Выбрать главу

Mężczyzna odwrócił się i ruszył do wyjścia. Kiedy ścianka zasuwała się za nim, wysunął stopę, zatrzymując regał w miejscu, dzięki czemu powstała wąska szczelina, przez którą sączyło się zielone światło, jednak dostatecznie niewielka, by nie było jej widać gołym okiem.

Odsunął się i kilka razy przeszedł wzdłuż salonu, obserwując ją z każdego kąta.

Idealnie.

Teraz wystarczyło tylko wyjść i poczekać, aż uruchomi się alarm.

***

Kolejne wezwanie nadeszło szybciej, niż się spodziewał. Ramię zaczęło boleć go już wczesnym popołudniem, podczas lekcji Eliksirów z pierwszorocznymi Krukonami i Puchonami. Z największym wysiłkiem udało mu się doprowadzić lekcję do końca, ale kiedy tylko drzwi klasy zamknęły się za ostatnim uczniem, zgiął się wpół, przyciskając dłoń do rwącego ramienia i spędził tak piętnaście minut, próbując wyciszyć swój umysł i przetrwać atak.

Na szczęście była to ostatnia już lekcja.

Severus przez cały dzień omijał swoje komnaty szerokim łukiem. Musiał znajdować się jak najdalej od nich, by Potter odważył się do nich wejść.

Kiedy ból odrobinę ustał, ruszył więc do gabinetu Dumbledore'a z wiadomością o otrzymanym wezwaniu i jego spodziewanej nieobecności.

I właśnie wtedy poczuł wędrujący wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz.

Alarm.

Potter wszedł do jego komnat.

A więc teraz wszystko się dopełni...

***

Severus stał w swoim gabinecie przy drzwiach prowadzących do salonu, z ręką na klamce, przymkniętymi powiekami i opuszczoną głową. Powietrze wokół niego wydawało się gęstnieć, zaginając i odbijając próbujące przedostać się przez jego aurę promienie światła i pogrążając całą sylwetkę w coraz głębszym mroku.

Wszystko zdawało się wyostrzać. Z każdym pojedynczym oddechem mężczyzny szczegóły otoczenia stawały się coraz wyraźniejsze, tak jakby coś zasysało wszelkie zakłócenia, pozostawiając tylko ją. Czystą kontrolę.

Tylko ona pomoże mu przetrwać tę chwilę. Musi się w nią przyodziać, owinąć jak płaszczem, najszczelniej jak to możliwe, aby nic, absolutnie nic nie przedostało się głębiej, nie dotknęło go, ponieważ podejrzewał, iż wtedy rozsypałby się w proch. Musi zachować kamienny wyraz twarzy. Na jego obliczu nie może pojawić się nawet najmniejsze pęknięcie. I najważniejsze - cokolwiek się wydarzy, jakiekolwiek ciosy na niego spadną, nie może odezwać się ani słowem, ponieważ głos mógłby go zdradzić. Musi znieść wszystko w milczeniu. Wszystko.

Otworzył oczy. Wydawały się jeszcze ciemniejsze niż zwykle, jakby w chwili obecnej nie było w nich niczego poza oziębłą obojętnością. Nie odbijało się w nich żadne światło. Przypominały dwie głębokie otchłanie, na dnie których uwięziono wszelkie emocje.

Wziął głęboki wdech i wkroczył do salonu.

Wejście do laboratorium było uchylone. Na podłogę padało zielone światło. Severus podszedł bliżej i wśliznął się do środka.

Zobaczył go.

Chłopak stał nad myślodsiewnią z zaciśniętą na brzegu misy dłonią i twarzą zanurzoną w falującym morzu złota.

Severus zatrzymał się przy wejściu. Oparł dłoń o znajdujący się obok regał i... czekał.

Cokolwiek się wydarzy... cokolwiek...

Dłoń Harry'ego co jakiś czas ściskała się konwulsyjnie, a do uszu Severusa docierały stłumione pojękiwania oraz ciche, niewyraźne, ale wielokrotnie powtarzane "nie".

Już samo to wibrujące w powietrzu słowo miało taką siłę oddziaływania, iż Severus czuł, jak jego bariery drżą, a przecież to był zaledwie wstęp do tego, co za chwilę się tu wydarzy.

To nie potrwa długo. Za moment będzie po wszystkim.

Po wszystkim.

Nagle czas spowolnił swój bieg, a Severus wstrzymał oddech, kiedy Harry wyprostował się gwałtownie, wynurzając się ze szponów wspomnień. Cisza, która zapadła, wydawała się niemal pustosząca. Jedynym, co ją zakłócało, było dudnienie serca. Głuche i ciężkie, jakby w którymś momencie zamieniło się w uwierający w piersi kamień.

