Выбрать главу

Był w nim. Szybkimi, płynnymi ruchami torował sobie drogę przez zaciskające się wokół niego mięśnie, smakując wargami tę ciepłą, gładką skórę. Potter był wszędzie. Czuł go każdym zmysłem, każdym oddechem, każdym pchnięciem. Jego naprężone ciało wznosiło się i opadało, dając mu tak wielką przyjemność... nie pamiętał, by kiedykolwiek przedtem...

I te zielone, rozszerzone oczy... zamglone, pogrążone w agonii przyjemności, uwięzione za okrągłymi okularami, zaparowanymi teraz i lekko przekrzywionymi. I... upojony, zachrypnięty szept:

- Doprowadzasz mnie do szaleństwa...

Tak, słodki Merlinie, tak!

Miał ochotę mu powiedzieć: Tak, tylko ja potrafię to robić. Tylko ja potrafię cię okiełznać, zniewolić, sprawić, że wciąż będziesz wracał po więcej i więcej... a potem, omdlewając z rozkoszy, będziesz sączył do mych uszu te słodkie zapewnienia, od których będę robił się jeszcze twardszy i będę pieprzył cię jeszcze mocniej, by wydobyć z ciebie kolejne wyznanie...

Szaleństwo? Istotnie, można powiedzieć, że to właśnie ono staje się naszym udziałem...

Sięgnął po okulary, zdejmując je z nosa Harry'ego. Pragnąc zobaczyć te oczy w całej swej okazałości, nie za kawałkami zaparowanego szkła. Musiał je widzieć. Musiał widzieć to spalające pragnienie, skierowane ku niemu. Tylko i wyłącznie ku niemu. Dotknąć go...

Złapał twarz Harry'ego i przyciągnął ku sobie, gładząc jego ciemne włosy. Czuł, jak miękkie kosmyki prześlizgują mu się pomiędzy palcami. Widział, jak powieki Harry'ego opadają niczym zasłony, oddzielając go od tego, co pragnął oglądać. Ale wiedział, że to wciąż tam jest. Coś, czego nigdy wcześniej nie widział w żadnych innych oczach.

Pochylił się i pocałował te powieki. Rozżarzona czerwień zamigotała, zmieniając barwę na ciepłą biel, ale w tej samej chwili wszystko utonęło w eksplozji, sypiących się iskrach i syczących płomieniach. A kiedy zasłona żaru opadła, odsłoniła dwie wyczerpane, rozluźnione sylwetki, przyciśnięte do siebie niczym stopione ze sobą figury woskowe. Dłoń Severusa gładziła plecy Harry'ego.

Minęła dłuższa chwila, zanim mężczyzna otworzył oczy. Jednak satysfakcja, która w nich płonęła, zaczęła powoli ustępować miejsca czemuś zimnemu i mrocznemu, co wkradało się do nich niczym cień, przysłaniając bijący z nich blask, ponieważ po raz pierwszy... po raz pierwszy myśl o tym, że chłopak będzie musiał zginąć, stała się tak... niepokojąca.

Do diabła, czyżby naprawdę zaczął popadać w szaleństwo?

Nie. Z pewnością nie.

Zmusił ten chłód, by rozrósł się w nim, by stłumił ogień, zasypując go lodem i zamieniając w trujące opary, które oplotły jego umysł, wyciszając go i kierując na właściwe tory...

Nie może pozwolić sobie na takie myśli. Nie może pozwolić sobie na to, aby cokolwiek odciągnęło go od jego celu... Chłopak nie jest przecież ważny. Najważniejsze jest pozbycie się Czarnego Pana. Raz na zawsze.

Na cienkich wargach pojawił się triumfalny uśmiech.

I to właśnie on tego dokona.

***

Pomieszczenie było niewielkie. Wypełniał je swąd spalonej skóry i mdły blask rzucany przez jedyną, znajdującą się na ścianie pochodnię.

Do stojącego na środku pomieszczenia krzesła przywiązany był ciemnowłosy mężczyzna. Magiczne pęta oplatały jego nagą klatkę piersiową i wykręcone do tyłu ręce. Ciało pokrywały rany. Płytkie cięcia, z których wciąż sączyła się krew, spływając po klatce piersiowej i brzuchu wyżłobionymi ścieżkami, ciemne plamy wypalonej, pomarszczonej skóry, otoczonej rozległymi zaczerwienieniami... opuszczona twarz i opadające na nią, zlepione krwią kosmyki włosów, które nie były w stanie zasłonić pokrywających ją głębokich rozcięć. Spływający po czole i karku pot mieszał się z ciemną posoką. Mężczyzna dyszał ciężko, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w podłogę, na którą co jakiś czas spluwał wymieszaną z krwią śliną.

