*
Harry siedział w czarnym fotelu, z przerzuconymi przez oparcie nogami, rękami założonymi za głową i wzrokiem utkwionym w suficie. Na jego wargach błąkał się radosny uśmiech, a w oczach połyskiwały psotne iskry.
- Już widzę te nagłówki - powiedział, pogrążony w wyobrażeniach. - "Harry Potter - Chłopiec, Który Masturbował Się Na Lekcji", "Złoty Chłopiec już nie taki złoty". Hahaha. Już sobie wyobrażam komentarze: "Zawsze wiedziałam, że z tym chłopcem jest coś nie tak" - powiedziała nam Rita Skeeter. - "Ostrzegałam was, ale nikt mnie nie słuchał! On mógł to robić już od dawna! Kto wie, ile niewinnych umysłów zdeprawował?!" Otrzymaliśmy lawinę komentarzy od oburzonych tym incydentem rodziców: "Mój syn chodzi do szkoły z tym zboczeńcem!"; "Proszę go natychmiast zamknąć w Świętym Mungu! Jest niebezpieczny dla otoczenia! Może tam wyleczą jego chorobę..."; "Kto wie, jakie jeszcze perwersje ukrywa za fasadą normalnego, zdrowego chłopca, bohatera czarodziejskiego świata?" Niestety, pan minister uchylił się od komentarza. Zapytaliśmy więc dyrektora Hogwartu o jego stanowisko w tej sprawie, ale jedyna wypowiedź, jaką otrzymaliśmy, brzmiała: "Ach, to rzeczywiście poważny problem. Może dropsa cytrynowego?" - zakończył swój wywód, parskając śmiechem.
Z Severusem działo się coś dziwnego.
Śmiał się.
Próbował się opanować, ale nie udawało mu się to. Zasłonił więc usta dłonią, starając się to za wszelką cenę ukryć, a przynajmniej chociaż zakamuflować.
Nie do wiary. Ten smarkacz naprawdę go rozbawił... Uczucie było... obce. Odległe. Niemal zapomniane... I niepokojąco przyjemne. Przypominało łaskoczące wnętrze ciepło, jakkolwiek idiotycznie brzmiało takie określenie.
Czując na sobie zaskoczone spojrzenie Pottera, udało mu się w końcu opanować i wyjść z twarzą z tego nagłego przypływu czułostkowych doznań, ale chłopak i tak patrzył na niego tak, jakby zobaczył co najmniej Norweskiego Smoka Kolczastego, który podskakuje i macha ogonem. Miał przynajmniej na tyle rozumu, żeby tego nie skomentować. Zresztą tylko by spróbował...
- To byłby naprawdę... interesujący artykuł - powiedział w końcu Snape, łapiąc zduszony oddech.
Wstrętny smarkacz!
*
W powietrzu unosiło się gorąco. Falowało i wirowało, układając się w szkarłatne pasma.
Severus wypuścił z ust zaczerwieniony, wilgotny sutek i odchylił się, spoglądając na swoje dzieło, a następnie przenosząc wzrok w górę, na wpatrzone w siebie, błyszczące jak w gorączce zielone oczy i otwarte od jęków usta. Lubił, kiedy Potter wyglądał tak jak w tej chwili. Z rumieńcami na policzkach i przekrzywionymi okularami. Rozpalony, uległy, skupiony tylko i wyłącznie na nim...
Uśmiechnął się mrocznie i w tej samej chwili poczuł ciepłe dłonie łapiące jego twarz. Zanim zdążył zareagować, zobaczył przybliżającą się twarz Pottera, przymykające się powieki, rozchylające się wargi...
W ostatniej chwili zdążył odwrócić głowę i odsunąć się. Żar rozpłynął się niczym mgła, zastąpiony chłodem i napływającą ciemnością.
Znowu próbował... znowu! Do diabła, co ten chłopak sobie wyobraża?
Z pociemniałym od gniewu spojrzeniem odwrócił głowę z powrotem, już otwierając usta do tyrady słownej, ale wtedy zobaczył wyraz twarzy Pottera...
Tak potwornie rozczarowany... pokonany... zamknięty.
Cholera, zabolało go to...
- J-ja... muszę iść - wymamrotał cicho chłopak.
Severus zacisnął usta, przyglądając się, jak Potter zsuwa się z jego kolan i rzuciwszy niewyraźne "dobranoc", niemal wybiega z salonu. Kiedy przebrzmiało już echo zatrzaskiwanych drzwi, Severus odwrócił głowę w stronę kominka.
Czy on niczego się nie nauczył? Przecież już dawno dał mu jasno do zrozumienia, że pocałunek to pewna granica, pewna bariera, której Severus nigdy nie przekraczał. I z pewnością nie zamierzał tego zrobić teraz. Był zbyt intymny. Wymagał... zaangażowania.
