Выбрать главу

Severus odwrócił wzrok od rzucającego się po ziemi, płonącego niczym żywa pochodnia mężczyzny i spojrzał w głąb ulicy. Śmierciożercy nie oszczędzali nikogo. Widział, jak Adraught ciągnie za włosy młodą kobietę, wlokąc ją za sobą po ziemi. Słyszał jej rozpaczliwe zawodzenie, ale to prawdopodobnie nie ból był tego przyczyną, a martwe, dwuletnie dziecko, które kobieta trzymała za nogę, ciągnąc je za sobą, jakby wciąż wierzyła, że nie jest jeszcze za późno. Ale było. Severus widział połyskującą w blasku ognia smugę krwi, która wiła się za nimi po ziemi.

- Pomocaaaaarrrggghhh!

Severus odwrócił się akurat w momencie, kiedy młody chłopak o rozczochranych, czarnych włosach przewracał się wprost na niego. Jego krew siłą rozpędu spryskała białą maskę i szatę, w którą przyodziany był mężczyzna. Severus złapał go mimowolnie i w tej samej chwili cała okolica pogrążyła się w gęstej ciemności, w której jedyne światło padało na zastygłą w wyrazie przerażenia twarz chłopca... ciemne, rozwichrzone włosy, tak znajome... i... i nagle Severus został uderzony wizją, w której te jasnobłękitne, gasnące oczy zmieniły barwę na szmaragdową zieleń, ukrytą za okrągłymi okularami, i doznał wrażenia, jakby coś złapało go za gardło i próbowało wciągnąć w grząskie bagno mroku, w którym klęczał, trzymając w ramionach wiotkie, martwe ciało...

Czy tak to będzie wyglądało? Czy tak właśnie będzie trzymał Pottera po tym, kiedy Czarny Pan odbierze mu moc i życie?

- Zostaw to ścierwo - usłyszał przebijające się przez ciemność prychnięcie i wszystko powróciło. Jednak wydawało się dobiegać jakby zza szyby. Wrzaski, płomienie, tryskająca krew. Jego własna ręka unosząca się i rzucająca klątwę. Ciało kobiety tarzającej się w męczarniach po trawniku. Tubalny śmiech Blackwooda oraz jego pełne ekscytacji słowa.

Ale pomimo całej otaczającej go kaźni, Severus wciąż widział jedynie te ciemne włosy i wypełnione pustką oczy. I nie był w stanie oderwać od nich wzroku. Dopóki nie dotarł do niego głos Blackwooda, wypowiadający to jedno, znajome słowo:

- ...Pottera w swoje ręce, to pozwoli nam się z nim trochę zabawić...

Severus oderwał spojrzenie od leżącego na ziemi ciała i powoli odwrócił głowę w stronę stojącego obok niego mężczyzny. Powietrze wypełnił lodowaty podmuch.

- Nie mów, że nie miałeś na to ochoty przez te wszystkie lata, kiedy był zaledwie na wyciągnięcie twojej ręki - kontynuował Śmierciożerca. - Wyobraź to sobie... przerżnąć ich "Złotego Chłopca", ich "cudeńko", "nadzieję czarodziejskiego świata", tego parszywego "Wybrańca"... Wgnieść go w ziemię, zdeptać, zadać mu taki ból, jakiego nigdy sobie nie wyobrażał, a potem rżnąć go do utraty przytomności, tak jak kiedyś to robiliśmy... Och, to będzie coś pięknego! - Z ust Blackwooda wydobył się gardłowy śmiech przypominający charczenie.

Obsydianowe oczy nie poruszyły się. Ale coś ukrytego za nimi szarpało się jak w amoku, jakby próbowało wyrwać się i rzucić stojącemu obok mężczyźnie do gardła. I rozerwać go na strzępy.

Severus widział to już oczami wyobraźni. Widział, jak Blackwood wije się u jego stóp w męczarniach, poddawany najstraszniejszym torturom. Widział, jak powoli ulatuje z niego życie, a wraz z nim także i pragnienie, które ośmielił się poczuć.

Nigdy go nie dotknie. Nigdy nawet się do niego nie zbliży. W ogóle nie ma prawa oddychać tym samym powietrzem, co Potter. Chodzić po tej samej ziemi. Istnieć tuż obok niego.

W momencie, w którym go zapragnął, sprowadził na siebie śmierć. I Severus najchętniej zadałby mu ją już teraz, w tej właśnie chwili, żeby już nawet przez jedną sekundę nie mógł pomyśleć o tym, co jeszcze zrobiłby z jego Potterem... ale musiał się powstrzymać. W pobliżu było zbyt wielu świadków.

