Powiódł spojrzeniem po wyrastających spod śniegu ciemnych drzewach o grubych konarach.
Zakazany Las.
Wytężył wzrok. Pomiędzy drzewami coś majaczyło. Odległe światła. I zarysowujące się na tle rozjaśniającego się nieba wieże zamku.
Hogwart.
***
Nie wyobrażał sobie powrotu. Dla niego nie było już powrotu.
Przecież miał zginąć... a nie ponownie ocknąć się w świecie, do którego nie miał już wstępu.
A jednak był tutaj. W swym własnym łóżku. Z własnoręcznie uwarzonymi eliksirami leczniczymi na szafce obok i dobiegającym z salonu odgłosem trzaskającego kominka.
Dlaczego?
Czarny Pan nigdy nie wybaczał. Potrafił zabijać bez mrugnięcia okiem, a tych, którzy najbardziej go zawiedli, torturował i okaleczał niemal do kości. Tymczasem on nie miał na sobie żadnych śladów po torturach, poza długą blizną na policzku. I umysłem wzdrygającym się na samą myśl o tym, co przeżył...
Nawet, gdy zaleczy się wszystkie rany, usunie wszelkie bruzdy i pęknięcia... pęknięcie, które powstało w duszy nigdy się nie zabliźni.
Żył... a więc to oznaczało, że to jeszcze nie koniec. Że Czarny Pan nadal ma wobec niego plany... Ale przecież Severus pokazał mu to wspomnienie. Czarny Pan nie był głupcem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko zostało stracone w momencie, w którym Potter dowiedział się prawdy. Teraz już nic nie dało się zrobić.
Chyba nie postradał jeszcze rozumu do końca? Chyba nie oczekiwał, że Severus spróbuje odzyskać zaufanie Pottera? Że spróbuje dokonać niemożliwego i "w podzięce za łaskę, którą otrzymał" przyprowadzi go do niego? Dlaczego wobec tego nie dał mu żadnych wytycznych, tylko porzucił na granicy zamku jak bezpańskiego psa? Czego oczekiwał?
I nawet kiedy gorączka trawiła jego ciało, to umysł wciąż poszukiwał odpowiedzi.
Nie potrafił jednak znaleźć rozwiązania. Każdy scenariusz wydawał mu się nieprawdopodobny. Ciągle brakowało mu tego spajającego wszystko elementu.
Wiedział, że z całą pewnością będzie obserwowany. Czarny Pan na pewno wyznaczył szpiegów, którzy będą mu donosić o każdym jego kroku. Być może po to, by sprawdzić, czy wciąż ma jakikolwiek kontakt z Potterem i czy warto byłoby spróbować jeszcze raz...
Czarny Pan nie poddawał się tak łatwo. Nie uznawał porażki. Bez wątpienia wciąż miał nadzieję, że w Potterze pozostały jeszcze jakiekolwiek uczucia i zamierzał to sprawdzić.
Ale to był najbardziej absurdalny pomysł, na jaki mógłby wpaść. Severus użył wszelkich środków, by zabić w Harrym wszystko. Wszystko. Po tym, co mu zgotował, w Potterze nie pozostało nic, poza lodem. I Severus dopilnuje, by tak zostało. By w zielonych oczach utrzymał się jedynie obraz bezwzględnego potwora, którego Potter ujrzał w myślodsiewni, by już nigdy nic w nich nie zalśniło, ponieważ wtedy... wszystko, co zrobił, pójdzie na marne.
Nawet jeżeli to oznaczało, że znowu będzie musiał stawić czoła tej jadowitej pogardzie i palącej nienawiści, którą chłopak teraz do niego pałał.
I będzie musiał ją odwzajemnić. Aby Potter nawet przez jedną sekundę nie pomyślał, że to, co zobaczył, mogło nie być prawdą, a przynajmniej nie całą prawdą.
Wystarczy, że Severus zapomni się chociaż na jedno spojrzenie i Czarny Pan się o tym dowie.
Merlinie, cóż za okrutna gra go czeka...
***
Dłoń zaciskająca się na klamce drżała lekko. Patrzył na nią, nie mogąc uwierzyć w to, że należy do niego. Że on, Severus Snape, może odczuwać jakikolwiek dyskomfort związany z wkroczeniem do sali wypełnionej uczniami, przejściem pomiędzy ławkami i potoczeniem wzrokiem po ich twarzach, aż jego spojrzenie zatrzyma się na nim... a ich oczy spotkają się. Po raz pierwszy od tamtej chwili... I w pewnym sensie to naprawdę będzie pierwszy raz... jakby w miejscu ostatnich pięciu miesięcy pojawiła się ogromna wyrwa i tylko Severus wiedział, co naprawdę się wydarzyło i jak wszystko wyglądało, zanim zostało przez nią pochłonięte.
