Powietrze wypełniło się iskrami, niemal całkowicie obejmując Pottera... stojącego w drzwiach jego salonu w ciemnych, eleganckich, opinających biodra spodniach, w kruczoczarnej koszuli, rozpiętej pod szyją, w zielonym krawacie, przy którym jego oczy wydawały się być niemal szmaragdowe...
Severus poczuł, jak coś gorącego pełznie w jego wnętrzu, ogarniając powoli całe ciało. Nie był w stanie oderwać od niego wzroku. A chłopak po prostu stał... najwidoczniej zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego... jakie wrażenie wywołał.
Palce Snape'a zbielały od zaciskania się na szklance, kiedy obserwował, jak Harry podchodzi do fotela, a potem odwraca się w jego stronę, trzymając w dłoniach jakąś paczkę i... zaczyna do niego podchodzić. Z tym niepewnym, zagubionym wyrazem twarzy... I Severus wiedział, że Potter robił to specjalnie. Udawał niewinnego, a tak naprawdę celowo nęcił go i kusił...
Iskry zniknęły, zamieniając się w krwistą czerwień, spływającą po ścianach, która zalewała jego skórę i oczy, mącąc mu wzrok...
Chłopak zatrzymał się i wyciągnął przed siebie paczkę. Do nozdrzy Severusa wdarł się ten okropnie słodki zapach wanilii i czekolady... Jego wzrok mimowolnie ześliznął się na rozpięty kołnierzyk i odsłoniętą szyję... Poczuł, że zaschło mu w ustach. Był tak twardy, że jego penis niemal przebijał się przez materiał spodni.
Potter coś do niego powiedział, ale do Severusa nic już nie docierało. Usłyszał tylko trzask rozbijanego szkła i jego usta już były na nim. Już wbijał wargi w tą ciepłą, gładką skórę, ugniatając dłońmi ramię i pośladki, pragnąc je zmiażdżyć w uścisku, pochłonąć go całego... pragnąc zsunąć z niego spodnie, rozszerzyć pośladki i zagłębić się w ten gorący, ciasny tunel... a potem pieprzyć go i pieprzyc i patrzeć, jak wije się pod nim, jęcząc i skamląc, jak błaga o litość, jak błaga o więcej, a potem spuścić się w nim, wypełniając go swą gorącą spermą, naznaczając go sobą, plugawiąc jego niewinność, a potem patrzeć, jak leży drżący, zbrukany, z sennym, nieprzytomnym uśmiechem... i pochylić się do niego, szepcząc mu wprost do ucha, jakim jest małym, nieznośnym złośliwcem, że doprowadził go do takiego stanu...
- Nie, zaczekaj! - Przez pulsujący szum w głowie Severusa przebił się głos Harry'ego, ale mężczyzna nie miał zamiaru na nic czekać. Musi go mieć. Teraz! Zaraz!
Odtrącił próbujące go powstrzymać dłonie i drżącymi z niecierpliwości palcami zaczął rozpinać jego spodnie, ani na chwilę nie przestając ssać i kąsać rozgrzanej szyi. Długi jęk, który wydobył się z ust chłopaka, sprawił, że czerwień przeszła już niemal w purpurę.
- Czekaj... - wydyszał z trudem Harry. - Mam dla ciebie... inny prezent, który... na pewno ci się spodoba.
*
Płomienie strzelały i buzowały, przypominając szalejące piekło, w którym wszystko się topiło. A pośród nich, na przykrytym czarną narzutą łóżku siedział... Potter. Napięty niczym struna, nagi i gładki, z rozłożonymi szeroko nogami i szczupłą dłonią zaciśniętą na swoim naprężonym penisie. Zielony, zawiązany na szyi krawat kołysał się miarowo w rytmie, w którym poruszał dłonią... Severus doskonale widział, jak napletek przesuwa się pod jego palcami, odsłaniając wilgotną, zaczerwienioną główkę, by po chwili zniknąć w ciepłym tunelu dłoni... jak smukłe uda drżą, pokryte kropelkami perłowego potu, a twarz jaśnieje, pogrążona w agonii przyjemności... Zielone, błyszczące gorączkową determinacją oczy wbijały się w niego zza zaparowanych okularów... wpółotwarte, wilgotne usta dyszały ciężko, wyrzucając z siebie głośne, przepełnione rozkoszą jęki...
Severus widział już w swym długim życiu wiele, ale czegoś równie olśniewającego... nigdy.
I pomyśleć, że cały ten pokaz był przeznaczony jedynie dla jego oczu... że Potter robił to tylko dla niego...
Nikt nie może tego zobaczyć! Nie pozwoli, by Czarny Pan dotknął tego wspomnienia swoimi obleśnymi palcami, by je zbezcześcił. Będzie musiał je ukryć. Tak głęboko, by nigdy go nie odnalazł.
