Выбрать главу

Harry poczuł, jak cały sztywnieje, a lodowata fala przerażenia zalewa jego rozbity umysł.

Zauważył to! Skoro on to widział, to pewnie cały Slytherin już wie... I Malfoy...

- Co jest, Potter? Odebrało ci mowę, czy może wspominasz właśnie wasze wspólne gorące chwile? Zważywszy na to, jak wczoraj na niego patrzyłeś, musiał cię porządnie...

- Co tu się dzieje? - wysoki, chłodny głos przerwał potok tnących jak brzytwa słów, płynących z ust Ślizgona. Zza pleców Zabiniego wyłonił się Malfoy. Jego oczy zmrużyły się, kiedy zobaczył Harry'ego. Zapłonęła w nich nienawiść. Trująca i nieokiełznana.

Gryfon skrzywił się nieznacznie, jednak za wszelką cenę postanowił nie dać się sprowokować. Cokolwiek Malfoy powie...

- Właśnie opowiadałem Potterowi o tym, jak cudownie było podziwiać jego wczorajsze wyczyny na lekcji eliksirów. Ten rozmarzony wzrok, te uwodzicielskie gesty... - drążył Zabini. Crabbe i Goyle rechotali, trzymając się za brzuchy. - Wiesz, co ja myślę, Potter? Że ty i Snape naprawdę...

- Zamknij się! - warknął nagle Malfoy, co sprawiło, że Crabbe i Goyle również prawie natychmiast ucichli. Zabini urwał i spojrzał podejrzliwie na Malfoya, który wbijał w niego twarde jak stal spojrzenie. - Nic nie widziałeś. Rozumiemy się? - wycedził, nie odrywając wzroku od wykrzywionej grymasem niezadowolenia twarzy Ślizgona. Zabini otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Malfoy podniósł drżący od tłumionej wściekłości głos. - Niczego nie zauważyłeś. Jeżeli spróbujesz komuś o tym wspomnieć, to będą ostatnie słowa, które zdołasz wypowiedzieć.

W korytarzu zapadła całkowita cisza. Zabini zacisnął zęby i powoli, z wysiłkiem skinął głową.

- Chodźcie - rzucił Malfoy i ruszył do klasy, potrącając Harry'ego ramieniem, kiedy przechodził obok, jednak nie spojrzał na niego ani razu. Crabbe i Goyle podążyli za swoim przywódcą. Zabini rzucił Harry'emu jeszcze jedno, pełne wściekłości spojrzenie, po czym dołączył do pozostałych.

Harry stał na środku korytarza, całkowicie oniemiały. Myśli w jego głowie pędziły szaleńczo i prześcigały się w próbach wyjaśnienia tego, co przed chwilą zaszło.

Co to miało znaczyć? Dlaczego Malfoy go bronił? Przecież powinien przyłączyć się do Zabiniego i swoich goryli. Zawsze tak robił. Dlaczego zamiast szydzić z Harry'ego, wściekł się na Zabiniego i kazał mu o wszystkim zapomnieć? Co się zmieniło? Czyżby planował coś ze Snape'em? Ale jeżeli byliby w zmowie, to Snape nie ukarałby go wtedy, kiedy napadł na Harry'ego. A może to miała być tylko zasłona dymna, żeby Harry myślał, że oni są po przeciwnych stronach? Ale jak mieliby być po przeciwnych stronach, skoro obaj służą Voldemortowi? Co prawda Snape jest szpiegiem, ale przecież Malfoy o tym nie wie.

Co się, do cholery, dzieje?

Najgorsze jest to, że Zabini zauważył zachowanie Harry'ego. Wiedział, że ryzykuje, ale wtedy zupełnie nie myślał o konsekwencjach. Był całkowicie zaślepiony. Ale skoro Zabini zauważył, to ile jeszcze osób mogło to widzieć? A Gryfoni? Czy oni też się zorientowali?

Harry'ego ogarnęła panika.

Może jednak nikt więcej nie widział. Nikt go wczoraj nie zaczepił. Dzisiaj na śniadaniu też nie. Ale może zauważyli, jednak nie dali tego po sobie poznać. Pewnie nadal boją się Snape'a, który niewątpliwie zemściłby się, gdyby dotarło do niego, że nadal tworzą insynuacje na temat jego i Harry'ego.

Olśniło go.

No właśnie! To pewnie dlatego Malfoy tak się zachował. Bał się, że Snape się dowie. Takie rozsądne zachowanie nie było może domeną Ślizgona, ale kto wie, co Snape mu wtedy zrobił albo powiedział... Ale czy Malfoy aż tak się go boi? To by wyjaśniało, dlaczego zaatakował Lunę, a nie Harry'ego.

