Przez ostatnie dni chłopak nie spuszczał z niego wzroku. Wbijał w niego złaknione kontaktu spojrzenie, pragnąc jakiegokolwiek gestu, który zapewniłby go, że to, co wydarzyło się w schowku, było prawdziwe. Ale Severus nie zamierzał go w tym upewniać. Jeszcze nie teraz. Nie miał zamiaru się spieszyć. Wszystko zależało od odpowiednio zaplanowanych ruchów. Od dodawania dokładnie odmierzonych porcji w stosownym czasie. Jak przy warzeniu eliksiru.
Jeszcze trochę. Potrzyma go w niepewności jeszcze przez jakiś czas, aż chłopak zacznie wariować od domysłów i chęci zwrócenia na siebie jakiejkolwiek uwagi, a kiedy będzie już na granicy desperacji... Severus pozwoli mu wejść w zastawione przez siebie sidła i z przyjemnością popatrzy, jak znowu się upodli...
- J- ja... - usłyszał ciche, niepewne dukanie.
Poderwał głowę i przeszył Harry'ego lodowatym, odpychającym spojrzeniem.
- Lekcja już się skończyła, Potter. Nie słyszałeś dzwonka?
Chłopak zarumienił się, odwrócił i pospiesznie opuścił klasę. Severus pozwolił sobie na kpiący uśmieszek.
Już niedługo Potter będzie gotowy do drugiej tury...
***
Wiadomość nadeszła szybciej, niż myślał. Spotkanie o drugiej w nocy, w alejce obok zrujnowanego przytułku dla psychicznie chorych czarodziejów na Nokturnie, który kilkanaście lat temu został doszczętnie spalony przez jego pacjentów.
Severus oderwał spojrzenie od wciąż czarnych od sadzy, popękanych murów bez drzwi i okien i spojrzał w głąb opustoszałej, wąskiej alejki. Znajdował się na obrzeżach Nokturnu. Alejka znajdowała się pomiędzy spalonym budynkiem a murem oddzielającym Nokturn od reszty Londynu. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami, nie pozwalającymi na to, by przedarł się przez nie blask księżyca. Mrok wydawał się tutaj gęstszy niż gdzie indziej. Cienie poruszały się. Fetor rozkładu i fekaliów nasączał powietrze nutą goryczy i odorem siarki.
Severus zrobił kilka kroków, przechodząc wzdłuż muru i zatrzymał się, wbijając spojrzenie w pozbawione drzwi wejście do budynku. Czuł ucisk schowanej w rękawie różdżki. Musiał ją mieć jak najbliżej swojej dłoni, a sięganie do kieszeni szaty mogłoby mu zabrać zbyt dużo cennych sekund, których, w razie jakiegokolwiek nieporozumienia, mogłoby mu zabraknąć.
Zmrużył oczy, nie odrywając spojrzenia od czającego się w budynku mroku.
- Jakże to miło z pańskiej strony, że przybył pan punktualnie - usłyszał przed sobą przeciągający sylaby, lekko zachrypnięty głos. Zza rogu budynku wyszedł mężczyzna o długich, zlepionych w strąki włosach sięgających ramion, ubrany w krótką, przypominającą płaszcz szatę o postrzępionych brzegach. W lewej ręce trzymał zawinięty w jakąś szmatę, przypominający róg kształt. Prawa spoczywała na oplatającym jego chude biodra, skórzanym pasie, za który miał wetkniętą różdżkę.
- Nie przyszedłem tu wymieniać uprzejmości - odparł Severus, spoglądając w jego ledwie widoczne w ciemności, przypominające szpary oczka. - Przyszedłem po swoje zamówienie.
- Cóż za niecierpliwość - westchnął czarodziej, wykrzywiając wargi w bezzębnym uśmiechu.
- Sądziłem, że to spotkanie w interesach, a nie na popołudniowej herbatce - syknął Snape. Nie miał ochoty z nim rozmawiać. Ludzie tacy jak on przypominali szczury taplające się w najbardziej trujących ściekach. Po pewnym czasie samo ich dotknięcie mogło skończyć się śmiercią.
Sięgnął do swej szaty i zobaczył, że mężczyzna błyskawicznie zaciska dłoń na różdżce. Puścił ją jednak, kiedy Severus wyjął z kieszeni trzy niewielkie buteleczki, jarzące się słabo w ciemności.
- Oto twoja zapłata - powiedział, widząc, jak oczy mężczyzny rozszerzają się wygłodniale na widok fiolek. Szybko schował je jednak z powrotem. - Ale najpierw pokaż mi towar.
