W ich stronę zmierzała Luna. Na głowie miała ogromny kapelusz, na którym leżał stos na pół zmiażdżonych, przepołowionych, albo wyciśniętych pomarańczy. Na samym czubku stała misa pełna soku pomarańczowego, który przy każdym kroku wylewał się na boki i chlapał na kamienną podłogę.
Uczniowie omijali ją szerokim łukiem i pokazywali palcami, chichocząc pod nosem. Hermiona wyglądała, jakby poraził ją piorun, a Ron na przemian otwierał i zamykał usta. Kiedy Krukonka przechodziła obok nich, kilka pomarańczy spadło z kapelusza i z mlaśnięciem wylądowało u ich stóp. Harry poczuł, jak od kwaśnego zapachu jego usta wypełniają się śliną.
Luna miała na sobie także naszyjnik z mandarynek i pomarańcze poupychane w kieszeniach szaty. Posłała im nieprzytomny uśmiech i poszła dalej, nucąc coś pod nosem. W dłoni ściskała kopertę.
Pierwsza otrząsnęła się Hermiona.
- Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć, dlaczego ona miała TO na głowie?
- To przeciwko Szpiczajkom Długouchym - odparł gładko Harry, błądząc w swoich myślach.
- Przeciwko CZEMU? - Hermiona wyglądała, jakby miała za chwilę stracić nad sobą panowanie.
- Żeby nie podsłuchiwały - wyjaśnił Gryfon nieobecnym głosem, wciąż coś analizując. Nie widział spojrzeń, które w niego wlepiali.
- Harry - zaczęła Hermiona, siląc się na spokój. - Czy możesz mi wyjaśnić...
- Nie idę na eliksiry - oświadczył nagle Harry. Było to tak niespodziewane, że zaskoczyło nawet jego.
- Co? - Ron przerwał milczenie, które zapadło po tych słowach. Patrzył na Harry'ego tak, jakby nagle wyrosła mu druga głowa.
- Nie możesz, Harry! - odezwał się Neville. Jego głos drżał ze strachu. - On cię zabije! Przecież to Snape!
- Boli mnie głowa i źle się czuję. Nie mogę iść na eliksiry - odparował Harry zdecydowanym głosem.
- No to idź do pani Pomfrey, żeby ci coś na to dała. Musisz być na eliksirach! - przekonywał go Ron. - Wiesz, jaki jest Snape. Wścieknie się na ciebie i może zrobić ci to samo, co Malfoyowi.
- Nie - odparł Harry, czując, jak wzbiera w nim gniew.
Oni nic nie rozumieli!
- Ale Harry... - Ron nie chciał dać za wygraną, gdy nagle przerwał mu ostry głos Hermiony, stojącej do tej pory z boku i tylko mierzącej Harry'ego nieodgadnionym spojrzeniem.
- Przestańcie! Harry'ego boli głowa, nie słyszeliście? - Ron i Neville zamknęli usta, patrząc na dziewczynę ze zdumieniem. - Wróć do dormitorium, Harry. Powiem Snape'owi, że źle się czułeś i nie mogłeś przyjść.
- Odbiło ci? - syknął Ron. - Przecież on nigdy w to... - urwał jednak, widząc spojrzenie, które skierowała ku niemu Gryfonka.
- Chodźcie już, bo się spóźnimy - rzuciła w stronę Rona i Neville'a.
Harry spojrzał na przyjaciółkę z wdzięcznością, po czym zawrócił i ruszył w stronę pokoju wspólnego. Chciał się znaleźć jak najszybciej w zacisznym schronieniu dormitorium.
To nie było mądre posunięcie, ale co innego mógł zrobić? Jak miałby siedzieć spokojnie na lekcji i patrzeć na biurko, na którym on i Snape...
Nie, miał o tym nie myśleć!
Przez te dwie godziny poczyta jakąś książkę, a potem może zejdzie na kolację.
Nie obchodziły go konsekwencje. Najważniejsze było to, że uniknie spotkania i konfrontacji.
O ile Snape w ogóle zauważy jego nieobecność, skoro jest dla niego nikim...
"Nie! Przestań!" - skarcił się w myślach, kiedy przemierzał opustoszały pokój wspólny i wchodził po schodach do sypialni. Wyciągnął z kufra pomiętą od wielokrotnego czytania książkę "W powietrzu z Armatami" i pogrążył się w lekturze, przysięgając sobie, że nie pomyśli o Snapie i eliksirach ani razu przez całe dwie godziny.
Jednak z każdą mijającą chwilą jego serce ogarniały coraz większe wątpliwości, a żołądek ściskał się ze zdenerwowania i strachu.
