Выбрать главу

Kiedy patrzył na zgarbione ramiona Pottera, na jego spuszczoną twarz i spłoszone spojrzenie.... wiedział, że nie może czekać, aż to, co go gnębi, rozwinie się i zatruje jego umysł jeszcze bardziej. Musi dowiedzieć się prawdy, póki jeszcze nie jest za późno.

*

I dowiedział się.

Zobaczył to w umyśle Pottera. Sen, w którym Severus go zdradził. Zobaczył strach i wątpliwości. Zobaczył, jak oplatają one umysł chłopca, odciągając go od niego.

Nie mógł na to pozwolić.

Złapał w ryzy swe własne, szarpiące się emocje, by nie uszkodzić umysłu Pottera i z chirurgiczną precyzją usunął z niego sen, wiedząc że dzięki temu znikną również wszelkie niewłaściwe myśli, które go dotyczyły, a w zamian zastąpił go zwykłym, banalnym koszmarem.

Ostrożnie wycofał się z jego umysłu i patrzył, jak powoli wraca mu świadomość. Puste, zasnute mgłą oczy Pottera wypełniły się blaskiem. Chłopak zamrugał.

To wystarczyło. Severus uwolnił spętane emocje.

- Co się... - zaczął Potter, ale mężczyzna nie pozwolił mu dokończyć. Złapał go za ramię, wyciągnął z salonu, niemal dowlókł do drzwi prowadzących na korytarz i wyrzucił za nie.

- Mówiłem, że jestem zajęty, Potter. Twój szlaban się dzisiaj nie odbędzie - warknął, zatrzaskując mu drzwi przed nosem, a następnie odwrócił się i oparł plecami o drewnianą powierzchnię. Po ścianach gabinetu spływała czarna jak smoła posoka, zalewała podłogę i wpełzała na sufit, gasząc po drodze wszystkie znajdujące się w pomieszczeniu światła.

Twarz Severusa wyglądała niczym wyrzeźbiona z granitu, ostra, o poszarpanych rysach i zmrużonych, pogrążonych w mroku czarnych oczach, wbitych w podłogę. Wydawał się ledwie oddychać, nie potrafiąc pozbyć się nieprzyjemnego uścisku w klatce piersiowej.

Dlaczego? Jak to się stało, że Potter miał taki sen? W którym momencie popełnił błąd? Dlaczego chłopak zaczął wątpić? Dlaczego zaczął się oddalać?

Czarna maź już niemal dopłynęła do butów Severusa, już niemal wpełzała na jego pelerynę...

Musi się napić!

Ruszył przed siebie, brnąc po kostki w ciemnej brei. Wpadł do salonu, podszedł do barku, wyjął z niego butelkę bursztynowego płynu i nalał sobie całą szklankę, którą wychylił duszkiem. Napełnił drugą i oparł się o blat, spoglądając przed siebie niewidzącym spojrzeniem.

Nie może mu na to pozwolić. Nie pozwoli mu się oddalić. Nigdy. Da mu to, czego chłopak pragnie. Czułość. Większe zainteresowanie. Coś, co sprawi, że zostanie...

Ucisk wzmógł się. Severus wypił drugą szklankę, ale alkohol nie pomagał. Sprawił jedynie, że jego spojrzenie stało się rozbiegane.

Musi doprowadzić do tego... by Potter znów tak na niego patrzył... tak jak wcześniej. I już nigdy się od niego nie oddalał... Nigdy.

Palce Severusa zacisnęły się wokół szklanki, kiedy przypomniał sobie wyraz oczu Pottera... spłoszony, wystraszony, nieufny... a następnie te same oczy, które zawsze patrzyły na niego z pragnieniem, oddaniem... nawet z tą przeklętą zuchwałością...

Szklanka przefrunęła przez pokój i z głośnym brzękiem rozbiła się o ścianę.

***

Minęły dwa dni. Potter zjawił się na kolejnym szlabanie z naręczem książek, co pokrzyżowało plany Severusa. I nieco go zaskoczyło. Chłopak po raz pierwszy zajął się nauką, a nie nim. I próbował nawet prowadzić z nim konwersację na odpowiednim dla Severusa poziomie, co było zdumiewające, zważywszy na to, jak ogromną wiedzę musiał przyswoić, aby tego dokonać. A przecież Severus, proponując mu swego czasu rozmowę na temat krwi buchorożców, chciał mu jedynie wytknąć braki w wykształceniu. Nie spodziewał się, że Potter aż tak weźmie je sobie do serca, że na następne spotkanie przyjdzie przygotowany lepiej niż do jakiegokolwiek egzaminu z Eliksirów w ciągu wszystkich jego lat nauki w Hogwarcie. To było... nieoczekiwane.

