nie pozostało mu już nic. Za kilka godzin zginie...

Uniósł rękę i wycelował różdżką w plecy stojącego przed nim mężczyzny.

Choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu... Choćby miało to być ostatnie zaklęcie, jakie rzuci...

Wyciągnął rękę i strącił z półki stojącą na niej butelkę. Kiedy spadała, czuł, jak z każdą sekundą wypełnia go magia.

Butelka rozbiła się na kamiennej posadzce.

Jeżeli ceną za poznanie prawdy jest jego śmierć... to jest gotów ją zapłacić. Choćby tu i teraz.

Snape odwrócił się, zaskoczony hałasem, a wtedy jego oczy zostały pochwycone przez zielone tęczówki.

- Legilimens Evocis!

Harry poczuł, jak zaklęcie wypełnia go, a jego siła jest tak ogromna, że niemal rozrywa go na strzępy. Uwolnił je i pozwolił mu się poprowadzić, wzdłuż różdżki, a potem prosto w dwoje czarnych, rozszerzonych źrenic. Prosto ku prawdzie.

--- rozdział 62 ---

 

62.The Truth

I'm a liar It's my secret no one knows

I'm a liar

Yeah, I know it doesn't show

No, I don't miss you anymore

No, I don't think of you

It's such a game to seem adored

No, I don't love you anymore*

Na ułamek sekundy zrobiło się ciemno i po chwili Harry doznał wrażenia, jakby znalazł się w samym środku huraganu. Otoczyły go tysiące obrazów, tysiące myśli, nałożonych jedne na drugie w niekończącej się kakofonii. Zanim jednak zdążył zdać sobie z tego sprawę, poczuł, jak spada, wciągany przez wir przypadkowego wspomnienia, i kiedy odzyskał równowagę, w jego uszy uderzył rozpaczliwy krzyk i płacz.

Obraz wyostrzył się i pomimo panującej ciemności Harry dostrzegł kilka skulonych pod ścianą sylwetek. Byli to nastoletni chłopcy w wieku nie starszym niż trzynaście lat. Na ich twarzach zaciętość zdecydowanie przegrywała z przerażeniem. Jednak to nie oni krzyczeli. Wrzaski i płacz dochodziły z sąsiedniego pomieszczenia, do którego prowadziły otwarte na oścież, wiszące na jednym zawiasie drzwi. Blask kołyszącej się pod sufitem lampy stanowił jedyne oświetlenie, prześlizgując się po pokrytej krwią podłodze i zachlapanych ścianach. Na ułamek sekundy z ciemności wynurzały się połamane, poprzewracane meble i... leżące na podłodze ciała. Z wciąż otwartych ran sączyła się krew, powykręcane pod dziwnym kątem kończyny wyglądały tak, jakby coś je połamało jak zapałki. Spod jednej ze ścian dochodziło zawodzenie i łkanie kilku dziecięcych głosów, jednak światło tam nie sięgało. Prześliznęło się jednak po ustawionym na środku pomieszczenia stole i po jasnych włosach przygwożdżonego do niego, młodego chłopca... i po pochylonej nad nim potężnej sylwetce mężczyzny o gęstej grzywie potarganych włosów, który szybkimi, bezwzględnymi pchnięciami wdzierał się w to drobne, nagie ciało, wywołując spazmatyczne wrzaski nieskończonego bólu...