Wyraz jego twarzy wyostrzył się. Rysy przypominały teraz wyrzeźbioną z granitu maskę. Coś, co do tej pory paliło się w jego oczach, przygasło, zduszone, niczym pozbawiony tlenu płomień. Jakby za wszelką cenę próbował zasłonić wszelkie szczeliny, wszelkie pęknięcia, przez które mógłby przedostać się tlen, rozpalając ogień na nowo.
Musi się zasłonić. Przed wszystkim, co do tej pory... przed nim.
Potter był tylko... tylko... tylko przystankiem. Przystankiem na jego długiej drodze, który po prostu należy minąć i o nim zapomnieć. Przystankiem, który okazał się nieco dłuższy, niż zamierzał i o mało nie zawrócił go z drogi, zbyt długo powstrzymując go przed wyruszeniem w dalszy trakt.
Oderwał wzrok od ściany i spojrzał na eliksir.
To jest jego pragnienie. To właśnie jest jego pragnieniem. Absolutna niezależność. Pokonanie wszystkich, przez których jego życie wygląda tak, jak wygląda. Do tego dążył przez cały czas. Do tego sprowadzał się każdy jego krok. I nie pozwoli, by teraz, kiedy już niemal to osiągnął, zostało mu to odebrane.
Sięgnął po fiolkę i napełnił ją eliksirem, a następnie zakorkował ją i zacisnął w dłoni, przyglądając jej się z zaciętym wyrazem twarzy.
Czas na ostateczny krok.
***
Poczekał, aż Potter wyjdzie z biblioteki, i ruszył za nim, odnosząc dziwne wrażenie, jakby z każdym krokiem zbliżał się do przepaści...
Musiał złapać go sam ma sam. Okazja wydawała się idealna, kiedy zrozumiał, że Potter kieruje się do Pokoju Życzeń. Miał zamiar wejść tam za nim, porozmawiać z nim i... doprowadzić sprawy do końca.
A teraz stał po prostu jak głupiec, wpatrując się z niedowierzaniem we wnętrze Pokoju Życzeń, we wnętrze własnego salonu i pozwalając na to, aby drzwi zatrzasnęły mu się przed nosem. Pozwalając na to, aby chłód wypełnił się ciepłem, a czająca się w kątach ciemność rozjaśniła się.
A więc to tutaj Potter przychodził, kiedy musiał przebywać na "szlabanie". Tutaj stworzył sobie namiastkę jego komnat, schronienie, w którym czuł się najbezpieczniej. To tutaj pragnął żyć, pomimo tego, jak bardzo się od siebie oddalili. To tutaj otaczał się wspomnieniami, zadręczał się nimi, zamiast próbować się od nich uwolnić.
Wciąż był mu tak oddany... po tym wszystkim, co Severus mu zrobił, jak go potraktował, jak wiele ciosów mu zadał... wciąż nie wyobrażał sobie istnienia bez niego.
Wciąż szukał drogi powrotnej do niego. Niczym porzucony z daleka od domu szczeniak. Wciąż chciał być jego.
To przypominało iskry. Rozsypało się po jego ciele, kumulując się w klatce piersiowej i rozgrzewając ją do tego stopnia, iż przez chwilę zapomniał o oddychaniu. Jego dłonie zacisnęły się mimowolnie w nieopanowanym, gwałtownym pragnieniu wypełnienia ich tym, czego nie mogły dotknąć, nie mogły mieć... Ale opanował się szybko. Rozprostował palce i wziął głęboki oddech.
Zaczeka z tym. Ma przecież jeszcze niemal cały tydzień na podjęcie ostatecznego kroku. Nie musi tego robić teraz.
Zrobi to wtedy, kiedy będzie na to gotowy. Kiedy nie pozostanie już nic, poza drogą naprzód.
Odwrócił się i, z powiewającą za nim peleryną, zniknął w ciemnościach opustoszałego korytarza.
***
Kilka kolejnych dni minęło niemalże błyskawicznie. Jakby czas uciekał mu przez palce. Czasami widywał Pottera na posiłkach, czasami na korytarzach. I coraz mniej czasu spędzał we własnych komnatach. Sprawdzał wypracowania w klasach, robił obchody i wracał późnymi wieczorami. A kiedy tylko wchodził do swych komnat, czuł tam obecność Harry'ego wyzierającą z każdego kąta, słyszał jego śmiech utrwalony w ścianach, widział jego zielone oczy odbijające się w lustrze i musiał od razu wychodzić.
Być może popadał w szaleństwo...
*
Tej nocy miał sen erotyczny.
