Выбрать главу

- Hermiono... - westchnął z wyraźną ulgą. - Dobrze, że nic ci nie jest.

Dziewczyna obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.

- A dlaczego myślałeś, że coś mi się stało?

- Ron mówił, że Snape cię zatrzymał - wyjaśnił Harry, wpatrując się w nią z uwagą. - Co ci powiedział?

- Niestety, nic przyjemnego. Kazał ci przekazać, że na jego lekcje się przychodzi. Powiedział też, że jeżeli nie pojawisz się na następnych zajęciach, to odszuka cię, gdziekolwiek się ukryjesz i osobiście po ciebie przyjdzie. A jeżeli go do tego zmusisz, to pożałujesz, że nie uciekłeś z Hogwartu raz na zawsze.

Harry patrzył na nią zdruzgotany. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. To zabrzmiało naprawdę... groźnie.

Przełknął ślinę i zapytał:

- Mówił coś jeszcze?

- Tak, kazał ci się przygotować na następną lekcję, ponieważ zrobi ci sprawdzian z tego, co dzisiaj przerabialiśmy.

Harry zasępił się.

I co on ma teraz zrobić? Snape wyraźnie go szantażuje. To nie w porządku! Szczególnie po tym, co mu powiedział. Jak on może oczekiwać, że Harry zapomni o wszystkim i od tak wróci do codziennego życia? Że zapomni o tym, jak się wtedy poczuł. Snape nie ma żadnego prawa go szantażować i znęcać się nad jego przyjaciółmi!

- Harry - cichy głos Hermiony z trudem przebił się przez burzę szalejącą w umyśle Gryfona. Dziewczyna patrzyła na niego z uwagą, a wyraz jej twarzy był niezwykle poważny. - Wydaje mi się, że wiem, o czym myślisz, ale nie możesz zrobić tego drugi raz. Musisz iść na następną lekcję - zniżyła głos do szeptu, by Ron i Neville niczego nie usłyszeli. - Cokolwiek on ci zrobił, proszę cię, idź w poniedziałek na eliksiry. Jeżeli nie pójdziesz, to się może dla ciebie naprawdę źle skończyć.

Harry zagryzł wargę.

- Snape nic mi nie zrobił - warknął cicho, starając się, by jego głos brzmiał obojętnie i nie drżał tak bardzo, zdradzając tajfun uczuć, który wywołały w nim jej słowa.

- Skoro tak twierdzisz... - zawiesiła głos, po czym spojrzała na niego ze smutkiem, odwróciła się i wyszła.

* * *

Harry nie poszedł w sobotę na śniadanie. Stwierdził, że to będzie bardziej wiarygodne, jeżeli głowa poboli go jeszcze przez jakiś czas. Do obiadu zgłodniał jednak tak bardzo, że nawet groźba spotkania ze Snape'em nie mogła go zatrzymać. Szczególnie, że Hermiona zabroniła Ronowi i Neville'owi przynosić mu posiłki. Stwierdziła, że Harry powinien w końcu ponieść konsekwencje swojego wczorajszego zachowania i stawić czoła temu, przed czym tak ucieka.

Harry przeklinał jej spostrzegawczość i celowe uderzanie w czułe punkty. Czasami marzył, by Hermiona była trochę mniej inteligentna.

W czasie obiadu miał wrażenie, że wszyscy się na niego gapią. W niezbyt zachęcający i przyjazny sposób. Szczególnie cały szósty rok Gryffindoru i Slytherinu. Snape nie oszczędził na wczorajszej lekcji nikogo, pomimo, że Slytherin zwyczajowo był traktowany nieco lepiej. Ślizgoni rzucali mu gniewne spojrzenia, ale nie mogli zrobić nic ponadto, gdyż opiekun ich domu także był obecny na posiłku.

Harry czuł wyraźnie wbijające mu się w plecy, sztyletujące spojrzenie, ale postanowił, że za żadne skarby świata nie spojrzy na Snape'a. Nawet, jeżeli zacząłby tańczyć kankana na stole nauczycielskim...

Jednak obecność Mistrza Eliksirów jak zwykle wyprowadziła go z równowagi i skutecznie odebrała apetyt. Wmusił jednak w siebie część posiłku i razem z resztą uczniów opuścił Wielką Salę. Nadal zdenerwowany, ale teraz przynajmniej z pełnym żołądkiem.

- Potter! - ostry głos przeszył powietrze, kiedy Harry wraz z przyjaciółmi wracał do pokoju wspólnego. W pierwszym odruchu zesztywniał cały, sparaliżowany strachem i dopiero po chwili dotarło do niego, że to nie jest głos Snape'a. Odwrócił się i zobaczył zmierzającą w jego stronę grupkę Ślizgonów, z Zabinim na czele. Ich miny nie wyrażały bynajmniej chęci zaproszenia Harry'ego na popołudniową herbatkę.

