Выбрать главу

- Tak straszliwie cię pragnę... - wyszeptał w końcu głosem przesyconym potrzebą. Dotknął podbródka Harry'ego, unosząc mu twarz i zanurzając swoje zamglone z pożądania spojrzenie w jego oczach: - Najchętniej wziąłbym cię tu i teraz...

Coś wewnątrz niego szarpnęło się, kiedy znowu to ujrzał. To niewyobrażalne pragnienie wyryte w zielonych oczach. Skierowane jedynie ku niemu.

- Więc zrób to... - usłyszał i wtedy wszystko odpłynęło. Na jedną, długą chwilę zapomniał o wszystkim, o tym, co robił i co jeszcze zrobi, i po prostu dał się ponieść tej gorejącej w nim... mocy.

***

Powietrze niemal syczało. Nagromadzone w nim napięcie osiadało iskrami na meblach oraz szatach Severusa, który wpatrywał się w stojącą na stoliku filiżankę, wypełnioną herbatą oraz Admorsusexcetrą i... czekał.

Dokonał tego. Uwarzył ten przeklęty eliksir, zdobył zaufanie Pottera, wlał mu go do filiżanki za jego zgodą i przyzwoleniem i teraz wystarczyło tylko poczekać, aż chłopak go wypije... Jeszcze tylko kilka krótkich chwil i wszystko zniknie. Nie będzie już odwrotu. Ten wyjący, szamoczący się w nim potwór pozostanie tylko wspomnieniem. Ten potwór, którego Severus ledwie utrzymywał w ryzach. Ten potwór, który chciał strącić filiżankę na podłogę i wszystko zaprzepaścić.

Nie pozwoli mu na to!

Walczył z nim, od kiedy tylko Harry wszedł do jego komnat. Objawiał się w nerwowych reakcjach, nad którymi trudno było mu zapanować, w drżeniu rąk, kiedy sięgał po fiolkę z eliksirem, w przyspieszonym pulsie, który sprawiał, że jego krew krążyła znacznie szybciej, a czas wydawał się zwalniać i ciągnąć w nieskończoność... To on sprawiał, że Severus miał wrażenie, jakby opadał w przepaść, kiedy Harry uśmiechał się do niego promiennie, i musiał zamknąć przed tym oczy i wypić całą szklankę whisky, aby wrażenie ustało.

I wtedy Potter sięgnął po filiżankę. I Severus nie potrafił oderwać wzroku od jego dłoni unoszącej się do ust i nie potrafił powstrzymać wrażenia, jakby z każdym centymetrem przepaść zamykała mu się nad głową, pogrążając go w ciemności. I nagle usłyszał swój własny głos, wypowiadający:

- Wiesz... w całym swoim życiu nie spotkałem większego tchórza niż twój ukochany ojciec chrzestny. Nigdy nie odważył się zaatakować samotnie. Zawsze musiał mieć jak największą widownię, żeby wszyscy mogli oglądać jego szczeniackie popisy i zadzieranie nosa.

Dłoń Harry'ego znieruchomiała. Pomieszczenie wypełniło się lodowatymi płomieniami, odbijającymi się w czarnych oczach Severusa.

Nie rób tego! Pozwól mu to wypić! To tylko słabość. Pokonaj ją! Pokonaj, inaczej wszystko przegrasz.

Potter coś mu odpowiedział, ale Severus słyszał jedynie szum w uszach. I widział jedynie filiżankę, którą chłopak znowu zaczął podnosić. I kiedy tylko jego wargi zetknęły się z brzegiem naczynia, usta Severusa ponownie zareagowały samoczynnie, wyrzucając z siebie pełne jadu słowa:

- Twój ojciec był jeszcze gorszy. Arogancki do granic możliwości. Uwielbiał się popisywać. Wiecznie otoczony wianuszkiem takich samych przygłupów jak on, którym imponował swoimi niebezpiecznymi, idiotycznymi pomysłami. Chodził po szkole, zachowując się jak pan i władca, wyobrażając sobie, że wszystko mu wolno, a prawda jest taka, że był napuszonym, żałosnym prostakiem.

Twarz Harry'ego wykrzywiła się w wyrazie gniewu. Filiżanka odsunęła się od jego warg i pomieszczenie przecięła błyskawica. Wszystko zaczęło wirować, porwane przez tajfun lodu i ognia, a w samym środku cyklonu pozostali tylko oni dwaj. Dłonie Severusa tak mocno zacisnęły się na oparciach fotela, iż pod skórą zarysowały się błękitne żyły.

Co ty wyprawiasz, do jasnej cholery? Opanuj się! Nie spieprz wszystkiego, co osiągnąłeś! Zduś to, zdepcz, zgnieć! Na tę jedną chwilę. Zaraz będzie po wszystkim. Tylko kilka łyków i będzie po wszystkim...

