Выбрать главу

Oblizał wargi i przymknął powieki, ponownie zagłębiając twarz w jego gorącej szyi oraz odurzającym zapachu, czując, jak iskry zamieniają się w drżenie i jak drżenie przeistacza się w krople lawy, które spływają po jego skórze, wypalając w niej rany... i jak to coś, co nie pozwalało mu oddychać, mając Pottera tak blisko siebie, to coś, co więziło mu oddech w płucach, kiedy na niego patrzył, to coś, co szarpało się w nim, kiedy czuł go na języku i w nozdrzach... jak to coś rozprzestrzenia się w nim coraz bardziej i bardziej, zamieniając głód, który zawsze odczuwał w... porażające nerwy, konsumujące wszystkie zmysły pragnienie, z którym Severus nie miał już siły walczyć. Wypełniało go, płynęło w jego żyłach, szarpało lędźwiami i próbowało rozerwać go na strzępy... i wiedział, że jeżeli zaraz nie dotknie Pottera, jeżeli go nie skosztuje, jeżeli nie zatopi w nim swoich ust i zębów, i palców, i języka... to oszaleje.

Nie był w stanie dłużej mu się opierać. Sięgnął po niego dłońmi drżącymi z potrzeby. Dłońmi, które pragnęły jedynie dotykać go. Ustami, które pragnęły całować i smakować go. Palcami, które pragnęły zanurzać się w jego żarze i sprawiać mu przyjemność. I w końcu penisem, który jedyne, czego pragnął, to... być w nim.

I zastanawiał się, czy to wciąż było jeszcze pragnienie... czy już może obłęd?

***

Dumbledore połknął haczyk. Wystarczyła niewielka wzmianka o planowanym ataku na Międzynarodową Federację Quidditcha, aby całkowicie skupił się na obronie tego obiektu. A wykorzystując panujący w budynku zamęt oraz biegających wszędzie aurorów i pracowników instytutu, Severusowi wystarczyły dwie celnie rzucone Avady, aby pozbyć się wskazanych przez Czarnego Pana przynęt w postaci najmniej przydatnych Śmierciożerców.

Jasna strona ma swoją małą wygraną, a Czarny Pan nic na tym nie traci.

Pozostała jednak jeszcze jedna sprawa, którą Severus zamierzał załatwić przy okazji tej misji.

Czując, że Eliksir Wielosokowy, który wypił jeszcze przed przybyciem na miejsce, przestaje działać, przyspieszył kroku, by jak najszybciej znaleźć się w umówionym miejscu spotkania na tyłach budynku. Uliczka była wąska i ciemna. Wiedział, że ma niewiele czasu, zanim zjawią się tu aurorzy przeszukujący teren i że będzie musiał załatwić to w miarę szybko.

Mocniej zacisnął dłoń wokół różdżki i wyszedł zza rogu.

- Na Merlina, to ty. - Blackwood odetchnął i opuścił różdżkę, którą obronnie wycelował w Severusa, kiedy ten niespodziewanie wyłonił się z ciemności. - Jak poszło? Załatwiłeś ich?

Severus niemal niezauważalnie skinął głową, obserwując opadające w dół ramię mężczyzny. Och, wiele ryzykował, sprowadzając go tutaj i wmawiając, że potrzebuje jego pomocy, na wypadek, gdyby Śmierciożercy zdołali wycofać się i dotrzeć w miejsce, skąd mogliby się aportować. Miał czekać tutaj i zabić ich obu, gdy tylko pojawią się w zasięgu wzroku. Ryzykował naprawdę wiele, ponieważ zadanie, które przydzielił mu Czarny Pan, było tajne i nikt poza nim nie miał prawa o nim wiedzieć. Ale to ryzyko było niczym w porównaniu z tym, co otrzyma w zamian...

Ręka Blackwooda opadła.

- Expelliarmus.

Niespodziewanie rzucone zaklęcie nie miało większych problemów z rozbrojeniem nieprzygotowanego na nie mężczyzny. Severus złapał jego różdżkę w tym samym momencie, w którym zaskoczony Blackwood wykrzyknął:

- Co ty...?

- Infirmitate!

Mężczyzna zgiął się wpół i opadł na kolana. Wyglądał tak, jakby nagle stracił wszystkie siły i nie był w stanie utrzymać się na nogach.

Powoli uniósł głowę i przekrwionym wzrokiem spojrzał na Severusa, którego twarz nie wyrażała w tej chwili niczego oprócz pogardy. W brązowych oczach ukrytych pod kotarą brudnych, kędzierzawych włosów zapłonęło zrozumienie.

- Zwabiłeś mnie tu specjalnie... - wycharczał z trudem. - Czego chcesz?

- Jedynie twojej śmierci - odpowiedział spokojnie Severus, podchodząc o krok bliżej i nie przestając celować w niego różdżką.