- Harry, wyglądasz, jakbyś zobaczył Sam-Wiesz-Kogo. Dobrze się czujesz? - zatroskany głos Tonks przebił się przez jego galopujące myśli i sprowadził go na ziemię. Nauczycielka stała obok niego, trzymając w rękach teczkę i przypatrując mu się z uwagą.

- Och nie, nic. Wszystko jest w porządku, naprawdę - uśmiechnął się blado.

* * *

Przez kilka kolejnych dni Harry zachowywał się tak, jakby był całkowicie nieobecny duchem. Snuł się po korytarzach, pogrążony w myślach, nie odzywając się niemal do nikogo. Popołudniami przesiadywał w bibliotece lub czytał książki w dormitorium. Hermiona i Ron byli nieco skonfundowani zmianami, które w nim zaszły. Próbowali z nim porozmawiać, ale ich przyjaciel był nad wyraz milczący i cichy. Rzadko się uśmiechał, rzadko coś mówił. Wykręcał się od treningów Quidditcha, zasłaniając bólem głowy. Zamiast trenować, zaczął popołudniami odwiedzać Hagrida i pomagać mu w hodowli Krakwatów Jadowitych.

Z punktu widzenia Rona i Hermiony stał się zamkniętym w sobie, wiecznie zajętym samotnikiem, z którym ciężko było się porozumieć, nawet w kwestii tego, czy do kurczaka woli sos pomidorowy, czy czosnkowy. Oboje bardzo się o niego martwili, jednak nie potrafili zrobić nic, co wyciągnęłoby go z przygnębienia, jakie wokół niego wyczuwali.

Żadne z nich nie wiedziało, że samopoczucie Harry’ego wynika z postanowienia zajęcia się czymkolwiek, byle by nie myśleć o Snape’ie i tym, co między nimi zaszło. Wymagało to od niego ogromnej siły woli, a i tak wspomnienia powracały niczym bumerang, uderzając w najmniej odpowiednich momentach. Chciał o wszystkim zapomnieć, a co jest lepszym sposobem, niż głowa zajęta zupełnie innymi sprawami?

Harry nie planował, co będzie robił. Wszystko przychodziło tak samo z siebie. Po prostu rzucał się w wir zajęć, które pozwalały mu nie myśleć o tym, jak został potraktowany. Szczególnie, że karmienie Krakwatów i równoczesne uważanie na ich jadowite kolce było zajęciem wybitnie niesprzyjającym ponurym rozmyślaniom.

Z Quidditcha musiał chwilowo zrezygnować, ponieważ nie byłby w stanie usiedzieć na miotle... Ale nauka była także świetnym sposobem na odciągnięcie myśli od niebezpiecznych terenów.

Wszystkie te zajęcia znakomicie wypełniały pustkę, którą pozostawiły w nim słowa Mistrza Eliksirów.

Zdawał sobie sprawę z tego, że poddał się całkowicie.

Unikał Snape'a tak skutecznie, jak tylko się dało. Przestał już umykać z posiłków, kiedy pojawiał się na nich Mistrz Eliksirów, ale przez cały ten czas ani razu nie spojrzał na czarną sylwetkę. Harry wyczuwał podskórnie, że Snape go przez cały czas obserwuje. Jednak prędzej zjadłby fasolkę o smaku wymiocin, niż dał mężczyźnie w jakikolwiek sposób do zrozumienia, że nie potrafi zapomnieć...

Kolejna lekcja eliksirów zbliżała się wielkimi krokami i z każdą mijającą chwilą Harry popadał w coraz większą panikę. Przez cały tydzień próbował przygotować się do niej psychicznie, jednak na samą myśl o tym, że miałby spotkać się ze Snape'em, na dodatek w tej klasie, czuł, jak niewidzialna siła ściska jego żołądek i płuca.

Ku uldze Harry'ego Snape nie pojawił się na piątkowym śniadaniu, jednak przyszedł na obiad, co skutecznie odebrało mu apetyt. Zaraz po obiedzie miała odbyć się lekcja eliksirów, której tak bardzo się obawiał. Wszystko to sprawiło, że nie przełknął nawet kęsa, co nie uszło uwadze Hermiony.

- Harry, musisz coś zjeść! Ostatnio jadasz mniej niż skrzat. Nie będziesz miał sił do nauki - nagabywała go, kiedy wraz z innymi uczniami wychodzili z Wielkiej Sali i kierowali się w stronę lochów.

- Co to za zapach? - przerwał jej Ron, pociągając nosem i rozglądając się na wszystkie strony.

- Jaki zapach? - za trójką przyjaciół przystanął Neville. Hermiona także zatrzymała się i pociągnęła nosem. - Pachnie jak... bardzo duża ilość soku pomarańczowego.

- Na Merlina! - sapnął Ron, wpatrując się wielkimi oczami w coś podążającego korytarzem. Pozostali odwrócili się i oniemieli.