Ale sprawiło, że Severus zdecydował się przełożyć poniedziałkowy szlaban, który w zasadzie w ogóle się nie odbył, na piątek. Nie mógł czekać do kolejnego poniedziałku. To byłoby zbyt długo. Już i tak... wykazał cierpliwość.

Miał wobec chłopaka plany... bardzo konkretne plany. I nie obchodziło go, że Potter miał mieć w sobotę mecz. Tym razem nic mu ich już nie pokrzyżuje. Potter znowu będzie należał do niego. Znowu będzie patrzył na niego tak jak wcześniej...

Ta myśl krążyła w jego głowie przez kolejne dwa dni. Nie potrafił się jej pozbyć. Cokolwiek robił, wciąż tkwiła na dnie umysłu, determinując każdy jego krok i szepcząc mu do ucha: „Już niedługo znowu będzie twój...”

Piątkowy wieczór w końcu nadszedł. Severus siedział w fotelu, nieświadomie bębniąc palcami w poręcz i wpatrując się w przesuwającą się wolno wskazówkę zegara.

Jeszcze dziesięć minut. Potter zjawi się tutaj za niecałe dziesięć minut...

A kiedy tylko wejdzie... nie pozwoli mu nawet zaczerpnąć tchu, zanim zatopi w nim swe dłonie, swe usta i swego penisa...

Gdzie go weźmie? Przy drzwiach, tak jak ostatnio? Nie, okazałby w ten sposób zbyt dużą niecierpliwość... chłopak sam musi do niego przyjść.

Na podłodze? Mógłby zacisnąć dłonie na tych gładkich pośladkach, rozszerzając je, by mieć jak najdoskonalszy widok, a potem obserwować, jak jego penis wsuwa się w ten mały, ciasny tyłek, jak zagłębia się w zaczerwienionej, pulsującej otchłani i jak Potter skamle, drapiąc paznokciami podłogę...

Nie, jakkolwiek kusząca wydawała się ta wizja, to nie pomoże mu zrobić kolejnego kroku w pożądanym kierunku.

Może tutaj, na fotelu? Mógłby obserwować, jak Potter porusza się na nim, zataczając biodrami koła na jego kolanach... mógłby obserwować jego twarz w chwili największego uniesienia... mógłby znowu zobaczyć ten moment... moment, w którym wszystko odpływało z jego twarzy, pozostawiając jedynie czyste, promieniujące z niej spełnienie... Otwarte od krzyku usta, czarne kosmyki przyklejone do zroszonego potem czoła, zaciśnięte, drgające pod powiekami oczy... W tym jednym, jedynym momencie Potter zmieniał się. Już nie był Chłopcem, Który Przeżył ani krnąbrnym szesnastolatkiem... był czymś doskonałym.

Severus zamrugał i szybko poprawił szatę, zasłaniając napierającą na materiał spodni erekcję. Ponownie zerknął na zegar i w tym samym momencie usłyszał... odległy trzask otwierających się drzwi.

Powietrze wypełniło się czerwienią i żarem płomieni, a cienkie wargi rozciągnęły się w lekkim uśmiechu. Zdążył go jednak ukryć, zanim drzwi komnat otworzyły się i do środka wszedł Potter, ściskając w rękach... kilka podręczników.

Płomienie natychmiast zgasły, zastąpione wpełzającym na ściany mrokiem, pachnącym chłodnym rozczarowaniem i ciągnącym się za nim, niczym ogon komety, mroźnym gniewem.

*

Powietrze wydawało się syczeć. Nie było widać niczego, poza parującą, wypełnioną żarem czerwienią. Przesiąkała przez skórę, więziła oddech, wpływała do ust. Wypełniała całą przestrzeń, przynosząc ze sobą serię różnych dźwięków.

Bum. Bum. Bum. Bum. Bum.

Przypominało to odgłos szaleńczo bijącego serca. I... były też oddechy. Dwa mieszające się ze sobą oddechy, płytkie i niemal zachłanne. I... jęki. Odbijające się echem, przenikające przez siebie i tworzące całą feerię odgłosów spełnienia.

Promieniująca ciepłem, wilgotna skóra, ślizgająca mu się pod palcami. Gorący oddech, łaskoczący jego szyję. Słodki, mdlący zapach rozczochranych włosów, zmieszany z wonią emanującej pragnieniem skóry. Duszące opary jęków i to drobne ciało, napinające się i drżące przy każdym pchnięciu.