I teraz płaci za to najwyższą cenę.
Podniósł wzrok na drzwi.
Ale może to i lepiej, że Pottera nie będzie teraz w pobliżu. Będzie mu łatwiej zmierzyć się z tym zadaniem i dokończyć eliksir, kiedy nie będzie go widział, nie będzie go czuł... Przecież niedługo i tak... zniknie z jego życia. Już na zawsze.
Czyż nie lepiej byłoby zacząć przyzwyczajać się do tego już teraz?
***
Na niemal cały kolejny dzień zaszył się w swoim laboratorium. Eksperymentował z różnymi składnikami blokującymi przekaźniki neuronowe, próbując uzyskać jak najlepszy i najmniej otumaniający efekt. Zostało mu zaledwie dziesięć dni do ukończenia eliksiru. Musiał się pospieszyć. I całkowicie skupić na zadaniu, nie rozpraszany przez Pottera i jego zachcianki.
Tego dnia spotkał go przypadkiem na korytarzu. Jego twarz pokryta była cieniem, a napięcie pod skórą tak wyraźne, że niemal fizycznie wyczuwalne. I kiedy Severus go mijał, kątem oka dostrzegł, jak chłopak przymyka oczy i wzdycha, jakby samo wyminięcie go na korytarzu było dla niego zadaniem ponad siły.
Tego samego wieczoru złapał się również na tym, że sięga po kamień i zaciska na nim dłoń, oczekując na wiadomość, na te słowa, które otrzymywał każdego wieczoru od kilku miesięcy... i wtedy przypomniał sobie, że przecież Potter oddał mu kamień i żadnej wiadomości już nie otrzyma.
Następnego dnia zobaczył go w bibliotece. Siedział nad książkami ze spuszczoną głową. Bez swoich przyjaciół. Sam. Severus mógł więc wziąć z półki pierwszą lepszą książkę, otworzyć ją na obojętnie której stronie, stanąć tuż za regałem, w wystarczająco bliskiej odległości, aby Potter wyczuł jego obecność, ale wystarczająco daleko, aby nie wydało się to podejrzane, i po prostu... obserwować go. Nie pozwolić mu zapomnieć o sobie. Nie pozwolić, aby chociaż przez jedną chwilę pomyślał, że to koniec. Że Severus pozwoli mu ot tak po prostu odejść od siebie.
Nigdy.
I wiedział, że Potter doskonale zdaje sobie sprawę z jego obecności. Widział to w jego napiętych ruchach, w przygarbionej postawie, w tym, że przez piętnaście minut nie przewrócił kartki, w którą tak uparcie starał się wpatrywać.
Czy on naprawdę sądził, że tak łatwo się od tego uwolni? Że od tego w ogóle da się uwolnić?
Wrócił tam następnego dnia. Severus zobaczył go przy tym samym stoliku, z głowa podpartą na ręku i nieobecnym, zamyślonym spojrzeniem wbitym w sypiący za oknem śnieg. Nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek wcześniej widział takie... przygnębienie na jego twarzy. Tak mocno zaciśnięte usta. Tak bardzo zmarszczone brwi. Taką melancholię w tych zielonych, o wiele ciemniejszych niż zwykle oczach. Jakby coś je zasnuwało. Cień. Kąciki ust ściągnięte w dół, jakby wyssano z nich całą radość. I w zamian nasączono je goryczą.
Severus oblizał wargi i zacisnął je, czując, jak do jego gardła również napływa coś przypominającego gorycz.
Potter ewidentnie nie radził sobie z tą sytuacją. Próbował, ale każda jego myśl, każdy czyn nasączone były Severusem i mężczyzna widział to bardzo wyraźnie w każdym jego spłoszonym, a jednocześnie ziejącym dumną zawziętością spojrzeniu. I widział także, że chłopak próbuje czytać, ale kompletnie nie jest w stanie. Czy wyczuwał jego obecność? To oczywiste. Kiedy tylko zorientował się, że Severus znowu go obserwuje, naprężył się cały, jak gotowe do ucieczki zwierzę.
Ale przed tym... przed nim nie było ucieczki. Potter mógł sobie próbować do woli, ale Severus był zbyt dobrym myśliwym.
Problem polegał na tym, że polowanie... uzależniało.
W końcu nadszedł piątek. A wraz z nim lekcja Eliksirów z szóstorocznymi. Lekcja, którą Severus dobrze sobie zaplanował. Musi być ostrożny. Musi dołożyć nieco starań i powstrzymać się przed złośliwościami. Musi zaskoczyć Pottera. Pokazać mu, co jest w stanie dla niego zrobić. Wykonać kolejny mały krok w jego kierunku.