Zachowa je tylko dla siebie. A potem będzie je odtwarzał. Wciąż i wciąż od nowa. Bez końca.
***
Severus zmarszczył brwi, starając się nie wpatrywać zbyt otwarcie w siedzącego przy stole Gryfonów Pottera i... i tę rudą dziewuchę, która bez przerwy pochylała się do niego i coś mu szeptała z przejęciem. Po co w ogóle się do niego przysiadła? Cóż za sekrety chciała z nim dzielić?
Severus oderwał od nich spojrzenie i wbił je w swój talerz, ale po chwili jego wzrok ponownie pofrunął w kierunku tej dwójki.
Nie podobało mu się to, jak blisko niego siedziała... w jaki sposób spoglądała na Pottera... jak się do niego uśmiechała...
Och, doskonale wiedział, zresztą jak i cała reszta nauczycieli, o tym, że Weasleyówna ma słabość do swego „wybawiciela” już od pierwszego roku nauki w Hogwarcie... i jakkolwiek wcześniej jej umizgi były do zaakceptowania, to teraz Potter... miał już swego pana. Należał do niego.
I Severus nie pozwoli, by ta żałosna dziewucha choćby spróbowała go teraz dotknąć...
Już miał odwrócić wzrok, aby chociaż na chwilę zająć się śniadaniem, ale wtedy Weasleyówna pochyliła się do Pottera i jej usta spoczęły na jego policzku.
Oczy Severusa zalała czerwień. Nie wiedział, w którym momencie jego dłoń znalazła się na ukrytej w szacie różdżce, a umysł rzucił niewerbalne zaklęcie.
Dziewczyna odskoczyła od Harry'ego niczym rażona wyładowaniem elektrycznym.
Severus skrzętnie ukrył wypływający mu na twarz wyraz satysfakcji.
Teraz już się do niego nie zbliży...
Sięgnął po puchar i wypił kilka łyków tych słabych pomyj, które Dumbledore nazywał winem, po czym odstawił go i zabrał się za śniadanie, ale nie zdążył wziąć nawet kęsa, kiedy od strony stołu Gryfonów dobiegły podniesione głosy.
Severus uniósł głowę akurat w chwili, kiedy Potter rzucił się przez stół na jednego ze swoich kolegów. Patrzył oniemiały, jak obaj lądują na podłodze wśród potrzaskanych naczyń i resztek jedzenia. Po kilku ciosach Potter złapał Gryfona za szatę, poderwał z podłogi i przycisnął do stołu, okładając na oślep pięściami i wrzeszcząc coś niezrozumiale. Ale wrzawa, która podniosła się w Wielkiej Sali, zagłuszyła wszelkie krzyki. Severus nie wiedział nawet, w którym momencie upuścił widelec, poderwał się z miejsca i niemal na przełaj ruszył ku walczącym. Już sięgał po różdżkę, ale McGonagall uprzedziła go, rzucając na Pottera zaklęcie rozbrajające i odrywając go od Finnigana. Harry poleciał do tyłu, uderzając głową w ławkę, ale zanim doszedł do siebie, Severus już przy nim był.
Złapał go za szatę na karku i z całej siły szarpnął, stawiając go na nogi.
Miał ochotę własnoręcznie wygarbować mu skórę. Za ten bezsensowny atak i za to, że swoim bezmyślnym zachowaniem mógł spowodować pewne nieodwracalne decyzje i konsekwencje. I za to, że Severus ledwie mógł złapać oddech ze zdenerwowania, a jego ciało trawił wewnętrzny ogień lodowatej wściekłości.
Wprost nie mógł uwierzyć w to, czego dopuścił się Potter. Zachował się niczym bezmózgi narwaniec. Odsłonił się, pozwolił się sprowokować i wykazał się całkowitym brakiem kontroli nad swoimi reakcjami. Rzucił się na drugiego Gryfona przy całej szkole, nie przejmując się konsekwencjami i narażając się nawet na wydalenie ze szkoły. Czy ten nieobliczalny dzieciak czasami w ogóle używał mózgu?
Och, będzie musiał z nim poważnie porozmawiać... i to nie będzie przyjemna rozmowa.
*
Szlabany z Potterem. Dwa razy w tygodniu. Musiał wziąć je na siebie, inaczej mógłby go już w ogóle nie widywać, a do tego nie mógł dopuścić. Chłopak i tak miał dużo szczęścia. Ale niech nawet nie myśli o tym, że mu się upiekło. Że te szlabany są czymś w rodzaju nagrody... Musi nauczyć się kontroli, inaczej swoimi impulsywnymi reakcjami może ich kiedyś zdradzić, a wtedy wszystko, wszystko runie. I nie będzie już żadnego sposobu, aby to odbudować.