- Postanowiłem ograniczyć kontakty z chłopakiem do niezbędnego minimum. Jest hałaśliwy i natrętny. Za bardzo mi się narzuca, co przeszkadza i spowalnia prace nad eliksirem - odparł gładko Severus, patrząc przed siebie nieruchomym wzrokiem. - Ale jeżeli sobie tego życzysz, Panie, to mogę częściej się z nim widywać. - W chwili, kiedy Severus wypowiadał te słowa, na jego twarzy pojawił się przelotny wyraz obrzydzenia.
Czarny Pan przypatrywał mu się uważnie przez chwilę, po czym odparł:
- Pozostawiam decyzję tobie, Severusie. Liczy się tylko to, by chłopak nie oddalał się od ciebie. Nieważne w jaki sposób tego dokonasz, ale gdy nadejdzie czas, musi chodzić za tobą na kolanach, bez wahania wykonując każde twoje polecenie.
- I tak właśnie będzie - odpowiedział Severus, kiwając głową i pozwalając, by jego usta rozciągnęły się w szyderczym uśmiechu.
- A jak twoje postępy z eliksirem? Udało ci się już pozyskać oczy szyszymory?
- Pracuję nad tym. Skontaktowałem się z jednym z najlepszych łowców tych zjaw w Wielkiej Brytanii. Powinien mi je dostarczyć zaraz po Nowym Roku. Podobno najwięcej pojawia się ich w sylwestrową noc, wtedy kiedy wszystko umiera, by następnego dnia narodzić się na nowo.
Czarny Pan pokiwał głową z aprobatą.
- Znakomicie. Jeżeli pojawią się jakiekolwiek problemy, natychmiast mnie o nich informuj.
- Oczywiście, mój Panie. - Severus skłonił się i w tym samym momencie usłyszał podniesiony głos:
- Glizdogonie!
Drzwi uchyliły się i do środka wsunął się niski, drżący człowieczek.
- Tak, mój Panie?
- Przyprowadź do mnie Bellatriks i Blackwooda.
- Już pędzę, mój Panie.
Nie minęła chwila, gdy drzwi ponownie się rozwarły i do środka wkroczyła Bella, a tuż za nią jej wysoki, potężnie zbudowany kuzyn.
- Wzywałeś nas, Panie? - zapytała kobieta, kłaniając się w pas i wpatrując w Voldemorta z uwielbieniem. Jej wzrok na chwilę spoczął na Severusie i mężczyzna wyczuł w nim pełną ekscytacji ciekawość. Czarny Pan już jakiś czas temu poinformował go, że wtajemniczył w ich plan Bellatriks, ponieważ już wiele razy udowodniła mu, że jest mu najwierniejsza. Zrobił to, by Severus mógł korzystać z jej pomocy, gdyby pozyskanie któregokolwiek ze składników było jeszcze bardziej problematyczne niż tych, które udało mu się zdobyć do tej pory.
Severus nie był z tego zadowolony. Wiedza Bellatriks jedynie mu przeszkadzała. Kobietę ogromnie bawiło jego zadanie i nie potrafiła powstrzymać się przed przypominaniem mu o tym podczas każdego spotkania, zmuszając go do tego, by opowiadał jej coraz pikantniejsze szczegóły o tym, co robi z Potterem, a następnie wyśmiewała się z chłopaka i komentowała wszystko ociekającym obrzydzeniem tonem.
Czarny Pan spojrzał na trzech stojących przed nim Śmierciożerców i oświadczył:
- Chcę omówić z wami szczegóły najbliższego ataku. Wspominałem o nim podczas dzisiejszego zebrania. Zdecydowałem, że to wy trzej go poprowadzicie.
Bellatriks wydała z siebie okrzyk zachwytu, a Blackwood uśmiechnął się paskudnie. Jedynie Severus zachował kamienny wyraz twarzy.
- Hampstone ma spłonąć - kontynuował Czarny Pan. - Macie dokonać jak największych zniszczeń. To ma być spektakularne widowisko. Wybijcie jak najwięcej tych żałosnych ścierw, zanim zostaniecie wykryci. - Oblicze Voldemorta wykrzywił okrutny uśmiech. - Chcę, aby Czarodziejski Świat na długo zapamiętał świąteczny prezent, który dla nich przygotowałem...
