Severus uniósł różdżkę, kierując ją w stronę drzwi, które uniosły się, naprawiły i zatrzasnęły, tłumiąc krzyki. Nie wahając się ani przez chwilę, rzucił na drzwi jeszcze jedno zaklęcie, które sprawiło, że rozświetliły się one czerwienią. Jego nieruchoma do tej pory twarz zmieniła się. Pojawił się na niej wyraz obrzydzenia, w czarnych oczach rozpaliło się coś... przerażającego. Powoli odwrócił się do chłopców, obrzucając ich lodowatym spojrzeniem. W lewej ręce trzymał pokrytą czerwonymi kroplami, białą maskę. Na jego ciemnozielonej szacie widniały plamy i nawet jeżeli nie było widać ich koloru, to doskonale wiadomo było, skąd się wzięły.
Niedbałym ruchem odrzucił maskę w kąt i zrobił krok w stronę chłopców. Jego usta zaciskały się w bladą, wąską linię. Czarne oczy przypominały jedynie ciemne szpary. Uniósł różdżkę, kierując ją w stronę najstarszego z chłopców.
Severus zmarszczył brwi i po chwili z jego ust wydobył się szorstki głos:
- Imperio.
Twarz chłopaka zmieniła się. Pojawił się na niej lekko zdziwiony, beznamiętny wyraz.
- Krzycz - powiedział Severus, wpatrując się w niego ze skupieniem. - Krzycz i błagaj o litość, najgłośniej jak potrafisz.
Chłopiec wykonał polecenie. Z jego ust zaczęły wydobywać się krzyki, jęki i błagania. Cała reszta odsunęła się od niego najdalej, jak tylko się dało, przypatrując mu się ze strachem i pewną dozą zaintrygowania.
- Nie, nie, nie! Proszę! Nie!
- Severusie - zza drzwi dobiegł czyjś uradowany głos. - Słyszę, że bawisz się tam nawet lepiej niż ja. Wiesz, gdybyś mnie wpuścił, moglibyśmy we dwóch dać nauczkę tym małym smarkaczom. Po pewnym czasie zabawa w pojedynkę zaczyna być nużąca. Co ty na to?
Snape nie poruszył się, nie odwrócił nawet głowy. Jedynie w jego oczach pojawił się mrożący wszystko płomień.
- Dobrze wiesz, że cenię sobie prywatność, Blackwood - odparł lodowatym tonem. Jeszcze bardziej zmarszczył brwi. Chłopiec wydał z siebie przyprawiający o dreszcze wrzask:
- Nieee! To boli!
Zza drzwi dobiegł zachrypnięty śmiech. Śmiech, który zaczął się oddalać, jakby coś próbowało Harry'ego wypchnąć ze wspomnienia. Zanim jednak zniknął zupełnie, usłyszał jeszcze ciche, odległe:
- Avada Kedavra.
Krzyk ucichł. Wszystko ucichło. Otoczyła go ciemność. Miał wrażenie, że znalazł się w zamkniętym pokoju, ale wiedział, że to nieprawda. Że to tylko złudzenie. Severus próbował walczyć.
Harry pamiętał, co czytał o tym zaklęciu. Wizualizacja. Musi wybrać wizualizację. Inaczej nigdy się stąd nie wydostanie.
Pamiętał sen... i okna... Okna, przez które Severus zaglądał do jego wspomnień... Musi wyobrazić sobie coś podobnego, coś, co go poprowadzi, co pozwoli mu przekroczyć próg...
Drzwi! Tak. To było to.
W tej samej chwili, w której o tym pomyślał, pojawił się przed nim korytarz. Nie mający końca korytarz wypełniony po obu stronach drzwiami. Takimi samymi, jakie prowadziły do komnat Mistrza Eliksirów. Tysiące drzwi. Nie, miliony drzwi. Widział je wszystkie razem i każde osobno. Nakładały się na siebie i przenikały, niczym niezwykle wyrafinowany kalejdoskop, tworząc nieskończony labirynt przejść.
Klucz. Musi znaleźć do nich klucz. Hasło. Inaczej pozostanie mu szukanie po omacku, a szansa, że trafi na odpowiednie, jest jak jeden do miliona.
Zamknął oczy.
Hasło... Nie, to powinny być dwa hasła. Jedno oznaczające zakres wspomnień, a drugie - ich temat.
Od czego wszystko się zaczęło? Wiedział doskonale. Ale to nie chodziło o eliksir, tylko o samo... pragnienie. Pragnienie Snape'a.
Desiderium Intimum
Ilość drzwi zmniejszyła się. Czuł, jak zostaje ich coraz mniej i mniej.