Jego oczy pochłonął ogień, kiedy patrzył, jak chłopak ponownie podnosi filiżankę do ust.

Zacisnął wargi z taką siłą, że było to niemal bolesne

On nic dla ciebie nie znaczy. Jest tylko przynętą, odskocznią, środkiem do zrealizowania celu... Nie potrzebujesz go. Nie potrzebujesz jego śmiechu, zapachu, jego entuzjazmu, oddania, ciepła... Nie potrzebujesz jego obecności! Nie potrzebujesz!

Filiżanka ponownie zetknęła się z wargami Harry'ego. I wszystko nagle zamarło. Łącznie z oddechem Severusa. Ale nawet pomimo braku powietrza, pomimo niekończącego się krzyku w umyśle, jego usta otworzyły się, wyrzucając z siebie słowa:

- Nie tylko był żałosnym prostakiem, ale również najgorszą kanalią, jaką kiedykolwiek spotkałem na swojej drodze. Razem z Blackiem zaśmiewali się ze swych marnych dowcipów i w tych swoich mikroskopijnych móżdżkach uroili sobie, że są ponad resztą, że nie dotyczą ich żadne zakazy ani reguły, że na zawsze pozostaną lepsi od innych... a teraz obaj nie żyją. Jakież to przykre...

TRZASK!

Filiżanka wylądowała na stole, a jej zawartość na blacie. I Severus miał jednocześnie wrażenie, jakby tonął, nie mogąc zaczerpnąć tchu, i jakby wypłynął na powierzchnię i w końcu mógł nabrać powietrza.

- Dosyć! Odwołaj to! Natychmiast to odwołaj! Nic nie wiesz o moim ojcu! To ty jesteś żałosnym prostakiem, a nie on! Mówisz te wszystkie rzeczy teraz, kiedy już go nie ma i nie może się obronić. Dlaczego wtedy mu się nie postawiłeś? Dlaczego nie wyzwałeś go na pojedynek, skoro tak go nienawidziłeś?

Severus zdawał sobie sprawę, że Potter stoi nad nim, wykrzykując te wszystkie, pełne dziecięcej złości słowa, ale nie był w stanie zareagować. Wpatrywał się tylko w rozlaną ciecz, czując, jak wszystko, co budował, sypie mu się w palcach. Każdy kamień, który z takim wysiłkiem układał, rozsypywał się w proch.

I dlaczego? Tylko dlatego, że dał się pokonać tej pieprzonej słabości! Temu niewdzięcznemu smarkaczowi, który stał teraz przed nim i ośmielał się podnosić na niego głos, tak jak ośmielił się wedrzeć w jego życie i wszystko mu pokrzyżować, wszystko zniszczyć! Wszystko!

Zerwał się z fotela, kierując ku niemu kipiące wściekłością spojrzenie.

- Ponieważ był tchórzem - wysyczał mu prosto w twarz, targany od środka jątrzącym się gniewem. - Nigdy nie przyjąłby mojego wyzwania na pojedynek sam na sam. Zawsze zasłaniał się swoimi durnymi przyjaciółmi, grał odważnego tylko w otoczeniu swojego fanklubu. Bez nich był jak kaleka, który nie trafiłby w cel, nawet gdyby dać mu mapę. Bez nich był nikim!

- Mówisz tak, bo mu zazdrościłeś!

Uderzył go z całej siły. Trzasnął go w twarz, wkładając w to uderzenie całą swoją frustrację i gorycz. Najchętniej starłby go na proch. Usunął ze swego życia. Ukarał za wszystko, co mu odebrał. Zniszczył tak samo, jak on zniszczył jego...

Ale wtedy Harry odwrócił twarz i Severus ujrzał ból przepełniający zielone oczy i zaczerwieniony policzek i nagle uświadomił sobie, co zrobił.

I po prostu stał, wpatrując się w swą własną dłoń i w plecy Harry'ego, wiedząc, że jeżeli chłopak teraz stąd wyjdzie, jeżeli go tu zostawi, w samym środku tego niszczącego wszystko cyklonu, jeżeli zabierze mu teraz siebie... to tak, jakby zabrał mu oddech.

- Spójrz na mnie - wyszeptał, nie potrafiąc powstrzymać drżenia własnego głosu. Ale Harry nie zrobił tego. Chwiejnie ruszył w kierunku drzwi i Severus poczuł się tak, jakby grunt usuwał mu się spod nóg.

- Słyszysz? - zapytał, ruszając za nim niczym w transie. Widział, jak zatrzymuje się przy drzwiach i próbuje je otworzyć. Widział jego drżące ramiona i pochyloną głowę. I widział swoją własną dłoń, wyciągającą się po niego.