***
Przez korytarze Hogwartu przesuwał się cień. Na moment wkraczał w światło, kiedy przechodził obok umieszczonych na ścianie pochodni, by po chwili ponownie pogrążyć się w mroku. Czarna peleryna powiewała za nim, przypominając ciągnącą się jego śladem smugę lodowatej ciemności. Sunął wprost w stronę lochów. I w końcu dotarł pod drzwi swego gabinetu. Wyszeptał hasło i wszedł do środka. Przemierzył gabinet w kilku krokach i po chwili znalazł się w salonie. Skrzaty rozpaliły ogień w kominku, ale w momencie, kiedy mężczyzna znalazł się w pomieszczeniu, płomienie przygasły, a powietrze ochłodziło się.
Skierował swoje kroki w stronę barku, opierając się dłońmi o ciemny blat i opuszczając głowę. Na jego ściągniętej twarzy widniało silne wzburzenie. Oczy przypominały wykrzesane z lodu kryształy, w których odbijała się... dusząca, niemal desperacka wściekłość. I wykrzywione paskudnym uśmiechem oblicze Czarnego Pana.
Wciąż było mu mało. Wciąż chciał więcej wspomnień, więcej i więcej, by napawać się nimi, by upajać się upokorzonym Potterem... by się z niego naśmiewać.
Severus zacisnął pięści. I uderzył nimi w blat, wydając z siebie odgłos przypominający warkot oszalałego zwierzęcia.
Ciągle słyszał w głowie jego śmiech. Jego i Bellatriks. Nie potrafił się ich pozbyć. I tak było zawsze, kiedy wracał ze spotkania.
Severusie, na twoim miejscu odkażałabym swojego fiuta za każdym razem, kiedy musiałabym go wsadzać w tyłek tego brudnego smarkacza! Jeszcze się czymś od niego zarazisz... na przykład jakimiś obrzydliwymi... uczuciami.
W czarnych oczach pojawiło się pęknięcie.
Jego ciało zareagowało samoczynnie, zrzucając z niepohamowaną wściekłością wszystkie szklanki, które stały na blacie. Przestrzeń wypełniła się dźwiękiem rozbijającego się szkła.
I w tym samym momencie Severus poczuł ciepło w kieszeni. Mimowolnie sięgnął po kamień i drżącą dłonią przysunął go do twarzy, odczytując wiadomość:
Dobranoc, Severusie.
Przez moment po prostu stał i wpatrywał się w kamień, nie poruszając się. Po chwili jego powieki przymknęły się, a ramiona rozluźniły. Ogień w kominku zamigotał i powietrze ociepliło się. Ciemność zaczęła ustępować. Śmiechy ucichły. Kąsające wzburzenie wycofało się, zastąpione napływającym, kojącym spokojem. Dłonie przestały drżeć. Kiedy otworzył oczy, po wypełniającym je lodzie nie było już śladu. Roztopił się.
Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał w kierunku swojego laboratorium. Odłożył kamień do kieszeni i powoli ruszył w stronę biblioteczki, a kiedy ta odsunęła się, ukazując wejście, skierował swoje kroki wprost ku myślodsiewni. Zatrzymał się nad nią i spojrzał na kotłujące się w niej złociste pasma, czując na twarzy ich żar. Wyciągnął ręce, zaciskając je na brzegu misy.
Chciał dotknąć tego żaru. Znowu go w sobie poczuć. Sprawić, by rozlał się w nim niczym rwąca rzeka. By ponownie go wypełnił.
I zrobił to. Pochylił się, zanurzając w myślodsiewni swoją twarz i pozwalając porwać się temu wirowi.
***
Wzrok Severusa utkwiony był w Harrym, który trzymał książkę w dłoniach i zdawał się być całkowicie pochłonięty lekturą. Ale Severus wiedział, że to tylko pozory. Bowiem wszystko było tylko po to, żeby go kusić. Rozpięty kołnierzyk, który odsłaniał jasną, gładką skórę i zapraszał, by zatopić w niej zęby. Niechlujnie przekrzywiony krawat, pognieciona koszula, zbyt szeroko rozstawione nogi.
Tak bezczelnie wyuzdany... Doprawdy, co on sobie wyobraża?
Wzrok Severusa przesuwał się coraz wyżej, zatrzymując się na wargach Pottera, które chłopak co jakiś czas oblizywał.
Kusił go, bezwstydnie prowokował... Co za złośliwy, podstępny gówniarz...
Harry przerzucił stronę i kolejny raz oblizał wargi, przygryzając je.
Severus zdusił jęk, kiedy jego spodnie stały się ciasne. Pragnął, żeby te usta zacisnęły się wokół jego penisa. Pragnął zatonąć w gorącej, cudownej wilgoci i widzieć to lubieżne spojrzenie, patrzące na niego zza zaparowanych okularów, od którego niemal dojdzie. Pragnął... do diabła, dlaczego nie miałby po prostu wstać i wziąć tego?
Podniósł się niemal bezszelestnie.