Выбрать главу

I wtedy wszystko pogrążyło się w mroku, a ogień został zastąpiony zamarzającymi szybko soplami lodu. Twarz Severusa przeszył cień, a usta wykrzywił nieprzyjemny grymas.

- Czego chcesz? - warknął w stronę stojącej na korytarzu Ślizgonki.

- Uch... Chciałam tylko zapytać, czy mógłby pan na chwilę przyjść? Chłopcy z czwartego roku pobili się w dormitorium i pomyślałam...

- Nie mam czasu! Zejdź mi z oczu! - wysyczał, po czym z całej siły trzasnął drzwiami. Odwrócił się i lekko się chwiejąc, wrócił do salonu. Podszedł do barku i wyjął z niego kolejne dwie butelki. Opadł na fotel, otworzył whisky, nalał do szklanki bursztynowego płynu i jednym haustem wypił całą jej zawartość, próbując ugasić w ten sposób płonącą w nim wściekłość na samego siebie.

Zachowywał się jak żałosny, opętany dureń. Przecież Potter nie przyszedłby do niego. Siedział teraz w Pokoju Życzeń, w swoim małym sanktuarium. Po co miałby tu przychodzić? Dlaczego w ogóle pomyślał, że to on? Dlaczego tak bardzo chciał, żeby to był on? Dlaczego nie potrafił przeżyć nawet jednego dnia bez myślenia o nim, bez poszukiwania go w każdym zakamarku zamku, w każdym skrzypieniu drzwi, w każdym wyłaniającym się zza zakrętu cieniu? Dlaczego nękał go nawet w snach? Dlaczego ten cholerny, przeklęty, denerwujący smarkacz tak zawrócił mu w głowie? Jak to zrobił?

Severus wypił kolejną szklankę. Z trudem mógł już skupić wzrok, ale wciąż wpatrywał się w drzwi, czując, jak wściekłość rośnie w nim z każdym oddechem, z każdym łykiem, z każdą myślą, krążącą wokół Pottera.

Ale przecież tak właśnie będzie. Te drzwi na zawsze pozostaną zamknięte. Musi się do tego przyzwyczaić. Tak właśnie będzie wyglądało jego życie. Jego całe życie. Nie będzie mógł go już poszukiwać, ponieważ Pottera nie będzie. Zniknie na zawsze. Stanie się tylko wspomnieniem.

Otworzył kolejną butelkę i wychylił kolejną szklankę.

Musi do tego przywyknąć. Do tej ciszy. Do tego brakującego elementu. Do diabła, przecież minęły dopiero niecałe dwa tygodnie, a on już niemal sięgnął dna! Jak w takim razie ma wyglądać reszta jego życia?

Spojrzał na trzymaną w ręku szklankę, która kołysała mu się lekko w dłoni. Przysunął ją do ust i wypił całą naraz. Potem jeszcze jedną i kolejną aż w końcu wszystko ucichło, a kąsające go, rozszarpujące wnętrzności emocje odpłynęły i jego umysł wypełnił się wyciszającą, miękką watą.

Wybiła dziesiąta.

Spojrzał na zegar, ale nie potrafił dostrzec wskazówek, więc ponownie skierował spojrzenie na trzymaną w rękach szklankę. Zamieszał resztkę bursztynowego płynu i wypił go jednym łykiem. Spróbował odstawić szklankę na stół, ale nie trafił i naczynie spadło na podłogę, roztrzaskując się na kawałki. Nie zwrócił na to uwagi. Podniósł się i chwiejnie ruszył do gabinetu. Kilka razy na coś wpadł, zrzucił, rozbił, ale kompletnie go to nie obchodziło. Chciał po prostu dotrzeć do celu i zdobyć to, co pozwoli mu w końcu przespać całą noc. I udało mu się. Zacisnął w dłoni Eliksir Bezsennego Snu i ruszył w drogę powrotną do swojej sypialni.

Nigdy więcej snów z Potterem. Nigdy. Więcej.

***

Walentynki. Najbardziej bezużyteczne święto, jakie istniało, zaraz po Bożym Narodzeniu. Severus zaszył się na cały dzień w swoich komnatach, nie mając zamiaru obserwować tego festiwalu tandety oraz uczuć rozmienianych na drobne, sprowadzonych do baloników oraz latających, śpiewających serduszek. Cóż one mogły mieć wspólnego z tym niegasnącym ogniem? Z tą niewyobrażalną mocą?

Dzień zakłócił mu jedynie alarm dobiegający z Działu Ksiąg Zakazanych w porze kolacji. Potter próbował sforsować jego barierę. Jakże musiał się zdziwić, kiedy mu się to nie udało. Cóż, po raz kolejny okazało się, że to Severus miał rację. Gdyby go nie powstrzymał, chłopak nigdy sam by nie zrezygnował.