Najeżył się, gotów odeprzeć każdy atak słowny i zaczepkę. Pamiętając, jak patrzyli na niego podczas obiadu, spodziewał się, że nie dadzą mu spokoju, szczególnie po tym, przez co musieli przejść na wczorajszej lekcji eliksirów. Miał wrażenie, że cała szkoła ma do niego pretensje.

Dziwiło go, że teraz to Zabini był głównym prowodyrem zaczepek, a nie Malfoy.

Jednak, zanim którykolwiek ze Ślizgonów zdążył choćby otworzyć usta, wyrosła przed nimi wysoka, szczupła sylwetka.

- Wracajcie do lochów - warknął Malfoy, mierząc ich władczym spojrzeniem. - Sam zajmę się Potterem.

Przez chwilę patrzyli na niego, rozważając możliwości, po czym pokiwali głowami i niczym stado posłusznych węży zawrócili, zostawiając sprawę swojemu przywódcy. Kilkoro odwracało się jeszcze, by popatrzeć, jak Malfoy gnoi Pottera, jednak blondwłosy czekał, aż wszyscy znikną na schodach wiodących do lochów. Następnie odwrócił się w stronę Harry'ego i obrzucił go nienawistnym, pełnym wściekłości spojrzeniem.

Jednak w tych niebieskich oczach było coś jeszcze. Opór.

Wyglądało to tak, jakby Malfoy walczył ze sobą. Ale o co walczył i z czym - tego Harry nie potrafił odgadnąć.

- Potter - wycedził Ślizgon, mrużąc oczy. - Musimy pogadać.

- Czego od niego chcesz? - wtrącił się Ron, którego głos aż wibrował od tłumionej nienawiści.

- To sprawa pomiędzy nami - wysyczał Malfoy.

Harry czuł się... zaintrygowany. Malfoy chce z nim o czymś porozmawiać? Na osobności? Nic mu tutaj nie zrobi. Za dużo osób kręci się w pobliżu. Może warto zaryzykować? Chętnie dowiedziałby się, czego może od niego chcieć jego największy wróg.

- W porządku - zwrócił się do Rona i Hermiony. - Idźcie przodem. Dogonię was - widząc, że Ron otwiera usta, żeby zaprotestować, ubiegł go. - Nic mi nie będzie, Ron. Muszę z nim pogadać.

Kiedy przyjaciele zniknęli za zakrętem, Malfoy rozejrzał się po korytarzu i podszedł o krok bliżej do Gryfona, wbijając w niego chłodne, a jednocześnie płonące dziwnym blaskiem spojrzenie.

- O co chodzi? - zapytał Harry, siląc się na spokojny ton. Jednak ciekawość buzowała w nim, niczym hormony.

- O twoje debilne zachowanie, Potter! - twarz Malfoya zmieniła się w lodowatą maskę. Jedynie jego oczy zdradzały szalejącą w nim wściekłość. - Jesteś tak głupi, że czasami mam ochotę się nad tobą ulitować. Jeżeli już musisz tak biegać za Snape'em, to staraj się to robić w mniej widowiskowy sposób.

Harry'emu odebrało mowę. Spodziewał się wszystkiego, ale na pewno nie Malfoya, udzielającego mu dobrych rad odnośnie jego zainteresowania nauczycielem.

- Co cię to obchodzi? - warknął po chwili, kiedy odzyskał zdolność mówienia. Malfoy zmrużył oczy i kontynuował:

- Wszystkich tylko wkurwiasz. Najpierw robisz do niego maślane oczy na lekcji, potem nie przychodzisz na eliksiry i wszyscy za ciebie obrywają. Narażasz sie, Potter. Radzę ci, przystopuj trochę i zacznij się z tym kryć, bo niedługo wszyscy będą wiedzieć o tym, że Złoty Chłopiec buja się w Mistrzu Eliksirów. Równie dobrze mógłbyś wyjść na środek sali i ogłosić to wszem i wobec. Jeżeli nie zaczniesz trochę myśleć i zachowywać się normalniej, to źle się to dla ciebie skończy.

Harry stał przez chwilę, całkowicie oniemiały i zbity z tropu. Czuł się tak, jakby Ślizgon wylał mu na głowę ogromne wiadro lodowatej wody.

Nie, on tego nie powiedział! Musiałem się przesłyszeć!

Malfoy uśmiechnął się szyderczo.

- Odebrało ci mowę, Potter? Co się stało? Snape nie zadowolił cię odpowiednio?

Nawet jeżeli Malfoy wcześniej z czymś walczył, to najwyraźniej w końcu udało mu się to przezwyciężyć i jego złośliwa ślizgońska natura zaczęła brać górę.

- Jesteś nienormalny - zdołał w końcu wydusić Harry, kiedy udało mu się pokonać ogromny szok, którego doznał słysząc wszystkie te słowa z ust swojego największego wroga.