- Radzę ci współpracować - powiedział wysoki, odziany w czerń mężczyzna, wkraczając w krąg światła. Jego głos był niski, głęboki i opanowany. Twarz ukryta była za białą, przypominającą czaszkę maską. Długie, blade palce zaciskały się wokół różdżki, a czarne, błyszczące za maską oczy wyrażały jedynie zimne zdecydowanie.

Przywiązany do krzesła mężczyzna uniósł głowę, spoglądając na stojącego przed nim Śmierciożercę z pogardą i nienawiścią w oczach.

- Nic ci nie powiem - wycharczał, po raz kolejny spluwając krwią. - Możesz mnie zabić. Wolę umrzeć, niż przyczynić się do waszego zwycięstwa.

- Och, śmierć to przywilej zarezerwowany jedynie dla tych, którzy na nią zasłużyli - powiedział Severus, powoli okrążając krzesło. - Dla ciebie przygotowałem zupełnie inne atrakcje. Wszystko, czego doznałeś do tej pory, było zaledwie rozgrzewką. - Stanął za krzesłem, pochylając się do ucha mężczyzny i wypowiadając mroźnym szeptem: - Czeka cię bardzo długa noc. Będziesz konał w największych męczarniach. Doznasz takiego cierpienia, jakiego nie potrafisz sobie nawet wyobrazić. Będziesz marzył o śmierci, błagał o nią, ale jej nie otrzymasz. Mogę cię utrzymywać przy życiu tak długo, jak zechcę. Będziesz patrzył, jak twoja skóra odchodzi płatami, a kości łamią się niczym zapałki i przebijają mięśnie... - Słyszał, jak mężczyzna wstrzymuje oddech. Niemal wyczuwał jego kąsające wnętrzności przerażenie. Wyprostował się i ruszył dalej. - Ale możesz tego uniknąć. Wystarczy, że przetłumaczysz dla mnie te kilka zdań... - Wskazał na leżącą w kącie na niewielkim stoliku księgę. - ...a będziesz wolny.

Zatrzymał się przed mężczyzną, przyglądając się z góry jego drżącym wargom i bladym policzkom. Severus wyczuwał emanujący od niego strach, ale oprócz niego było tam coś jeszcze... nienawiść.

Mężczyzna uniósł głowę i... splunął na jego szatę.

- Pierdol się - wycharczał.

Czarne oczy zmrużyły się, rozbłyskując lodem.

Wiele razy zastanawiał się, dlaczego tak wielu głupców uważało zacięty upór za oznakę odwagi... skoro nie przynosiła im ona niczego poza cierpieniem i śmiercią?

- Lacrima!

Powietrze rozdarł niemal zwierzęcy wrzask. Ciało mężczyzny wpadło w niekontrolowane drgawki, rzucając się na krześle z taką siłą, iż niemal przewróciło je na podłogę. Zaczerwieniona skóra okalająca jedną z ciemnych plam zaczęła się odrywać, odsłaniając mięśnie i nerwy.

I nagle wszystko ucichło. Ciało zwiotczało, a głowa mężczyzny opadła do przodu.

Severus opuścił rękę. Napięcie w jego oczach przygasło. Palce zaciśnięte wokół różdżki rozluźniły się nieco.

Przez chwilę po prostu przyglądał się nieprzytomnemu mężczyźnie, zastanawiając się nad następnym ruchem.

Był twardy. Twardszy, niż się spodziewał. Obawiał się, że w jego przypadku tortury mogły zdziałać niewiele, a nie mógł przesadzić, by nie zmasakrować za bardzo umysłu tego człowieka, tak jak stało się to z Longbottomami. Potrzebował jego wiedzy i umiejętności. A tych nie mogły zapewnić mu jednocześnie ani Imperius, ani Legilimens Evocis. Ani nawet Veritaserum, które otumaniało zbyt bardzo, by pozwolić na tak skomplikowaną czynność, jak odczytanie run.

Nie, będzie musiał zagrać inną kartą.

Sięgnął do kieszeni szaty i wyjął z niej niewielką buteleczkę. Złapał mężczyznę za włosy, odchylił jego głowę do tyłu, ścisnął szczękę, otwierając mu usta i wlał do nich odrobinę płynu.

Odstąpił, gdy mężczyzna zakrztusił się, otworzył szeroko oczy i gwałtownie pochylił się do przodu, plując czerwono-zieloną mazią.

- Interesujące zaklęcie, nieprawdaż? - zapytał Severus, kiedy mężczyzna skończył już krztusić się i pluć. - A gdybym tak użył go na twojej żonie i dzieciach? Zastanawiające, czy wytrzymaliby dłużej niż ty...?