- Chcesz więcej...? - wyszeptał do ucha Severusa, trącając nosem wilgotne kosmyki hebanowych włosów i próbując złapać urywany oddech. - Czy może masz już dosyć?
Mężczyzna przesunął twarz i wzrok Harry'ego został pochwycony przez rozpalone spojrzenie ciemnych oczu. Jednak zbyt późno dostrzegł w nich drapieżny błysk.
- A ty? - zapytał cicho Severus, łapiąc niespodziewanie jego pośladki, unosząc je w górę i wchodząc w Harry'ego z taką siłą, że uderzenie, które nastąpiło w jego wnętrzu, posłało iskry nawet w koniuszki palców u stóp, wywołując wstrząs tak silny, że mógł on zakończyć się tylko jednym. Trzęsieniem ziemi.
Harry zacisnął powieki, czując wypływające spod nich łzy. Jego ciało zamieniło się w reaktor doznań i już sam nie wiedział, gdzie kończy się przyjemność, a zaczyna on, gdzie następują eksplozje, a gdzie pochłania go ogień. Gdzie się podziały jego porozrywane na strzępy zmysły, a gdzie utrzymujące go w pionie mięśnie. Wydawało mu się, że słyszy odległy szept Severusa, ale otaczający go szum bezdźwięcznych wybuchów i własnego krzyku skutecznie uniemożliwił mu zrozumienie go. Miał wrażenie, że dochodzi i dochodzi i że ta przyjemność nigdy się nie zakończy, dopóki ostatnia kropla spermy nie wytrysnęła na ich ciała.
Minęło kilka długich chwil, zanim napięte do granic możliwości mięśnie rozluźniły się, z jego piersi wyrwało się głębokie westchnienie, a głowa opadła mu bezwładnie na ramię Severusa. Drżał tak bardzo, jakby jego ciało trawiła wysoka gorączka. Dopiero po jakimś czasie zorientował się, że dłoń Severusa uspokajająco gładzi go po plecach i włosach.
Musiał kilka razy przełknąć ślinę, by w końcu udało mu się wydobyć z siebie cichy, ochrypły szept:
- Chciałbym, żeby jutro nigdy nie nadeszło. Nie chcę cię opuszczać. Moje miejsce jest tutaj, przy tobie...
- Ciii... - Dłoń Severusa wplotła się w jego włosy, a druga przesunęła na kark, gładząc go łagodnie koniuszkami palców. - Nie myśl o tym. Wciąż tu jesteśmy. Jeszcze nigdzie się nie wybierasz. - Szept Severusa był cichy i kojący, ale nie był w stanie powstrzymać łez, które niepostrzeżenie wymknęły się spod powiek Harry'ego i spadły na nagie ramię mężczyzny. Na ułamek sekundy w powietrzu zawisła cisza. Ale niemal natychmiast przerwał ją zachrypnięty szept Severusa: - Chodź do mnie.
Harry poczuł dłonie Severusa obejmujące jego twarz i przyciągające ją do własnej... a po chwili gorące wargi, zamykające jego usta w czułym, delikatnym pocałunku. I Harry nie wiedział, jak nazwać to uczucie, które w nim wtedy wezbrało... ale było tak ciepłe, tak... jasne... że nawet największe ciemności nie mogłyby go zgasić.
Westchnął, kiedy wargi Severusa oderwały się na moment od jego warg i mężczyzna wyszeptał wprost w jego usta:
- Pomimo wszelakich masek, które przyjdzie nam założyć... zawsze będziesz mój.
I Harry ponownie poczuł oplatające go mocno ramiona. I napierające na niego ciało, kierujące ich obu z powrotem na łóżko. Jego nagie plecy dotknęły chłodnej pościeli, a Severus opadł na niego, przygniatając go do materaca i wysuwając się z niego tak powoli, jakby każdy centymetr, którym znajdował się poza gorącym wnętrzem Harry'ego przynosił mu jedynie cierpienie.
- Mój! - Z tym ostatnim słowem, będącym czymś pomiędzy zwierzęcym warknięciem a pozbawionym tchu okrzykiem, wszedł w Harry'ego ostrym, gładkim pchnięciem, zagłębiając się w nim z tak nieposkromioną potrzebą, jakby pragnął na zawsze pozostawić w nim swój ślad, wypalić go tak głęboko, by nigdy nie wyblaknął i by Harry nigdy o nim nie zapomniał.