Potter nie miał prawa tego żądać. Nie miał prawa stawiać go w takiej sytuacji. Impulsywny, samolubny gówniarz, który nigdy nie myśli o konsekwencjach! Nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, nie rozumie, że dopuszczenie do tego grozi... utratą kontroli.
Możesz zanurzyć dłonie w strumieniu, aby nabrać wody i ugasić pragnienie, ale gdy pochylisz się za bardzo, aby dotknąć wargami powierzchni wody... możesz bardzo łatwo stracić równowagę, wpaść w zdradliwe głębiny i utonąć. To było zbyt duże ryzyko, a Severus nie mógł sobie na nie pozwolić. Stawka była zbyt wysoka.
I chłopak będzie musiał się z tym pogodzić, czy mu się to podoba, czy nie.
Spojrzenie Severusa ponownie spoczęło na drzwiach.
Do cholery z nim!
Błyskawicznie zerwał się z fotela, złapał odłożoną na czarny fotel pelerynę-niewidkę i wypadł za drzwi.
*
To była dobra decyzja. Gdyby tego nie zrobił... gdyby za nim nie poszedł... chłopak mógłby zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. W chwili, w której zobaczył jego pokaleczone dłonie... zrozumiał, jak bardzo Potter był... kruchy. Jak bardzo uzależnił się od niego, dostosowując swoje szczęście do relacji z Severusem. I jak bardzo ta myśl... niepokoiła.
Dlatego też odsunął ją, poświęcając swe myśli treningom z Nottem. Chłopak nie był tak zdolny jak Malfoy czy Zabini, których wyszkolił już jakiś czas temu, ale brak umiejętności nadrabiał zaangażowaniem. Szkoda jednak, że marnował swą moc na bezsensowne mordowanie zwierząt, karmiąc swą ciemność byle czym, bez celu, bez finezji i bez kontroli. Ale skoro jego ojciec nalegał na to, by Severus nauczył jego syna wszystkich najbrutalniejszych zaklęć, to nie mógł odmówić, szczególnie że chłopak mógł w ten sposób zaspokoić swą nienasyconą, młodzieńczą i bezproduktywną żądzę krwi, nie ściągając przy tym na siebie i na Severusa kłopotów.
Ale oczywiście nie dotyczyło to Pottera, który sam potrafił być często jednym wielkim kłopotem. Kiedy chłopak wpadł do jego gabinetu, wrzeszcząc niczym opętany, że Severus zdradza go z Nottem - chociaż sam ten pomysł był tak absurdalny, że tylko obłąkaniec mógł na coś takiego wpaść - demolując mu gabinet i niemal tracąc oddech na samą myśl, że Severus mógł dotknąć kogokolwiek, kogokolwiek poza nim... uczucie, które pojawiło się wówczas w Severusie, było... niespotykane. Zazdrość Pottera była tak destrukcyjna, tak kąsająca, tak niszczycielska... że, niczym wypełniony lawą pocisk, trafiła wprost w jego erekcję, wypełniając go tak wielkim głodem, iż nie mógłby dalej funkcjonować, gdyby go nie zaspokoił... gdyby nie udowodnił temu nieobliczalnemu dzieciakowi, jak bardzo go pożąda... i że jest jedyną osobą, która daje mu tak wielkie spełnienie...
- Jesteś... tylko... ty... Potter...
Kiedy wymawiał te słowa... kiedy zagłębiał się w nim, w jego drżącym ciele, w jego zachłannym spojrzeniu... przyjemność była tak silna, że niemal go zabiła.
Ale kiedy było już po wszystkim... kiedy obaj leżeli w uścisku, próbując odzyskać oddech i zmysły... Potter znowu to zrobił. Znowu wypowiedział słowa, których Severus nie chciał słyszeć...
- Jestem tylko ja. I zawsze będę.
...ponownie ściągając ciemność. I chłód.
***
Severus nienawidził Świąt Bożego Narodzenia. Uważał je za najbardziej bezproduktywne święto, jakie istniało, służące jedynie pozbawionemu kontroli obżarstwu, wydawaniu setek galeonów na przedmioty, które nikomu się do niczego nie przydadzą, udawaniu życzliwości dla całego świata, obwieszaniu każdej możliwej powierzchni tandetnymi, koszmarnymi ozdobami i spędzaniu czasu z ludźmi, których wcale nie miało się ochoty oglądać. Śpiewające bombki, migoczące lampki, mieniące się w oczach kokardki i prześladujące go ze wszystkich stron, wyszczerzone w uśmiechach twarze doprowadzały go do niestrawności. A coroczna, świąteczna przemowa Dumbledore'a, której dyrektor zapewne nie oszczędzi im i w tym roku, była swoistym zwieńczeniem całego tego cyrku.