Wmawiał sobie, że nie ma się czego bać. Nic mu się nie stanie, jeżeli raz opuści zajęcia.
W końcu nie mógł już czytać. Odłożył książkę i zajął się porządkowaniem zawartości swojego kufra. Wyrzucił wszystko na podłogę i zaczął układać ponownie, po jednej stronie kładąc książki, a po drugiej ubrania. Po jakimś czasie złapał się jednak na tym, że wkłada rzeczy, jak popadnie i powstał jeszcze większy bałagan, niż był poprzednio.
Westchnął i przysiadł na piętach, opierając czoło o chłodne wieko skrzyni. Oddychał szybko i próbował uspokoić mocno bijące serce.
Wszystko będzie dobrze, nic się nie stało. To tylko jedna lekcja...
Nagle usłyszał kroki na schodach. Strach zmroził jego serce. Nie myśląc o tym, co robi, zerwał się z podłogi i wyciągnął różdżkę w stronę drzwi...
... w których pojawili się Ron i Neville.
Harry odetchnął z ulgą, ale uczucie napięcia nie ustąpiło nawet odrobinę. Obaj wyglądali, jakby przebiegli co najmniej dziesięć mil. Mieli podkrążone oczy i miny sugerujące ciężkie przeżycia.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony. Ron posłał mu długie, pełne wyrzutu spojrzenie.
- Snape - wypowiedział z jątrzącą się nienawiścią w głosie. Harry poczuł, jak przeszywa go bolesny, lodowaty prąd, który zmroził każdą część ciała.
- Co zrobił? - zapytał, starając się sprawić, by jego głos nie drżał tak bardzo. Neville podszedł do łóżka i rzucił się na nie z wyraźna ulgą.
- Co zrobił? - syknął Ron. - Co zrobił?! Gdybym wiedział, że tak się to skończy, to zaciągnąłbym cię na tę lekcję choćby i siłą! Straciliśmy przez ciebie prawie sto punktów! - krzyknął, mierząc Harry'ego spojrzeniem pełnym goryczy i złości. Harry próbował przełknąć ślinę, ale gula w jego gardle nie pozwoliła na to. - Nigdy, przez całe pięć lat, nie widziałem jeszcze Snape'a w takim stanie!
- Wściekł się? - zapytał cicho Harry, mając szczerą nadzieje, że przyjaciel zaprzeczy, ale jednocześnie zdając sobie sprawę, że to płonne marzenia.
- Wściekł się?! To mało powiedziane. On wpadł w szał! Zapienił się tak bardzo, że myślałem, że nikt z nas nie wyjdzie z tej klasy w takim samym stanie, w jakim do niej wszedł.
- Kazał nam wszystkim wypijać różne świńskie eliksiry - wyjęczał Neville z głową wciśniętą w poduszkę. - Najgorszy był ten ostatni...
- Wszyscy zaczęliśmy po nim podskakiwać jak oszalali i nie mogliśmy przestać - wyjaśnił Ron drżącym głosem. - A to wszystko przez ciebie! Przez to, że nie przyszedłeś! I na dodatek ciągle nam odbierał punkty. Neville'owi odebrał piętnaście punktów tylko za to, że na niego spojrzał.
Harry stał oniemiały, słuchając tego wszystkiego i nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
Przecież to niemożliwe, żeby jego nieobecność na lekcji, aż tak rozsierdziła Snape'a. Nic z tego nie rozumiał. Przecież miał być dla niego nikim...
Ron usiadł ciężko na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Poczucie winy spadło na Harry'ego niczym uderzenie Wierzby Bijącej. To przez niego oni wszyscy ucierpieli. Tak bardzo bał się konfrontacji ze Snape'em, że naraził innych na niebezpieczeństwo. Ale skąd mógł wiedzieć, że to się tak skończy?
No tak, przecież to Snape... Mógł przewidzieć jego zachowanie.
- A gdzie jest Hermiona? - zapytał, gdyż uświadomił sobie nagle, że przecież nie wróciła razem z nimi. Ron wzruszył ramionami.
- Kazał jej zostać. Nie wiem, po co.
Harry'ego zalała kolejna fala strachu i przygniatającego poczucia winy.
A jeżeli Snape, żeby zemścić się na Harrym, obleje Hermionę?
Nie, nie zrobiłby przecież czegoś takiego. Chociaż, słuchając opowieści Rona miał wrażenie, że Snape byłby zdolny do wszystkiego.
- Nieźle nas wszystkich wpakowałeś, Harry - głos Hermiona, dobiegający od drzwi sprawił, że niemal podskoczył. Dziewczyna wkroczyła do pokoju, jej twarz była napięta.