Potter dyszał mu w szyję. Nagi i lśniący od potu nabijał się na jego penisa, drżąc przy każdym pchnięciu, a Severus wsuwał się w niego całym sobą, zaciskając na nim swe dłonie, na jego gorącej skórze, na jego wilgotnych włosach i odczuwając każde pchnięcie jako eksplozję mocy, rozlewającą się po jego wnętrzu płynnym ogniem. I wśród ochrypłych okrzyków i nieprzytomnego skamlenia, Harry szeptał mu wprost do ucha:
"Już zawsze będziesz we mnie. Każdego dnia, każdej nocy. Zawsze."
"Nie. To już ostatni raz. Nie mamy więcej czasu.", odpowiadał Severus, a wtedy Harry odchylał głowę, uśmiechał się do niego i patrząc mu prosto w oczy, wypowiadał miękkim głosem:
"Severusie, przecież wiesz, że nigdy się ode mnie nie uwolnisz..."
Severus obudził się pokryty spermą i zlany potem. I przez chwilę po prostu leżał bez ruchu, dysząc ciężko i szeroko otwartymi oczami wpatrując się w sufit, dopóki nie nadeszło opanowanie, a wraz z nim napływająca do gardła gorycz.
Ten sen wystarczająco wytrącił go z równowagi, aby cały dzień jawił mu się jako niekończący się koszmar, i nie sądził, że spotka go dzisiaj coś jeszcze gorszego.
A jednak.
Severus niemal dostał furii, kiedy dowiedział się od Dumbledore'a, że ten bezmyślny smarkacz uczy się po nocach Czarnej Magii. Jakby już nie wystarczająco jasno wytłumaczył mu, do czego może go to doprowadzić. Czarna Magia potrafiła zniszczyć każdego, a kiedy już raz wpadło się w jej szpony, nie było żadnej ucieczki. Zagnieżdżała się w duszy jak robak, pożerając powoli każdą pozytywną emocję i pozostawiając jedynie trawiący wszystko mroczny głód, który wciąż domagał się pożywienia i nigdy nie mógł zostać zaspokojony do końca.
Nie pozwoli, by Potter stał się jej ofiarą. Dumbledore może sobie pieprzyć o własnym wyborze, ale Potter nie potrafi go dokonać. Choćby nie wiadomo jak doświadczony i dorosły sam się sobie wydawał, to wciąż był tylko naiwnym, kierującym się emocjami dzieciakiem, który został pozostawiony samemu sobie i przez całe życie musiał podejmować decyzje, do których nie dorósł, nie mając przy sobie nikogo, kto podjąłby je za niego, kto pokierowałby nim i zdjął z niego część odpowiedzialności.
Inni mogli sobie dokonywać tych wyborów, mogli nawet skakać z wieży astronomicznej, jeżeli mieli na to ochotę - ich los był mu całkowicie obojętny, ale Potter... Potter...
O nie. Nie pozwoli, by Czarna Magia pożarła jego światło. By go skalała. Nigdy.
Od razu po wyjściu z gabinetu Dumbledore'a, udał się do Działu Ksiąg Zakazanych i założył blokadę, powstrzymującą kogokolwiek przed niezauważonym wtargnięciem do sekcji. Dumbledore już dawno powinien był to zrobić, ale oczywiście ten stary pomyleniec wiedział swoje, uważając, że każdy z uczniów ma swój rozum i sam potrafi decydować za siebie.
Dopiero, kiedy zabezpieczył dział i upewnił się, że Potter już się do niego nie dostanie, mógł spokojnie wrócić do swojej komnaty.
*
Snape oderwał spojrzenie od zegara, przeniósł je na drzwi, a następnie na w połowie opróżnioną butelkę, która stała przed nim na stoliku.
Była za piętnaście dziewiąta.
A to oznaczało, że siedział tu i pił już od godziny. Obraz rozmywał mu się przed oczami, a wirowanie w głowie wciąż przybierało na sile. Ale nadal było zbyt słabe.
Pochylił się do przodu, spróbował sięgnąć po butelkę, co udało mu się dopiero za drugim razem, i nalał sobie do pełna. Część trunku wylądowała na blacie. Sięgnął po szklankę w tym samym momencie, w którym do jego uszu dobiegło odległe pukanie.
Gwałtownie podniósł głowę, spoglądając na drzwi szeroko otwartymi oczami.
Potter?! Czyżby...?
Zerwał się, odtrącając szklankę i butelkę, które przewróciły się na stół, rozlewając swoją zawartość, i rzucił się do drzwi poprzez liżące jego stopy płomienie i wlewającą się do pomieszczenia jasność. Wpadł do gabinetu, przemierzył go w kilku krokach i z rozmachem otworzył drzwi na korytarz.