Na twarzy Blackwooda odmalowało się pełne przerażenia zdumienie.

- Co? Niemożliwe. Czarny Pan nigdy by...

- Czarny Pan nie ma z tym nic wspólnego - odparł zimno Snape, podchodząc jeszcze bliżej. - Jesteś tutaj, ponieważ... - odsunął końcem różdżki część zasłaniających twarz mężczyzny włosów, aby móc dokładnie widzieć jego twarz - ...zapragnąłeś niewłaściwej osoby. - Kędzierzawe brwi Blackwooda zmarszczyły się. Severus pochylił się i wysyczał mu prosto w twarz głosem zimniejszym niż lód. - Potter jest tylko mój. Twoje brudne ręce nigdy go nie dotkną. Nigdy.

Widział, jak oczy Blackwooda rozszerzają się z niedowierzania. Niemal słyszał jego galopujące szaleńczo myśli. Jak próbuje poskładać fakty. Próbuje zrozumieć.

- Potter? A więc ten wielki plan Czarnego Pana dotyczący Pottera... to o to chodziło! Naprawdę to zrobiłeś, Severusie. Zdobyłeś go!

W oczach Snape'a zamigotały kryształki lodu.

- Ty, na szczęście, nie dożyjesz rozwiązania tego planu - wycedził, celując prosto między oczy unieruchomionego mężczyzny.

- Zaczekaj! - wychrypiał desperacko Blackwood. - To był... to był tylko żart. To, co wtedy powiedziałem. Potter nic mnie nie obchodzi. Możesz go sobie wziąć. Uwolnij mnie i zapomnijmy o tym incydencie.

Ciemność, która napłynęła do oczu Severusa, wydawała się wypełniać również całą przestrzeń.

- Masz mnie za idiotę? - zapytał pogardliwie. - Widzisz... nawet gdybyś zdołał okiełznać swoje chore zapędy... nawet gdybyś przyrzekł pod Veritaserum, że go nie dotkniesz... nawet gdybyś się własnoręcznie wykastrował... to ja i tak będę wiedział, że go pragniesz... że w twoim wynaturzonym umyśle pojawiły się jakiekolwiek myśli związane z nim. Tak więc sam widzisz... nie mogę pozwolić ci żyć. Nie mogę pozwolić nawet na to, abyś oddychał tym samym powietrzem, co on.

Blackwood wpatrywał się w niego z absolutnym niedowierzaniem.

- Severusie, nie mówisz poważnie. Przecież to tylko jakiś...

- Zamknij się! - Severus wbił różdżkę w jego czoło, odpychając mu głowę w tył i zmuszając mężczyznę do uniesienia wzroku. - Nic o nim nie wiesz. Nigdy nie będzie ci dane zobaczyć, jak wznosi się i opada, jak jaśnieje blaskiem spełnienia. Nigdy nie ujrzysz tego bezgranicznego pragnienia w jego oczach, tego oddania... Potrafisz je sobie wyobrazić? Oczywiście, że nie. Skąd miałbyś je znać?

Na twarzy Blackwooda odmalowała się bezwzględna, osłupiała groza.

- Ty coś do niego czujesz - powiedział zaszokowany. - Zwariowałeś!

Severus pochylił się, przybliżając usta do jego ucha.

- Tak - wyszeptał. - Zwariowałem.

Błysnęło zielone światło i twarz Blackwooda na zawsze zamarła w wyrazie bezbrzeżnego zdumienia.

Severus schował różdżkę, jeszcze raz spojrzał na nieruchome, martwe ciało u swoich stóp i aportował się.

***

Oczy Szyszymory były niezwykle cennym, rzadkim i trudnym do zdobycia składnikiem, dlatego Severus został zmuszony do skorzystania z usług zawodowego łowcy zjaw, płacąc mu tym, w czym był najlepszy - kilkoma skomplikowanymi, niemożliwymi do uwarzenia dla zwykłych śmiertelników eliksirami. Był to jedyny składnik, który potrafił tolerować wszelkie rodzaje trucizn, nie zmieniając zasadniczo swoich właściwości.

Severus nasączył oczy Szyszymory wywarem z owoców oraz liści belladonny, jadu czarnej mamby oraz rozgniecionych kolców jadowych szkaradnicy i odłożył na najodpowiedniejszy dla dodania moment. Musiał jeszcze tylko znaleźć sposób na odsunięcie w czasie efektów ich działania, aby eliksir nie zabił nosiciela od razu po wypiciu. Powinien uaktywnić się najpóźniej w dwie godziny po wypiciu. Będzie musiał jeszcze poeksperymentować na oddzielnym eliksirze, aby wyszukać najodpowiedniejszy element blokujący receptory, a jednocześnie taki, który nie zamieni nosiciela w roślinę. I będzie potrzebował na to wiele czasu...