Выбрать главу

- Nic mi... - zaczął i przerwał na chwilę, by przyjąć kolejne pchnięcie, po którym niemal osunął się na podłogę - ...nie jest. Ja tylko...

Severus zatrzymał się na chwilę i stopą przesunął mu obie nogi nieco na boki, by rozstawił je jeszcze szerzej.

- ...zrobiło mi się niedobrze i musiałem...

Złapał w obie dłonie jego szczupłe biodra i zaczął nacierać na nie gwałtownymi, ostrymi ruchami. Przez chwilę Potter po prostu wciskał otwarte usta w drewnianą powierzchnię drzwi, nie będąc w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, poza długim, bezgłośnym kwileniem.

- Harry? Wszystko dobrze?

Severus nie potrafił powstrzymać szyderczego uśmieszku, który wypłynął mu na wargi.

- Taaak... ja... ja musiałem szybko... - Patrzenie na to, jakie trudności sprawiało chłopakowi poskładanie kilku wyrazów w jedno, sensowne zdanie, było zaskakująco zabawne. - ...poszukać jakiegoś ustronnego miejsca do...

Złapał go za włosy i nie przestając się w nim poruszać, odciągnął jego głowę do tyłu, niemal wciskając usta w jego ucho i szepcząc:

- Jeżeli zaraz tego nie załatwisz, to o każde następne pchnięcie będziesz musiał mnie błagać.

- ...do błagania - wyrzucił z siebie na wydechu i Severus musiał zacisnąć wargi. - To znaczy do... no wiesz, do czego. Nic mi nie będzie.

Severus odsunął nieco biały kołnierzyk koszuli i zacisnął dłoń na jego rozgrzanej szyi, by po chwili zatopić w niej zęby, poruszając się w nim jeszcze szybciej i niemal czując, jak płynna lawa przelewa mu się przez lędźwie.

- Jesteś pewien? Mogę iść po Tonks...

- Jestem. Nie... nie czekaj na mnie. Zaraz... wyjdę.

- Skoro tak mówisz... To... do zobaczenia.

Niemal usłyszał, jak Potter wzdycha z ulgi. Z powrotem przysunął wargi do jego ucha, szepcząc w nie:

- Grzeczny chłopiec.

- S...Severusie... ja... - zaczął niewyraźnie, podczas gdy mężczyzna ponownie naparł na niego całym ciałem, wbijając się w niego wargami, palcami i penisem. Coraz mocniej i szybciej, i szybciej, i szybciej i już prawie, już prawie... - Ja... musisz wyciszyć... nie wytrzymam... zaraz...

- A może przećwiczymy twoją kontrolę? - wydyszał mu do ucha Severus, zagryzając zęby na miękkim płatku ucha i pogrążając się w jego rozgrzanym ciele każdym szalejącym z głodu zmysłem...

Ale zrobił to. Ostatnią resztką nie pochłoniętego Potterem umysłu, rzucił na drzwi zaklęcie wyciszające... ponieważ to nie o jego kontrolę się martwił.

I uwolnił ją. Spiętrzoną i popękaną i czuł, jak spływa mu po ciele niczym gęsta, płonąca lawa, zatapiając jego ciało i umysł w odmętach szaleństwa, w których istniał tylko zapach Pottera, i jego drżące ciało, i jego przeciągłe skamlenie, kiedy dochodził, wytryskując na drzwi... i jego miękka skóra, w której Severus zatapiał palce i zęby, próbując zdusić własny jęk, kiedy orgazm złapał go w swe rozżarzone szpony i nie chciał wypuścić, dopóki nie wypełnił Pottera swą spermą aż do ostatniej kropli i nie poczuł, jak roztapia się w nim.

I dopiero, kiedy rozszarpujące go szpony wycofały się, pozostawiając w mięśniach bolesne rany, zorientował się, że oplata go ramionami tak mocno, jakby próbował zmiażdżyć go w swym uścisku i przyciskając usta do jego ucha, szepcze jak w letargu:

- Mój. Tylko mój.

***

Potter zawsze potrafił znaleźć jakiś sposób, aby wyprowadzić Severusa z równowagi. I najwyraźniej robił to celowo, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt przyjęcia od tej rudej wywłoki prezentu w postaci krawatu i przyjścia w nim na spotkanie z Severusem? Ten nieobliczalny chłopak musiał mieć głęboko ukryte skłonności samobójcze, skoro próbował czegoś takiego i jeszcze ośmielał się sprzeciwiać rozkazowi ściągnięcia go z siebie. Było więc oczywiste, że rozpęta tym piekło. A teraz stał po prostu na środku zdemolowanego salonu, wśród rozwiewającej się z wolna mgły. Mgły nieobliczalnego gniewu, który potrafił siać spustoszenie większe od tornada, oraz pożądania silniejszego niż erupcja wulkanu. Stał wśród szczątek fotela, posiekanych na kawałki książek oraz rozwalonych drzwi. I rozglądał się wokół, uśmiechając się do Severusa tak, jakby właśnie przed chwilą nie próbowali się nawzajem pozabijać.