Jeszcze temat. To on nim był.
Pott...
Nie.
Otworzył oczy.
Harry
Z satysfakcją patrzył, jak część drzwi znika, a pozostała staje się o wiele bardziej realna.
Wiedział, że to wszystko jest tylko iluzją, trwającą nie więcej niż kilka sekund. I że zanim Severus znowu go odnajdzie, ma tyle czasu, ile zapragnie. Ponieważ tutaj czas był wartością względną i tylko on mógł go determinować.
Spojrzał na długi rząd drzwi. Podszedł do pierwszych z nich i uniósł dłoń, muskając palcami ciemne drewno. Drzwi zaczęły się otwierać, odsłaniając Harry'emu świat, który zawsze pozostawał dla niego jedną, wielką, wypełnioną kłamstwami tajemnicą.
Świat Severusa Snape'a.
***
Severus siedział w zaciszu swych komnat, przyglądając się resztce bursztynowego płynu pozostałemu na dnie szklanki. Co jakiś czas poruszał nadgarstkiem, lekko mieszając trunek i obserwując grę świateł odbijających się w szklance płomieni, które padały z trzaskającego w kominku ognia.
Nie sądził, że aż tak zdenerwuje go informacja przekazana przez McGonagall. Potter śmiał prosić o pozwolenie na odejście z jego zajęć? Teraz? Kiedy Severus miał go w garści? Teraz, kiedy został obdarzony taką... władzą? Władzą, która pozwalała mu na wszystko w stosunku do niego? O nie, z pewnością się na to nie zgodzi.
Wciąż pamiętał smak tej chwili... chwili, w której te zielone oczy wpatrywały się w niego z najwyższym uwielbieniem. Chwili, która smakowała jak... zwycięstwo. Odkąd tylko sięgał pamięcią, Potter zawsze patrzył na niego jedynie z nienawiścią, buntem lub przestrachem. Czasami niemal czuł tę nienawiść, czuł, jak parzy mu skórę, jak przywiera do niej, zamieniając się nieomal w coś fizycznego. Lubił ją podsycać. Pochylać się nad nim i znieważać go na wszelkie możliwe sposoby, naciskać na najwrażliwsze punkty i przyglądać się jego zaciętej twarzy, kiedy Potter udawał, że nic go to nie obchodzi. A potem Severus podchodził do biurka, siadał w nim i obserwował go... obserwował te wypełnione gniewem oczy, zaciśnięte pięści, drżące szczęki i wiedział, że po raz kolejny trafił. Po raz kolejny udało mu się rozpalić tę płomienną nienawiść i sprawić, by rozgorzała jeszcze większym ogniem. I upajał się tym.
Czasami nawet udawało mu się go złamać. Udawało mu się przełamać jego obronę i zmusić chłopaka do utraty kontroli nad sobą, do odszczeknięcia mu się... i wtedy, och, dopiero wtedy triumfował, wlepiając mu szlaban albo odbierając punkty. Żaden inny uczeń w jego kilkunastoletniej karierze nauczycielskiej nie patrzył na niego w taki sposób jak Potter. Z tak czystą i ostrą niczym wyrzeźbiony z lodu sztylet nienawiścią. Żaden inny uczeń nie zamieniał się w płonącą odrazą i wrogością pochodnię... na sam jego widok. To było... intrygujące.
A teraz dowiedział się, że ten sam uczeń... pożąda go. Że to, co zawsze brał za awersję, okazało się ukrytym głęboko, nie dającym się kontrolować pragnieniem. Pragnieniem tak silnym, tak niewyobrażalnym, że jedynym sposobem na poradzenie sobie z nim było przeobrażenie go w równie intensywną emocję, lecz znajdującą się na przeciwległym biegunie uczuć. Byłby głupcem, gdyby próbował sobie wmawiać, że mu to nie schlebia. Nawet jeśli uważał, iż to dowodziło tylko jednego. Że Potter jest niespełna rozumu.
Severus uniósł szklankę do ust, wypił resztkę whisky i odstawił ją z trzaskiem na stolik. Odchylił się w fotelu, zmarszczył brwi i zapatrzył w płomienie.
Wyczuwał cień nadchodzących zmian. To nie było coś, co można było zignorować. Nie, to zdecydowanie było coś, co aż prosiło się o wykorzystanie... i był przekonany, że już niedługo tak właśnie się stanie. Ale cokolwiek się zdarzy, to on będzie tym, który zbierze największy plon i wyciśnie z tej szansy wszystko, czego tylko zapragnie.
***
Snape chodził w tę i z powrotem przed kominkiem. Na jego twarzy widniał przerażający uśmiech, w oczach szalała burza.