I wiedział, że gdy tylko zobaczy Pottera, wszystko ożyje, wszystko w nim będzie wołać i wyciągać po niego ręce, ale nie może na to pozwolić.
Jego dłoń jeszcze mocniej zacisnęła się na klamce.
Nie może mu powiedzieć nic osobistego. Nie mógłby tego zrobić. Nie po tym... Po postu nie. Ani jednej osobistej uwagi, tylko powierzchowne, ogólnikowe szyderstwa, dla odpowiednich, słyszących je uszu. I zrobi to od razu, gdy tylko wejdzie do klasy.
Musi wzbudzić w sobie... obojętność. Niechęć. Odrazę.
I to znacznie większą niż kiedykolwiek przedtem.
Potter jest tylko jego uczniem. Od tej chwili jest tylko tym. Tym samym bezczelnym, irytującym, aroganckim smarkaczem, którym był dla niego przez wszystkie te lata.
Niczym więcej!
Małe ognisko może i da się ugasić kanistrem wody, ale gdy masz do czynienia z pożogą, potrzebujesz prawdziwego oceanu...
Czegokolwiek Czarny Pan od niego oczekuje, nie dostanie tego. Severus podejmie tę bezwzględną grę, w której nienawiść i pogarda wygrają. W zakładaniu masek nie miał sobie równych. Był najlepszy. I da im perfekcyjne przedstawienie.
Przymknął powieki. Kolory zaczęły blaknąć, a na ściany wpełzał mrok. Na sekundę przebiła się przez niego czerwień, ale już po chwili wszystko zlało się w idealną czerń. Światła w korytarzu zgasły, pogrążając Severusa w całkowitej ciemności.
Kiedy mężczyzna otworzył oczy, płonęła w nich jedynie czysta nienawiść.
Nacisnął na klamkę i wszedł do klasy.
*
Severus patrzył bez słowa, jak Potter wychodzi z klasy, a zaraz za nim Granger. I kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi, wyciągnął różdżkę i rzucił na nie zaklęcie blokujące, a ciemność, która unosiła się wokół niego niczym dodatkowy płaszcz, rozwiała się i pozostał tylko on.
Z głębokim westchnieniem opadł na krzesło, opierając łokieć na blacie biurka i przyciskając dłoń do czoła.
Wiedział, że dokładnie tak będą wyglądały już wszystkie lekcje z Potterem. Pełne nienawistnych spojrzeń i obelżywych słów. Pełne wrogości i odrazy. Unoszących się w powietrzu niczym naładowane elektrycznością chmury, których każde zetknięcie kończy się niszczącym gradem błyskawic, ogłuszającym hukiem i swądem spalenizny.
Chłopak zmienił się nie do poznania. Severus nigdy nie miał problemów z odczytywaniem jego intencji i zamiarów, ale teraz... teraz jego twarz stała się dla niego całkowicie zamknięta. Nie było na niej żadnych emocji. Nie było na niej niczego. Jakby Potter przywdział stalową maskę, spod której widać było jedynie zarys pogrążonych w mroku oczu. I Severus nie mógł powiedzieć, że jest zdziwiony albo zaskoczony. Spodziewał się tego. Własnymi dłońmi wykuł dla niego tę maskę. Była jego dziełem. I teraz musi stawiać jej czoła. Każdego dnia. Każdego cholernego dnia przez resztę swojego nędznego życia.
Gdyby tylko mógł... zdarłby ją z niego, zdeptał i zaczął go szarpać, by się ocknął, by wrócił... By w jego oczach pojawił się chociaż cień, niewielki cień jakichkolwiek emocji, którymi zawsze emanował, by drżał i spalał się w gniewie, nawet jeżeli miałby to być jedynie ogień nienawiści... wszystko było lepsze od...
Zaciśnięta pięść mężczyzny trzasnęła w biurko.
Ale nie mógł.
I Severus zaczynał powoli zastanawiać się nad tym, czy Czarny Pan nie zamknął go w najgorszym koszmarze...
Wciąż pamiętał moment, w którym Potter zachwiał się i niemal przewrócił. Najwidoczniej maska, którą nosił chłopak, była dla niego zbyt ciężka. A Severus doskonale wiedział, jak potrafiły być uciążliwe. Zakładał je przez całe swoje życie. Był świadomy tego, jak bardzo wykańczały fizycznie...
Jedną z nich nosił przecież także i teraz. I w dodatku najcięższą ze wszystkich dotychczasowych. Ale udało mu się ją utrzymać. Zsunęła się tylko odrobinę, w momencie, w którym prawie nieświadomie sięgnął po różdżkę i naprawił mu tę piekielną fiolkę. Na szczęście klasa była już wtedy całkowicie opustoszała.