Ciało Severusa spięło się, a z jego ust wyrwał się długi, skamlący jęk, podobny do wycia rannego zwierzęcia i Harry poczuł rozlewającą się po jego wnętrzu falę gorąca, jedną i drugą i kolejną... i wydawało się, że Severus nie przestanie dochodzić i że zgniecie go w swych ramionach, drżąc tak bardzo, jakby miał rozpaść się na kawałki i tylko uścisk Harry'ego utrzymywał go w całości. Jego biodra podrygiwały konwulsyjnie, a usta haustami łapały powietrze i dopiero po bardzo długiej chwili jego ciało rozluźniło się i Severus opadł na Harry'ego, wgniatając go w materac i przyciskając otwarte usta do jego nagiego ramienia z taką siłą, jakby próbował go pogryźć.
I nagle powietrze wypełniło się jedynie parującą ciszą. Taką, która powstaje, kiedy pożar już ucichnie i nagle okazuje się, że jego siła była tak rażąca, że nie pozostało już nic, co mogłoby się chociaż tlić.
Wszystko spłonęło.
64. What have you done
Let me wake up in your arms
Hear you say it's not alright
Let me never see the sun
Let us be so dead and so gone
So far away from life
Close my eyes
Hold me tight
And bury me deep inside your heart*
Część 1
Harry nieznacznie rozchylił rozgrzane powieki. Otaczała go gęsta cisza, przypominająca niewidzialną zasłonę odgradzającą go od zewnętrznego świata. Słyszał jej szelest w oddechu Severusa owiewającym mu czoło i poruszającym kosmykami włosów, które łaskotały mu skronie.
Widział w oddali drgający leniwie płomień świecy, jednak wszystko było tak rozmyte, iż miał wrażenie, jakby jej światło zamieniło się we mgłę, snującą się wstęgami w kierunku sufitu.
Nie. Wzrok nie był mu w tej chwili do niczego potrzebny. Ponownie przymknął powieki i głęboko wciągnął do płuc intensywnie ziołowy zapach Severusa, wtulając twarz w jego nagą pierś i oplatając go ramieniem w pasie, tak jakby chciał przygarnąć go do siebie jeszcze bliżej.
Słyszał powolny rytm serca Severusa, pulsujący pod skórą w regularny, uspokajający sposób. Przypominał tykanie zegara, które Harry słyszał w dormitorium przed zaśnięciem.
Nie miał pojęcia, czy Severus śpi, czy nie. Nie wiedział, ile czasu minęło. Bał się poruszyć. Bał się, że nawet najlżejszy ruch może zburzyć tę chwilę. Chwilę zawieszenia pomiędzy dwoma przepaściami. Chwilę krótkotrwałego spokoju. Chwilę na zaczerpnięcie oddechu pomiędzy huraganem, a wybuchem wulkanu.
Westchnął głęboko, owiewając ciepłym oddechem skórę mężczyzny. Czuł, jak czarne, śliskie macki myśli próbują przedrzeć się do jego umysłu i zburzyć ten spokój, ale nie pozwalał im na to. Nie zniszczą go.
Był teraz tutaj. Z Severusem. Bezpieczny. Nic więcej się nie liczyło. Nie w tej chwili.
Potem mogą go nawet rozedrzeć na strzępy.
Dłoń Severusa, obejmująca jego ramiona i zanurzona w jego włosach, poruszyła się, przeczesując palcami ciemne kosmyki.
- Wydajesz się być spięty - usłyszał cichy szept.
Harry oblizał wargi.
- Nie chciałem cię obudzić - odparł cicho. Miał wrażenie, że każdy dźwięk przypomina wbijany w ciszę sztylet, rozcinający otaczającą ich zasłonę na kawałki.
- Nie śpię już od jakiegoś czasu.
- Ja też nie - mruknął Harry.
- Zauważyłem - odparł Severus z nutą kpiny w głosie. - Wiercisz się tak, że przez jakiś czas zastanawiałem się, czy cię nie spetryfikować.
Harry uśmiechnął się pod nosem.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Ponieważ istniało ryzyko, iż wówczas zakleszczyłbyś mnie w tak silnym uścisku, że już w ogóle nie dałbym rady się od ciebie uwolnić.
- Mógłbyś użyć na mnie którejś ze swoich klątw - wyszeptał Harry, czując, że jego serce zaczyna bić nieco mocniej, kiedy przed oczami pojawił mu się obraz Severusa w szatach Śmierciożercy, bez wahania rzucającego najbrutalniejsze i najboleśniejsze klątwy na swoje ofiary.