Выбрать главу

- Nie! Nigdy się z tym nie pogodzę! Można to połączyć...

- Połączyć? - przerwał mu Snape. - Wierz mi, że nie można. Jeżeli dopuścisz do priorytetów osobiste uczucia, to już jesteś przegrany.

Ten głupi chłopak niczego nie rozumiał! Nie, on po prostu wpieprzał się w jego życie, nie bacząc na nic i naiwnie myśląc, że uczucia to coś, co można nosić w sobie jak zbroję i co nie ma żadnego wpływu na zwycięstwo. Na przetrwanie.

A to była słabość. Straszliwa, żałosna słabość i tylko głupcy pozwalali, aby nimi zawładnęła, aby nimi kierowała... Głupcy z sercem na dłoni, którzy myślą, że ta słabość da im jakąkolwiek ochronę, że pozwoli im przeżyć... Ale to nie jest żadna zbroja. To zasłaniające widok i utrudniające ruchy łachmany. To coś, co może cię jedynie zabić. I zrobi to przy pierwszej, nadarzającej się okazji.

Potter zmarszczył brwi, wpatrując się w Severusa badawczym, lustrującym wzrokiem. I po chwili zapytał, mrużąc oczy:

- A jakie są twoje priorytety, Severusie?

Posuwali się po niebezpiecznej krawędzi, z każdą chwilą coraz bardziej zbliżając się ku przepaści.

- Nie prowokuj mnie, Potter - warknął Snape, starając się zapanować nad drżeniem głosu.

- Nie mam takiego zamiaru - odpowiedział spokojnie Harry. - Chcę tylko wiedzieć, co tak ważnego przeszkadza ci w... byciu ze mną. Czasami odnoszę wrażenie, że swoim zachowaniem próbujesz mnie do siebie zniechęcić. Jakbyś chciał trzymać mnie na dystans. Nie rozumiem, dlaczego tak postępujesz. Ale chcę, żebyś wiedział, że twoje próby są daremne. To jest niemożliwe, ponieważ ty zawsze jesteś ze mną... - Harry przesunął dłoń i położył ją na swoim sercu - ...tutaj - szepnął cicho.

Zawsze.

To wydarzyło się w ciszy. Zagłuszyła walący się mur, pękającą tarczę, rozbijającą się w pył barierę. Wypełniła każdą szczelinę, rozlewając się po ciele Severusa płynnym spokojem i sprawiając, że na jedną krótką chwilę wszystko, co mogłoby go zakłócić, odpłynęło... Czarny Pan, każda rzucona klątwa, każda penetracja umysłu, każdy wrzask cierpienia oraz gasnące oczy...

Pozostał tylko on. Tylko Potter.

A także pragnienie. Tak silne, że niemal ogłuszające. Teraz, kiedy nie było w nim niczego, kiedy wszystko, co do tej pory utrzymywało go na powierzchni, zniknęło, kiedy wszystko, czym się karmił, zostało z niego wyssane... pozostał jedynie głód. I próżnia. Próżnia, którą tylko Harry potrafił wypełnić... którą tylko on był w stanie wypełnić.

Poczuł, jak kolana uginają się pod nim, a ręce wyciągają, by sięgnąć po to, czego potrzebował do przeżycia. I zagarnął to, przyciągając Harry'ego do siebie i już po chwili zanurzał się w nim, w jego gorącu i zapachu, w jego spojrzeniu i oddaniu, czując, jak to wszystko wypełnia go, jak rozrasta się w nim, sięgając coraz głębiej i rozgrzewając każdy fragment jego oblodzonej duszy.

Ale to wciąż było zbyt mało. Pragnął więcej. Pragnął go jeszcze więcej.

Sięgnął więc jeszcze dalej. Do jego umysłu. Otwartego teraz niczym wyciągnięta dłoń, która pragnie jedynie dawać. I doznał niemal wstrząsu anafilaktycznego, kiedy został nagle otoczony przez... to. Było wszędzie. Silne i twarde niczym diament, a jednocześnie miękkie i delikatne niczym puch... i tak niesamowicie ciepłe... i należało tylko do niego. Cała ta... moc, ponieważ nie potrafił tego inaczej nazwać. Skierowana tylko ku niemu. Gotowa zrobić dla niego wszystko.

Siła ukryta pod maską... ułomności. Czy tak to właśnie wyglądało? Czy zawsze tak... parzyło?

Chciał... nie, musiał jej spróbować... jeszcze bardziej się w nią zanurzyć.

I zrobił to.

A rozkosz, której wtedy doznał, wydała mu czymś prawie nieziemskim, pomimo iż była zaledwie ułamkiem tej drzemiącej w Harrym mocy. Przypominała kąpiel w lawie. Z której z trudem udało mu się wypłynąć.

