Выбрать главу

- Chcę, żebyś na mnie spojrzał.

Nie rozpoznawał własnego głosu. Nie rozpoznawał własnych reakcji. Nawet dłonie, które zacisnął na ramionach Harry'ego, odwracając go do siebie, wydawały mu się obce.

To wszystko jednak przestało mieć znaczenie, kiedy ujrzał jego twarz. Bladą. Mokrą od łez. Od łez, których on był przyczyną. Pozbawioną blasku, który Severus zdusił własnymi rękoma. Zgaszoną.

- Zostaw mnie - usłyszał cicho wypowiadane słowa. - Ranisz mnie.

I Severus puścił go. Ale tylko po to, by łagodnie ująć w dłonie jego twarz i unieść ją, spoglądając wprost w jego wilgotne oczy. W oczy, które jako jedyne potrafiły sprawić, że zapominał, kim jest i co robił. Które jako jedyne potrafiły wnieść odrobinę światła do jego życia.

I poczuł, jak w tej samej chwili wypełnia go ból. Tak dotkliwy, iż nie pozwalał mu oddychać. Ból, który wibrował mu pod skórą przez całe dwa tygodnie, które spędził bez niego. Ból, który sprawiał, że żadne pomieszczenie nie lśniło, jeżeli nie było w nim Harry'ego. Ból, który towarzyszyłby mu już do samego końca...

- Severusie...?

Wszystko runęło. Rozsypało się w drobny pył. Całe miesiące pracy, każdy wysiłek, który musiał podjąć, każda decyzja, którą okupił krwią własną lub innych, wszystko, co poświęcił dla tego pragnienia, całe jego życie... opadało w otchłań, wydając z siebie przejmujący wrzask agonii.

Cierpienie było niewyobrażalne. Ale podjął już decyzję.

Nie mógł tego zrobić.

Te dwa tygodnie... tylko mu to uświadomiły... nie potrafi już bez niego żyć. Nie potrafił. Harry stał się dla niego wszystkim. Stał się dla niego ważniejszy niż wolność, niż jego własne życie... Stał się jego pragnieniem.

Wiedział, że to już koniec. Poniósł porażkę. Całkowitą klęskę. Wpadł we własne sidła. Jakim był głupcem, skoro pomyślał, że się nie zaangażuje... Stał teraz pośród innych głupców, którzy szydzili z niego, tak jak on niegdyś szydził z nich. I wiedział, że ta klęska będzie go kosztować życie... że już jutro... zginie.

Ale mają jeszcze dzisiejszą noc. Da mu całego siebie. Da mu wszystko, czego pragnie. Ten ostatni raz. Ostatni raz. Bez kontroli. Bez masek. Bez niczego, co mogłoby służyć za mur.

Tylko oni dwaj. Tylko Harry i jego ciepło, jego usta, w które Severus wpatrywał się jak zahipnotyzowany, mając wrażenie, że jeszcze niczego w całym swoim życiu nie pragnął tak bardzo jak tego, by ich skosztować, by nareszcie się w nich zanurzyć, nie myśląc o niczym, nie myśląc o konsekwencjach...

Pochylił się więc do przodu, obejmując wargami te miękkie usta i wślizgując się językiem do gorącego wnętrza... zasysając ich żar, penetrując gładkie podniebienie, wgryzając się w jego wargi z taką zachłannością, jakby tylko one ratowały go przed upadkiem w otchłań... oplatając jego wilgotny, śliski język własnym i ssąc go w swych ustach... czując jak jego słodycz spływa mu do gardła, jak przesiąka jego smakiem i pragnąc jeszcze więcej, jeszcze więcej...

I sięgał po to, wsuwając język jeszcze głębiej, pożerając jego usta bez żadnej kontroli, zatapiając się w nim wszystkimi zmysłami... pozwalając, by to uczucie pochłonęło go, tak jak on pochłonął Harry'ego... pozwalając, by go spaliło i by jego umysł zamienił się w jednostajny, ogłuszający krzyk: "Nigdy nie oddam... nigdy, nigdy, nigdy!"

Wszystko płonęło. Regały, książki, fotele, dywan. Ogień pożerał wszystko niczym wygłodniała bestia o nienasyconym apetycie. Bestia, która w końcu, po wielu miesiącach ciągłego hamowania się, mogła zaspokoić swój głód i nic nie było w stanie jej przed tym powstrzymać. Płomienie ryczały i trzaskały, pożerając dwie przyciśnięte do siebie sylwetki, najpierw przy drzwiach, potem w drodze do sypialni, potem zupełnie nagie na łóżku, stopione ze sobą niczym woskowe figury. I tylko czasami spośród tej kakofonii wyłaniał się zachrypnięty głos:

- O boże...