Czarodziej ponownie wykrzywił wargi, podszedł kilka kroków, położył zawiniątko na ziemi i odsunął się. Severus, nie spuszczając wzroku z mężczyzny, podniósł pakunek i ostrożnie rozwinął. Róg połyskiwał lekko. Snape przysunął go do twarzy i przyjrzał mu się, mrużąc oczy. Pierścienie okalające podstawę rogu były ledwie widoczne i nierównomierne. A powinny być wyraźne i gładkie niczym tafla.
Powietrze zrobiło się chłodniejsze. Severus uniósł głowę i wbił w mężczyznę lodowate spojrzenie.
- Masz mnie za idiotę? - warknął. - To bezużyteczny śmieć.
Co ten szczur sobie wyobrażał? Że uda mu się go nabrać? Że wciśnie mu ten nic nie warty chłam, a on się nie zorientuje? To był najzwyklejszy róg buchorożca. Można go kupić w każdym sklepie z ingrediencjami.
Czarodziej wzruszył ramionami.
- Miał być róg buchorożca, to go dostarczyłem. A teraz... - jego oczy rozbłysły w ciemności - ...dawaj te eliksiry!
Severus odłożył róg i wyprostował się. Czuł w sobie stal. Ostrą i zimną. I o wiele ciemniejszą niż otaczający go mrok.
I głód.
- Nie będę płacił za twoją niekompetencję - wycedził.
Ten żałosny śmieć próbował go oszukać. Jego!
- Nieee? - Zapytał mężczyzna, przeciągając ostatnią sylabę. Jego oczy powędrowały w głąb zaułka i opuszczonego budynku. Severus usłyszał szelest. Cienie poruszyły się. Lekko przekręcił głowę, dostrzegając wychodzące zza murów, ciemne sylwetki. Naliczył ich pięć. Plus ten śmieć przed nim. - A teraz? - Czarodziej ponownie wykrzywił usta w parodii uśmiechu.
Och, a więc w ten sposób zamierzał grać...
Severus lekko poruszył palcami prawej dłoni.
Sześciu do jednego.
Różdżka zsunęła się odrobinę w dół.
Głupcy. Chyba nie zdawali sobie sprawy, z kim zadarli...
Różdżka wysunęła się z jego rękawa. Severus pochwycił ją i ułamek sekundy później pogrążony w mroku zaułek rozjarzył się oślepiającym światłem. Severus skoczył do przodu, słysząc wykrzykiwane na oślep zaklęcia.
Miał go. Zagarnął go od tyłu, ściskając ramieniem gardło i tworząc z mężczyzny żywą tarczę.
- Avada Kedavra! - Zielony promień trafił wprost w szamoczącego się czarodzieja. Jego ciało zwiotczało. Severus wyciągnął różdżkę.
- Sectumsempra!
Usłyszał krzyk i dźwięk upadającego ciała. Blask zniknął, pozostawiając jednak wrażenie, jakby przed oczami tańczyły czerwone plamy. Severus wypuścił bezwładne ciało i zanim przeciwnicy doszli do siebie, błyskawicznie sięgnął po ukryty w szatach eliksir kameleona i wypił go jednym haustem, a następnie skierował różdżkę na siebie i rzucił zaklęcie cienia.
Od jednej ze ścian oderwała się ciemna sylwetka.
- Tam jest!
Powietrze przecięło kilka zielonych promieni.
Severus skoczył do przodu, bezszelestnie zachodząc od tyłu niskiego, krępego czarodzieja, który wydał z siebie okrzyk zaskoczenia, kiedy nagle znikąd pojawiło się za nim ramię, które ścisnęło go za gardło i wykręciło do tyłu rękę z różdżką, tworząc z niego kolejną żywą tarczę. Trzej pozostali przy życiu czarodzieje błyskawicznie odwrócili się w ich stronę. Severus ujrzał kolejny zielony promień. Krzyk zamarł na ustach mężczyzny, kiedy zaklęcie trafiło go prosto w pierś.
- Lacrima! - wykrzyknął Severus i powietrze rozdarł wibrujący wrzask. Czarodziej, w którego trafił, upadł na ziemię, cały w drgawkach. Pozostali dwaj skoczyli do tyłu, kryjąc się w budynku.
Severus wypuścił ciało, które osunęło się na ziemię. Ciemność stała się jeszcze gęstsza. Wiedział, że nie mogą go w niej dostrzec, szczególnie kiedy znajdował się pod wpływem eliksiru kameleona. Powoli podszedł do podrygującego w spazmach ciała i spojrzał na odchodzącą płatami skórę. Z gardła mężczyzny wciąż wydobywał się zawodzący wrzask, który zdawał się wdzierać siłą do uszu i wwiercać w mózg. Severus przekroczył go i ruszył dalej, mocniej ściskając różdżkę. Dotarł do drugiego ciała. Z otwartych ran tryskała krew, osiadając na jego czarnej szacie. Mężczyzna już się nie poruszał. Severus uniósł głowę i spojrzał w głąb budynku.