Выбрать главу

Niestety chwilowo nie miał go zbyt dużo. Zimowe ferie dobiegły końca i Hogwart znowu został zalany przez powódź śmiechów i krzyków hałaśliwej bandy dzieciaków i Severus musiał powrócić do swych codziennych obowiązków obejmujących nauczanie, układanie testów, sprawdzanie bezwartościowych wypracowań oraz przygotowywanie Notta do inicjacji i wstąpienia w szeregi Śmierciożerców.

I właśnie podczas jednej z wypraw do Zakazanego Lasu, podczas których znowu musiał oglądać, jak chłopak pławi się w bezużytecznym okrucieństwie, nieukierunkowanym i stanowiącym jedynie zbędne marnotrawstwo mocy, wydarzyło się coś, czego nie przewidział. Nott, upojony płynącą w jego żyłach Czarną Magią, postanowił w swej niedojrzałej głupocie zaatakować jedne z najniebezpieczniejszych stworzeń żyjących w Zakazanym Lesie - Krakwaty. I to oczywiście Severus musiał ratować mu skórę, co niemal przepłacił życiem.

Nigdy nie sądził, że Potter posiada pod tą strzechą włosów jakieś przydatne informacje, a już w szczególności informacje, które mogą uratować życie Severusowi.

A jednak.

Co prawda Severus był pewien, że sam w zupełności by sobie poradził, a gdyby było z nim już naprawdę źle, to gotów był nawet udać się do Dumbledore'a, ale Potter... zaskoczył go. I nawet nie tyle swoją wiedzą, co... reakcją. Wydawał się wręcz chory z przerażenia. Jakby sama myśl, że mógłby stracić Severusa, była wystarczająca, aby odebrać mu chęć do dalszego życia...

I do tego te słowa:

Posłuchaj... jeżeli ktoś lub coś zrani ciebie, to... tak jakby zranił mnie. Nie umiem tego wytłumaczyć. Ale ja też to odczuwam. Jesteś dla mnie wszystkim...

Znowu słowa, których nie powinien był wypowiadać; których Severus nie miał ochoty słuchać i najchętniej zamknąłby przed nimi swój umysł i nie pozwolił, by wciąż rozbrzmiewały mu w głowie, tak wyraźnie, jakby zostały wewnątrz niej wyryte.

I nie chciał pamiętać tego potwornego uczucia, które nie pozwoliło mu zasnąć przez całą noc i zmusiło do spędzenia jej w swym fotelu przed kominkiem... uczucia, że może cokolwiek Potterowi "zawdzięczać"...

Nie, chłopak miał tylko dużo głupiego szczęścia. Nic mu nie jest winien.

Absolutnie nic.

***

Schowek. Teraz!

Severus wypuścił z dłoni kamień, który zaciskał w ukrytej w kieszeni dłoni, i przyspieszył kroku, aby zdążyć dotrzeć w umówione miejsce, zanim jeszcze z klas i bocznych korytarzy zaczną wylewać się uczniowie. Wiedział, że Potter przybiegnie do niego od razu, kiedy tylko odczyta wiadomość. Podejrzewał, że gdyby mógł, to przyleciałby nawet na miotle, by być jeszcze szybciej. Zawsze taki chętny, tak niebywale spragniony...

Severus zatrzymał się przed niewyróżniającymi się niczym drzwiami, rozejrzał szybko po korytarzu i wśliznął do środka, zapalając różdżką stojącą na półce świecę.

Przestał już liczyć, ile razy w ciągu tygodnia brał go... w swoich komnatach, w pustych klasach, w tym właśnie schowku. Czasami nawet kilka razy w ciągu dnia. Ale ile razy nie pochłaniałby go całego, ile razy nie nasączałby nim wszystkich swoich zmysłów... nie potrafił się nim nasycić. Wciąż potrzebował więcej i więcej, próbując wykorzystać każdą chwilę, która jeszcze mu pozostała... każdą pojedynczą chwilę. Dopóki go jeszcze miał.

Nie musiał długo czekać. Potter zjawił się niemal tuż za nim. Wszedł do środka nieco niepewnie, jak zwykle. W tym swoim wymiętym szkolnym mundurku i torbą z książkami przewieszoną przez ramię. Ostrożnie, jakby wchodził do jaskini bestii, która tylko czeka, aby rzucić się na niego i go pożreć.

I nie było to wcale dalekie od prawdy.