Jak mógł mu się opierać? Jak mógł myśleć, że uda mu się przed nim obronić, że uda mu się obronić przed tą mocą?

- Taki wrażliwy... niebywałe.

Jak w ogóle mógł pomyśleć, by go poświęcić? Był cenniejszy niż skarb. Był cudem, który należało chronić.

- Jesteś tylko mój. A reszta niech idzie do diabła.

Wszystko inne zostało zagłuszone jękami i dyszeniem, trzaskiem pożogi i uderzeniami serca. A później z falującego żaru, z parujących zgliszcz, które pozostały po komnatach Severusa, wyłoniły się dwa, wciśnięte w siebie ciała.

Połączone jednym, wspólnym oddechem.

I cichy szept Harry'ego:

- Kocham cię...

Szept, który przyniósł... otrzeźwienie. Niczym kąpiel w lodowatym strumieniu, ponieważ Severus uświadomił sobie nagle z całą przerażającą mocą, że te słowa... słowa, które usłyszał po raz pierwszy w życiu... słyszy zarazem po raz ostatni...

Objął Harry'ego mocniej, wpatrując się w sufit.

Wiedział, co musi zrobić.

- Dipsas. Hasło do moich komnat.

Przymknął powieki.

Jutro wszystko się zakończy.

Wszystko... przestanie istnieć.

***

Kiedy nadchodziło wezwanie, Mroczny Znak palił żywym ogniem. Jakby w tej właśnie chwili formował się, wytrawiając się na skórze. Ból rozchodził się aż do obojczyka. Severus po części nauczył się z nim radzić, jednak nie dało się wytrzymywać tego w nieskończoność. Ale próbował. Siedział na łóżku, zgięty wpół, z ręką przyciśniętą do wijącego się na skórze Znaku, z zaciśniętymi ustami i pulsowaniem w skroniach.

Ból przychodził falami. Kiedy odpływał, Severus spoglądał na śpiącego obok Harry'ego i patrzył na niego tak długo, dopóki ból znowu nie zaatakował.

Musi to przetrzymać. Minęła już godzina. Czarny Pan w końcu da za wygraną i po prostu będzie czekał na wiadomość od niego. Ale kiedy jej nie otrzyma, znowu zaatakuje. Severus miał niewiele czasu. Był już niemal ranek. Przekaże Czarnemu Panu wiadomość dopiero wtedy, kiedy zdobędzie wspomnienie. Wspomnienie, w którym wszystko, co budował miesiącami, zawali się. Kiedy w zielonych oczach, zamiast pragnienia, ujrzy jedynie odrazę.

Wtedy będzie gotów. Ponieważ nie pozostanie już nic, co mogłoby go tutaj zatrzymać.

Severus przymknął powieki. Z jego warg wyrwało się westchnienie.

Harry musi go znienawidzić. Uznać za potwora, za pozbawionego skrupułów psychopatę. Tylko w ten sposób Severus zapewni mu bezpieczeństwo. Nie było innego wyjścia.

Kiedy jutro na śniadaniu Dumbledore ogłosi, że Severus zginął, Harry musi być na to gotowy. Wszelkie uczucia, którymi go obdarzył, muszą umrzeć wraz z nim. Musi zniszczyć, zbezcześcić wszystkie wspomnienia, zabrać mu ostatnią iskierkę nadziei, sprawić, by czuł do niego jedynie pogardę i obrzydzenie. Jeżeli tego nie zrobi... skaże go na życie w agonii. Harry był zbyt słaby. Zbyt słaby, by przeżyć jego stratę, a musi żyć dalej, musi być silny, by pewnego dnia uwolnić się od nich wszystkich. Od Dumbledore'a, od Czarnego Pana. Musi być twardy, odporny na wszystko, wykuty ze stali, by przeżyć. I Severus mu to zapewni.

Oblizał wargi i ponownie spojrzał na Harry'ego.

Przypomniał sobie słowa, które usłyszał od niego zaledwie kilka godzin temu:

"Zawsze będę do ciebie wracał."

Severus wyciągnął dłoń i delikatnie musnął palcami rozgrzany od snu policzek Harry'ego.

Tym razem do mnie nie wrócisz.

***

Nie miał zbyt wiele czasu. Powinien po prostu wyjść i zostawić go samego, żeby na niego nie patrzeć, żeby się z nim nie żegnać i po prostu odcisnąć w sobie to wspomnienie, kiedy śpi w jego łóżku. Ale wiedział, że nie może tego zrobić. Musi wszystko przygotować. Musi... dać mu jasno do zrozumienia, że chce, aby dzisiaj pojawił się w jego komnatach.