Nawet nie spodziewał się, ile wysiłku będzie go to kosztowało. Powinien dostać jakiś cholerny medal za to, że udało mu się powstrzymać przed potraktowaniem tych nieudaczników tak, jak na to zasłużyli, i nie wylaniem tego, co oni nazywali "eliksirami", na te ich puste głowy. Zamiast warczeć i pożerać ich jak zawsze, musiał po prostu chodzić pomiędzy tymi żałosnymi stworzeniami i dawać im rady. Niczym znajdujący się w stadzie owiec wilk, który musi powstrzymywać swą naturę, by ich wszystkich nie rozszarpać. Może jeszcze powinien pokazać im, jak mają unikać jego kłów?
Ale zrobił to. I prawie wszystko, co sobie zaplanował, udało mu się. Prawie.
Nie potrafił powstrzymać się tylko przed jednym. Przed dotknięciem go.
Przez całą lekcję Potter wydawał się odległy, odseparowany, jakby za wszelką cenę próbował odgrodzić się barierą. I nagle znalazł się tak blisko... na wyciągnięcie ręki. I Severus widział to. Widział, jak Potter niemal wibruje z napięcia, kładąc fiolkę na jego biurku. Ze wzrokiem utkwionym gdzieś w ścianie, drżącymi palcami i zaciętą miną... I Severus chciał tylko musnąć te palce. Zobaczyć, jak chłopak zareaguje... czy te zielone oczy spojrzą na niego tak samo jak dawniej?
Tak.
To wciąż w nich było. Zobaczył to, kiedy Potter niemal stracił dech pod wpływem jego dotyku, kiedy zobaczył ten nagły, jasny rozbłysk w jego oczach i reakcję tak gwałtowną, jakby przeszył go prąd.
Wciąż należał do niego. Całym sobą. Każdą komórką ciała, które tak żywo reagowało na bliskość Severusa. Nawet, jeżeli próbował to w sobie zdusić. Nawet jeżeli próbował zaprzeczać. Wciąż drżał.
Severus obserwował go, kiedy niemal wybiegał z klasy. Rozbity. Wstrząśnięty. Osłabiony.
A później spojrzał na swą własną dłoń.
Również drżała.
*
Kiedy Severus wychodził z sali, znajdujące się po drugiej stronie korytarza drzwi do łazienki otworzyły się samoczynnie. I wyjątkowo gwałtownie.
W pierwszej chwili pomyślał, że to przeciąg, ale nie poczuł żadnego wiatru. Potem pomyślał, że to jeden z duchów albo może Irytek. Ale nawet Irytek nie był aż tak głupi, aby próbować jakichkolwiek sztuczek w pobliżu Severusa. Dyrektor może i był wobec niego pobłażliwy, ale Severus już kilka razy pokazał mu, że znał takie zaklęcia, przed którymi nawet poltergeist czuł respekt.
Odwrócił się i podszedł do łazienki, aby zamknąć drzwi, ale wtedy w jego nozdrza uderzył zapach. Tak znajomy, tak aromatyczny, że wszystko wokół nagle zawirowało.
Wanilia.
Powietrze wypełniło się iskrami i czerwoną mgłą. I głębokim, wypełniającym przestrzeń dudnieniem. Jego umysł zadziałał błyskawicznie, wychwytując poszarpane nici przerażenia, napływające spod ściany.
Potter. Był tutaj. Tuż obok. Ukryty pod tą swoją przeklętą peleryną. Wystarczyło tylko wyciągnąć rękę i ściągnąć ją z niego i...
Nie. To nie czas na to. Jeszcze nie teraz. To zbyt duży krok. Musi działać ostrożnie.
Mgła opadła, zastąpiona niemalże płynną ciemnością. Ale dudnienie pozostało. Było teraz tylko nieco słabsze. Zduszone. Jakby ktoś złapał je w dłoń i ścisnął.
Jeszcze raz wciągnął głęboko do płuc otaczającą go woń i powoli zamknął drzwi łazienki. I po prostu odszedł.
***
Potter nie pojawił się na kolacji. Severus skierował więc swe kroki do biblioteki, pewien, że znowu się w niej ukrywa, ale tam również go nie było.
Wyglądało więc na to, że dzisiaj już więcej go nie zobaczy...
Całą noc pracował nad eliksirem. Udało mu się stworzyć idealny wywar z jadu czarnej wdowy i zasuszonych paznokci druzgotka. Sparaliżował receptory chochlika kornwalijskiego na wystarczająco długi okres, aby trucizna, którą mu podał, zaczęła działać dopiero po półtorej godzinie.
Kiedy tylko opuścił laboratorium i rozejrzał się po swojej komnacie... od razu zapragnął z niej wyjść. Coś się w niej zmieniło. Coś niewielkiego, niemal niezauważalnego, ale z dnia na dzień wydawało się coraz bardziej wyraźne. Nie potrafił jedynie określić źródła tej zmiany.