Severus czekał w napięciu... ale Harry po prostu stał bez ruchu, plecami do niego. Wydawał się nawet nie oddychać. Tak jakby coś w nim umarło.

Na krótką chwilę ciszę przerwał głuchy trzask. Coś, co chłopak trzymał w dłoni, uderzyło w podłogę. I Severus zobaczył, jak Potter cofa się chwiejnie i odwraca, a to, co ujrzał w zielonych oczach, było jak potężne, zwalające z nóg uderzenie.

Odraza. Nienawiść. Obrzydzenie. Wszystko skierowane ku niemu.

Uderzenie było tak silne, że cała bariera zachwiała się i wszystko w nim zaczęło wibrować, szarpać się. Ale błyskawicznie to powstrzymał, całą siłą woli utrzymując kontrolę, niczym tarczę, którą próbował się osłaniać przed ciosami, które posypały się na niego z ust Pottera:

- Nie zbliżaj się do mnie, Śmierciożerco! - Harry wyszarpnął z kieszeni różdżkę i wycelował nią w Severusa. Jego dłoń drżała tak bardzo, że koniec różdżki kreślił w powietrzu nieregularne kręgi, rozsypując czerwone iskry nienawiści. - Jak mogłeś? Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś tak mnie oszukać? Jak mogłeś mnie tak podle wykorzystać? Jak mogłeś mnie nienawidzić? Przez cały ten czas! Jak mogłeś?!

Snape milczał. Jego zaciśnięte w cienką linię usta były niemal białe, kiedy patrzył na wykrzywioną w pogardzie twarz Harry'ego, na jego oczy.

Oddanie. Żar. Blask. Pragnienie. Wszystko zniknęło. Bezpowrotnie. Teraz jego oczy były zimne jak lód.

- Odpowiedz mi, ty zdrajco! Dlaczego, do cholery, milczysz? Dla ciebie to wszystko było tylko grą! Żałosną rozgrywką! Nigdy nic dla ciebie nie znaczyłem! Nic!!! Przez cały czas kłamałeś! Przez cały cholerny czas!

Po policzkach Harry'ego spłynęły łzy.

Severus nie pozwolił, aby na jego twarzy drgnął chociaż jeden mięsień, pomimo iż czuł, jak coś ostrego rozcina jego wnętrzności i rozszarpuje rany. Nie poruszał się, tak jak i nie poruszyłby się wykuty z kamienia posąg, ponieważ gdyby spróbował to zrobić, popękałby i rozpadł się na kawałki.

- Wykorzystałeś mnie! Wykorzystałeś moje pragnienie dla swojego pragnienia! Myślałem, że chociaż ty... że chociaż ty nie uważasz mnie za narzędzie! Że jako jedyny nie próbujesz się mną posłużyć! A jesteś taki sam! Jesteś jeszcze gorszy! Jesteś potworem! Żaden człowiek nie mógłby... nie mógłby... przez cały ten czas... o boże! - Harry złapał różdżkę obiema dłońmi. Wydawał się rozsypywać, tak jak sączące się z niej coraz gwałtowniej iskry. - Jak mogłeś? Jak mogłeś pokazywać mu nasze chwile? Przecież to były nasze wspomnienia! Jak mogłeś...?!

Każde wykrzyczane słowo przypominało szarpnięcie ostro zakończonym harpunem i Severus czuł się tak, jakby coś z niego wyrywano, a ziejącą w okaleczonym miejscu ranę przypalano rozgrzanym do czerwoności żelazem.

- No odpowiedz mi! Pochwal się, jakim byłem dla was pośmiewiskiem! Opowiedz, jak śmialiście się z tego, jakim byłem zaślepionym kretynem! Opowiedz, jak świetnie się bawiłeś, kiedy pokazywałeś mu nasze intymne chwile, ty chory popaprańcu!

Czy ten ból pozostanie w nim już do końca? Czy już do końca będzie miał przed oczami tę płonącą w zielonych oczach jadowitą pogardę? Czy to coś, co z powodu własnej głupoty do siebie dopuścił, zawsze tak... okaleczało? To... to... przekleństwo?

W takim razie myśl, że to wszystko już niedługo zniknie, że umrze wraz z jego ostatnim oddechem, wydawała się wręcz... kojąca.

- Jak mogłem cokolwiek w tobie widzieć? Jesteś odrażający! Jesteś... jesteś... nikim! Nienawidzę cię! Słyszysz? Nienawidzę!!! Nigdy ci tego nie wybaczę! Nigdy!!!

Drzwi trzasnęły. W pomieszczeniu zapanowała cisza. Gładka niczym tafla jeziora, w którego głębinach nastąpiła niszcząca wszelkie życie erupcja. Severus przymknął powieki i z jego piersi wyrwało się długie westchnienie.