Opadł na drżące ciało pod sobą, haustami łapiąc powietrze, które uleciało mu z płuc. Kręciło mu się w głowie i po raz pierwszy nie był w stanie dojść do siebie po orgazmie. Miał wrażenie, że całe jego ciało pulsuje od ognia, który przed chwilą je strawił.

I wtedy poczuł ramiona Harry'ego, oplatające się wokół jego szyi i przyciągające go jeszcze bliżej.

- Niech cię cholera, Potter... - wysapał z trudem, kiedy udało mu się już odzyskać głos. Był pewien, że chłopak uśmiechnął się, ale w tej chwili kompletnie go to nie obchodziło. Chciał po prostu tak pozostać, czując go każdym fragmentem swego ciała, każdym zmysłem. Jego dotyk, jego zapach, jego spokojny oddech...

Poruszył się i uniósł na rękach, spoglądając na jego zarumienioną twarz i wpatrzone w siebie z uwagą krystalicznie zielone oczy. Mimowolnie uniósł odzianą w rękawiczkę dłoń i dotknął blizny w kształcie błyskawicy przecinającej zroszone potem czoło. Powoli przesunął palec na skroń i policzek, z fascynacją przyglądając się smudze krwi, którą pozostawiał jego dotyk. Krew tych wszystkich, którzy dzisiaj zginęli, lśniąca na tej jasnej, nieskazitelnej skórze... była niczym profanacja.

Przesunął palec na brodę i w końcu zatrzymał go na rozchylonych wargach, brukając je czerwienią.

Przełknął ślinę, czując, że zupełne nagle zasycha mu w gardle.

Przez jedną szaloną chwilę zastanawiał się, czy mógłby polizać te wilgotne usta? Tylko raz przesunąć po nich językiem, by poczuć ich smak...

Ale wiedział, że gdyby to zrobił, to wykonałby o ten jeden krok za daleko... i nie mógłby już wtedy powstrzymać się, by nie zanurzyć się głębiej w ich smaku, w ich żarze... i to byłby jego koniec.

Nie, musi go posmakować w inny sposób. W inny sposób ugasić to wciąż nie do końca zaspokojone pragnienie, które konsumowało go od środka.

Zaczął więc sunąć dalej, znacząc na skórze krwawy ślad, aż w końcu dotarł do jego penisa. Zdjął zębami rękawiczkę i owinął dłoń wokół erekcji Pottera. Była tak gorąca, że niemal parzyła... jak ogień, którego doznał, kiedy był wewnątrz niego. I pragnął go znowu doświadczyć, pragnął ujrzeć go w tych zielonych oczach, jak najszybciej... Chłopak jęczał i skamlał, kiedy Severus przesuwał dłonią po jego penisie, za wszelką cenę pragnąc wyciągnąć z niego orgazm, pragnąc znowu ujrzeć tę jasność rozlewającą się po jego twarzy, potrzebując jej. I nie musiał czekać zbyt długo.

Szczupłe ciało wygięło się, a z ust Harry'ego wydobyło się coś, co przypominało zawodzące westchnienie. Ramiona, które chłopak owijał wokół szyi Severusa, zacisnęły się jeszcze mocniej, jakby próbował zgnieść go w uścisku, a jego szyję owionął parzący oddech.

Czuł ciepłe strugi nasienia osiadające na jego dłoni.

Mimowolnie oblizał wargi, czując, że znowu zasycha mu w ustach. Potrzebował tego. Jak najszybciej. To pragnienie... paliło.

Oswobodził się z uścisku Harry'ego i uniósł na ręce, spoglądając z góry na zaczerwienioną, promieniującą twarz i przyklejone do czoła, wilgotne kosmyki ciemnych włosów. Widział płonący w szeroko otwartych oczach ogień. Ogień, który sięgał niemal do jego umysłu i Severus czuł go tak wyraźnie, jakby płonął także w nim.

Wypuścił z ręki rozgrzanego penisa i uniósł pokrytą spermą dłoń do ust.

Polizał.

Smakowała... wybornie. Wlała się do jego ust niczym strumień chłodnej wody do wysuszonego gardła, w jednej chwili gasząc pragnienie i przynosząc ulgę nieporównywalną z niczym innym. Cały smak Pottera... cały jego entuzjazm, nieprzewidywalność, naiwność, oddanie, cała ta drzemiąca w nim siła... wszystko zawarte w tej białej, słodko-gorzkiej cieczy. W jego ustach. W jego gardle. W nim. Rozlewająca się po jego ciele i dogaszająca to zrujnowane pogorzelisko, które pozostało w nim po tym, czego doświadczył. Przynosząca... spokój.