Torba z książkami wylądowała na pokrytej liżącymi ich nogi płomieniami podłodze w tej samej chwili, w której ręce Severusa wyciągnęły się po niego, chwytając go, odwracając i przyciskając do drzwi, przez które właśnie wszedł, a z gardła mężczyzny wydobył się wygłodniały, zwierzęcy pomruk, jakby Harry był posiłkiem, który właśnie sam przybył do jego pieczary, zapraszając go do konsumpcji.

I zrobił to.

Drżącymi z pragnienia dłońmi podwinął mu sweter i koszulę, jednocześnie ściągając w dół jego spodnie, tylko tyle, aby odsłonić jasne, kuszące pośladki, zapraszająco wypięte w jego stronę. Z trudem panując nad szarpiącym się w jego wnętrzu zwierzęciem, sięgnął po różdżkę, którą rzucił na drzwi zaklęcie zamykające i wyciszające, a następnie pospiesznie nawilżył swojego penisa i kiedy tylko schował różdżkę z powrotem, pochwycił nagie biodra, drapieżnie zaciskając palce na miękkim ciele, i wbił się w niego.

- Oooooch... - Z ust Pottera wyrwał się skamlący jęk, kiedy pulsujący z potrzeby penis Severusa zagłębiał się w jego ciele, w jego gorącym, wilgotnym wnętrzu, tak doskonale już do niego dopasowanym, jakby urodził się do tego, aby go przyjmować.

Ale nawet, gdy Severus dotarł już do samego końca, a jego jądra dotknęły gładkich pośladków, wciąż było mu mało. Pragnął sięgnąć jeszcze głębiej. Jeszcze dalej. Stopić się z nim.

Naparł więc na Harry'ego całym ciałem, wgniatając go w drewnianą powierzchnię drzwi z nieposkromioną, dziką siłą, aż usłyszał jęk i trzask pękających okularów. Uniósł płonące powieki, spoglądając na jego przyciśniętą do drzwi, odwróconą w bok twarz oraz zgięte palce wbijające się w drewno i zobaczył, jak pęknięte szkła zsuwają się z jego nosa i spadają na podłogę.

Słodki Merlinie, wyglądał teraz niczym te potrzaskane kawałki szkła... zgnieciony w jego uścisku, tak mocno, iż Severus czuł każdą kość jego szczupłego ciała wbijającą mu się w skórę. Wyczuwał nawet drżenie jego ud, kiedy usiłował stać na palcach, aby ułatwić mu dostęp... taki uległy...

Nie czekał dłużej. Nie mógł.

Zanurzył twarz w jego rozczochranych włosach, wysuwając się z niego i wbijając ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze. Słyszał, jak biodra Harry'ego uderzają w drzwi pod naporem siły, z jaką w niego wchodził, słyszał jego głośne kwilenie, słyszał nawet jak drapie paznokciami drewnianą powierzchnię... ale nic nie mogło się równać z pomrukiem przyjemności, jaki Potter wydał z siebie, kiedy Severus wsunął mu w otwarte od jęków usta swoje długie palce, zanurzając je w ciepłej wilgoci i pozwalając, by miękkie wargi zamknęły się wokół nich, a zęby zagryzły na skórze.

Ale wtedy do uszu Severusa wdarł się jeszcze jeden dźwięk. Dźwięk... poruszającej się klamki.

Zamarł, dysząc ciężko w kark Pottera, ale nie wysuwając się z niego.

Ktoś próbował dostać się do schowka.

Wyciągnął palce z ust chłopaka i sięgnął po swoją różdżkę, zdejmując z drzwi zaklęcie wyciszające.

Z zewnątrz dobiegł przytłumiony głos:

- Harry! Harry? Jesteś tam? Co się stało? Odezwij się! Chyba nie zaatakowały cię szpiczaki? Może pójść po kogoś? Harry! Wszystko w porządku?

Lovegood.

Severus przewrócił oczami. Musiała widzieć, jak Potter wchodzi do schowka i zapewne czekała przez pewien czas, aż wyjdzie, ale kiedy się nie pojawiał...

Przesunął nieco twarz, parząc gorącym oddechem ucho Pottera i szepcząc mu w nie rozkazującym tonem:

- Pozbądź się jej.

Harry odchrząknął, próbując zapewne odzyskać głos po całej serii jęków, które mężczyzna wydobył z niego w ciągu ostatnich kilku minut, po czym powiedział w drzwi:

- Nic mi nie j...

Severus pchnął.

Chłopak niemal połknął własny język, by nie zajęczeć.

O nie, Severus z pewnością nie zamierzał przerywać. Nic nie odciągnie go od posiłku.