- Będzie? - zapytał Severus, nie odrywając zamyślonego spojrzenia od Blackwooda, ale mężczyzna całkowicie je zignorował, dalej snując swój wywód z błyszczącymi mściwym podekscytowaniem oczami:

- Ustawię się jako pierwszy w kolejce do jego dziewiczej dupy...

Snape zrobił krok w jego stronę. Zamarznięta trawa zaskrzypiała pod jego butami.

Jesteś już trupem, Blackwood... to tylko kwestia czasu.

- Nie mogę się wprost doczekać, kiedy to zobaczę.

***

Chciał po prostu wrócić do swych komnat i odpocząć. Zmyć z siebie cały ten smród oraz pokrywające jego szatę plugastwo. Oczyścić umysł z obrazów, pozbyć się wypełniającego go brudu, którym obrósł niczym skorupą, a potem z butelką whisky w dłoni, stanąć nad żarem buchającym z myślodsiewni i pić łyk za łykiem, pić tak długo, dopóki nie będzie mu już wszystko jedno i dopóki nie będzie gotów, aby znowu rzucić się w ogień...

Lecz kiedy tylko przekroczył próg swych komnat i usłyszał za sobą szelest... i odwrócił się z różdżką przygotowaną do obrony... ujrzał Pottera.

Pottera, którego nie chciał widzieć. Nie teraz, nie w tej chwili, kiedy konstrukcje jego umysłu po całym dniu udawania, mordowania i grania kilku różnych ról były mocno już nadwątlone... kiedy wiedział, że wystarczy jeden mocniejszy wstrząs, aby nie dał rady ich już utrzymać... i aby wszystko skończyło się katastrofą.

Próbował się go pozbyć. Próbował wszystkiego. Ale Potter nie wychodził. Nie chciał iść, nie chciał zostawić go w spokoju. Wciąż tylko uparcie prawił te swoje naiwne, niedorzeczne brednie i nawet gdy Severus zaczął ciskać w niego klątwami, wciąż tylko... był. Jak światło, którego nie można w żaden sposób zgasić, a które przez cały czas razi, aż w końcu pozostaje tylko zakryć przed nim oczy i udawać, że to, co zostało przez nie wydobyte z mroku, wcale nie istnieje.

I że ten pogłębiający się ucisk w klatce piersiowej także nie istnieje.

- Nie chcę umierać... - szept Harry'ego był niezwykle cichy, ale wystarczył, aby dokonać pustoszących zniszczeń i obudzić demony. Martwe ciało u jego stóp... ciemne włosy rozsypane na trawie... nieruchome, pozbawione blasku oczy... i po wszystkim...

...próżnia.

I nic poza nią.

Zdołał wynurzyć się w ostatniej chwili. Skupił swój wzrok na siedzącym na podłodze Potterze i jeszcze mocniej zacisnął dłoń na różdżce, którą celował mu między oczy.

- Nie ty jeden jesteś ofiarą w tej wojnie, Potter - wycedził, z trudem panując nad głosem. - Nie ty pierwszy i nie ostatni. Myślisz, że ci wszyscy, którzy zginęli, także nie pragnęli żyć? Myślisz, że chcieli złożyć swoje życie w ofierze? Myślisz, że tylko ty musisz poświęcić coś, co jest ci najbliższe?!

Niemal się zachłysnął, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział, a właściwie wykrzyczał w twarz Pottera.

Ale na szczęście chłopak najwyraźniej tego nie zauważył... albo nie zrozumiał.

To dobrze.

- Nie o to chodzi! - Potter również odpowiedział krzykiem. - Jeszcze niedawno zrobiłbym to bez wahania. Nie zależało mi. Ale teraz... teraz mam... coś. Ciebie. I boję się, bo nie chcę tego stracić. Kiedyś zabicie Voldemorta było dla mnie najważniejsze. Teraz... teraz ty jesteś najważniejszy! Nie rozumiesz tego? - dokończył cicho.

Severus zacisnął usta, starając się nie zwracać uwagi na otwierającą się pod nim przepaść.

Jak mógłby tego nie rozumieć? Rozumiał aż za dobrze...

Ale z pewnością tego nie zaakceptuje. Nie zaakceptuje niczego, co mogłoby zagrozić jego największemu pragnieniu. Pragnieniu, które do tej pory utrzymywało go przy życiu... Choćby miał to wyrwać z siebie gołymi rękami, niezależnie od tego, jak bolesne to będzie i jak wiele krwi przy tym straci...

- Czasami priorytetem jest to, co ważne, a nie to, co osobiste - wypowiedział zachrypniętym, odległym głosem. - I należy się z tym pogodzić, Potter.