Zresztą to i tak nie miało już teraz żadnego znaczenia. Pozostały mu dwa dni. Dwa dni do ostatecznego terminu, który podał Czarnemu Panu. Musi zacząć działać. Zrobi to samo, co poprzednio. Zaczai się na niego i wejdzie za nim do Pokoju Życzeń, a kiedy będzie już z nim w środku, kiedy będzie miał go przed sobą, na wyciągnięcie ręki... wtedy wszystko będzie jak dawniej. Na jedną krótką chwilę.

Zbyt krótką.

*

Ogień trzaskał cicho. Rozrastał się. Pełzał po ścianach i suficie, pochłaniając je i obejmując dwie, przyciśnięte do siebie sylwetki. Powietrze gęstniało, wypełniając się żarem oraz iskrami, które syczały i gasły w zderzeniu z ciemnymi szatami, otulającymi stojące pod ścianą, wciśnięte w siebie postacie.

Severus wynurzył twarz z włosów Harry'ego. Słodki Merlinie, nie pamiętał, aby pachniały aż tak intensywnie... Za każdym razem, kiedy wciągał w płuca ich aromat, pokój zaczynał wirować, a on zapominał, co miał powiedzieć, co miał zrobić, odurzony bliskością Harry'ego, zbyt mocno zatopiony w nim swoim umysłem, dłońmi, palcami.

Kiedy w końcu udało mu się złapać oddech, zapytał:

- Wierzysz mi? Wiesz, że to, co powiedziałem w klasie, nie jest prawdą?

Poczuł, jak chłopak spina się i przez długi czas zastanawia nad odpowiedzią. Zbyt długi.

- Ja... nie wiem.

Severusowi nie podobała się ta odpowiedź. Czyż nie dał mu już wystarczająco wiele sygnałów, nawet gdy nie zamierzał tego czynić?

Przyciągnął go do siebie jeszcze bardziej, przyciskając wargi do skóry na czubku jego głowy.

Gdyby tak mógł zatrzymać czas...

- Nie jesteś dla mnie nikim - wyszeptał cichym, zachrypniętym głosem. Harry nie odpowiedział. Severus odsunął się więc odrobinę, spoglądając w dół, na jego twarz. - Słyszysz? Spójrz na mnie. - Harry uniósł głowę i Severus mógł patrzeć teraz wprost w jego szeroko otwarte oczy. Pragnął, by mu uwierzył. Pragnął wlać prawdę wprost do jego umysłu, tak głęboko, by nigdy o tym nie zapomniał, nawet wtedy, kiedy będzie stał przed Czarnym Panem, czekając na śmierć...

Ale Severus doskonale wiedział, że to niemożliwe. Że kiedy nadejdzie jutro... to, co ich łączyło stanie się tylko odległym wspomnieniem... że Potter nie będzie pamiętał tych słów, nie będzie pamiętał niczego... Wszystko zostanie wymazane przez płonące w nim poczucie zdrady, pożerające go od środka niczym śmiertelna choroba... wyzierające z jego szeroko otwartych oczu, którymi będzie patrzył na Severusa, stojącego u boku Czarnego Pana... A Severus nie będzie mógł odwrócić wzroku, aby nie wydawało się to podejrzane, będzie musiał na niego patrzeć, będzie musiał patrzeć jak Czarny Pan podchodzi do niego, jak łapie go za ramiona i odbiera mu życie, światło... moc... i jak w zielonych oczach już na zawsze zastyga to jedno, jedyne uczucie...

I wiedział, że będzie je widział już do końca życia. Za każdym razem, kiedy zamknie oczy.

Ale teraz... wciąż jeszcze był tutaj... I miał ostatnią możliwość... żeby się nim delektować.

Uniósł dłoń i dotknął jego policzka, przesuwając po nim samymi opuszkami palców. Pieścił jego skórę, nos, skronie, wargi, próbując odtworzyć ślady swoich dawnych wędrówek i tym razem zapamiętać je już na zawsze, zapamiętać każde zagłębienie, każdy fragment drogi, którą podążały.

- Nie jesteś - powtórzył, łapiąc dłoń Harry'ego, przysuwając do swych ust i całując ją z czułością.

Znowu miał go przy sobie. Znowu mógł się nim nasycać, chociaż przez tę jedną chwilę.

I robił to. Pochłaniał go każdym zmysłem, samodzielnie zrywając oplatające go nici kontroli i pozwalając sobie na o wiele więcej niż do tej pory, pozwalając, by jego dłonie i wargi błądziły wszędzie, gdzie był w stanie dosięgnąć, by jego palce drżały, a usta wypowiadały słowa, których w innym wypadku nigdy by nie wypowiedział... ponieważ wiedział, że to ostatni raz, kiedy może go mieć.