- Chyba zareagowałeś zbyt gwałtownie, nie sądzisz? - zapytał, spoglądając na mężczyznę z bezczelnym uśmiechem. - Wydaje mi się, że czeka cię teraz dużo sprzątania.

Brwi Severusa poszybowały w górę.

- Mnie?

Zanim Potter zdążył otworzyć usta, aby odpowiedzieć, mężczyzna odwrócił się i podszedł do blatu, na którym stał imbryk oraz kilka filiżanek.

- Chętnie popatrzę, jak dobrze opanowałeś zaklęcia porządkujące - powiedział ze złośliwą nutą w głosie, zapalając różdżką płomień pod imbrykiem. - A ja w tym czasie zajmę się zaparzeniem herbaty. Wydaje mi się, że to będzie najodpowiedniejszy podział obowiązków.

Nie minęła nawet chwila, kiedy Severus poczuł oplatające go od tyłu ramiona i ciepłe ciało przylegające do jego pleców.

- Po co tu sprzątać, skoro jutro znowu możesz wszystko rozwalić z mojego powodu? - usłyszał ciche pytanie.

Zerknął w dół, na zaciskające mu się w pasie dłonie. Powoli uniósł rękę i przykrył nią splecione palce Harry'ego. Były rozgrzane wciąż płonącym w nich obu ogniem. I przez jedną szaloną chwilę w jego umyśle pojawiła się myśl, jak jego komnaty mogą wyglądać, kiedy te palce będą już zimne...

- Całkiem możliwe.

***

Ciemność. Wypełniona lodem i ogniem, trująca, jadowita ciemność, pożerająca od środka wszystkie wnętrzności, wyżerająca je niczym kwas i ściekająca do gardła, by wypływać przez usta, przez oczy... tylko w ten sposób można było opisać stan, w jakim znalazł się Severus, kiedy ujrzał ich razem. W schowku. Jej pomiętą, rozpiętą bluzkę, rozczochrane włosy, wyraźne ślady na szyi, pozostawione przez wpijające się w nią wargi... i to przerażenie na twarzy tego wiarołomnego, bezwartościowego gówniarza, kiedy został przyłapany na gorącym uczynku, przyciśnięty do niej, z poczuciem winy niemal na samym wierzchu umysłu.

Najgorsze były wizje. Wizje, w których jej palce wplatają się w jego włosy, w których jej uda drżą pod naporem jego pchnięć, w których otwarte usta wymieniają się gorącym oddechem, a wargi smakują swą słodycz, w których on szepcze jej imię z pragnieniem, z oddaniem... dzieląc się z nią sobą, swoim ciepłem i zapachem, swą jasnością...

Te wizje paliły oczy, płonęły w gardle, nie pozwalając mu oddychać, zaczerpnąć tchu, zobaczyć cokolwiek innego poza szkarłatną ciemnością i usłyszeć cokolwiek innego niż wypełniające umysł, przejmujące wycie. I nie opuszczały go nawet na chwilę, cokolwiek robił, zaciskając na jego szyi pętlę, coraz mocniej i mocniej, łamiąc i krusząc każdą tamę, jaką próbował stawiać, aby je powstrzymać.

Ale wtedy Potter popełnił ten błąd i przyszedł do niego. I w momencie, w którym go dotknął, w momencie, w którym ośmielił się go objąć tymi splugawionymi nią dłońmi... Severus pragnął jedynie sprawić mu cierpienie. Pragnął, aby jego ciało i dusza również spłonęły, zamieniając się w dymiące zgliszcza, pragnął wypalić z niego jej smród...

I zrobił to w jedyny znany sobie sposób. W sposób, którego używał już tak wiele razy, że stał się dla niego czymś, co przychodzi samoistnie, czymś, w czym był naprawdę dobry.

Tortury.

Czymś, przy czym już tak wiele razy odłączał swe emocje, że przychodziło mu to już bez większego trudu... przy czym stawał się pozbawionym wszelkich skrupułów Śmierciożercą, mogącym karmić swą ciemność niemalże do syta, dopóki krzyki nie ucichły, zamieniając się w rzężenie. Dopiero wtedy z jego oczu opadał szkarłatny mrok i nadpływał zamrażający żyły chłód...