Выбрать главу

Odwrócił się ponownie do Hermiony, całkowicie już zaintrygowany.

- Co się dzieje? - ponaglił ją.

Gryfonka podała mu gazetę bez słowa i wbiła wilgotne oczy w stół. Harry złapał niecierpliwie "Proroka" i zerknął na pierwszą stronę. Na czarno-białym zdjęciu widniały ruiny jakichś budowli, pomiędzy którymi kręcili się mugolscy ratownicy. Przeczytał nagłówek i strach szarpnął jego sercem.

MASOWY MORD NA MUGOLACH

Wstrząsające odkrycie:

Poplecznicy Sami-Wiecie-Kogo mordują mugolskie rodziny

Dzisiaj w nocy, w północnej części dzielnicy Brend dokonano ataku i masowego mordu na trzydziestu sześciu mugolach. Mugolskie władze, aby nie siać paniki wśród mieszkańców, jako przyczynę zawalenia się jedenastu domów podały zjawisko zwane "wybuchem gazu". Mugolskim świadkom tego zdarzenia zmodyfikowano pamięć. Jednak czarodziejski świat wstrzymał oddech. Aurorzy, którzy przybyli na miejsce zdarzenia, odkryli, że ciała zabitych zostały okaleczone i zmasakrowane. Ofiarom wydłubano oczy, poodcinano części ciała, albo też spuszczono z nich całą krew, używając niezidentyfikowanego, przecinającego skórę zaklęcia. Ministerstwo Magii jest przekonane, że masowego mordu dokonała duża grupa Śmierciożerców, ale nie wiadomo, czy brał w nim udział Sami-Wiecie-Kto. Świadkowie podają, że widzieli silne, zielone rozbłyski i chmurę w kształcie czaszki i węża, unoszącą się, przez jakiś czas, nad gruzami, które pozostały z domów. Romilda McDophne - charłaczka, mieszkająca niedaleko centrum ataku zdradziła nam, że w mordzie zginęło dwoje jej serdecznych przyjaciół, z którymi utrzymywała stały kontakt, od kiedy ich córka, Rose Zeller, trafiła do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Byli to Eleonor i Jeremy Zeller - mugole. Na razie nie znamy nazwisk pozostałych zabitych, jednak wiadomo, że żadna z ofiar nie była czarodziejem. Cały czarodziejski świat jest wstrząśnięty tą tragedią. Minister Magii obiecał skontaktować się z mugolskim premierem i ostrzec go przed kolejnymi, możliwymi atakami. Śledztwo w tej sprawie trwa, jednak nie wiadomo, czy uda się odnaleźć i ukarać sprawców, dopóki działają oni na zlecenie Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

Wygląda na to, że teraz już nigdzie nie można czuć się bezpiecznie...

Dalej następowały przypomnienia różnych pomniejszych ataków, z których Harry nie dowiedział się już niczego nowego. Oddał gazetę Hermionie, która opanowała się już na tyle, żeby wydusić:

- To okropne!

Ron wyglądał na równie przygnębionego.

Harry pogrążył się w myślach. Voldemort czuł się coraz pewniej. Zabijał bez opamiętania, jakby wiedział, że nikt mu nie może w tym przeszkodzić. Harry czuł, jak nienawiść wzrasta w nim z każdym podobnym artykułem, opisującym brutalne poczynania tego szaleńca i jego popleczników.

Wiedział, że to się nie skończy, dopóki Voldemort nie zostanie pokonany. A cały czarodziejski świat oczekiwał tego od niego...

Nie, nie będzie teraz o tym myślał! Już i tak ma za dużo na głowie. Nie potrzebuje dodatkowych, przygnębiających myśli. Musi je od siebie odsunąć, żeby nie zwariować. I tak nie mógł na razie nic zrobić.

Dokończył śniadanie w milczeniu i wraz z przyjaciółmi opuścił Wielką Salę, kierując się do lochów.

Artykuł w "Proroku" odciągnął na chwilę jego uwagę od Snape'a i lekcji eliksirów, jednak w miarę zbliżania się do klasy, wspomnienia i uczucia powracały. I nic nie pomogło odpychanie ich od siebie.

Bał się tego, co może go spotkać na lekcji, a z doświadczenia wiedział, że Snape na pewno coś wymyśli. Wybuch wściekłości, który Harry wywołał w nauczycielu swoją nieobecnością na poprzednich zajęciach, wnosił ogromny zamęt do umysłu chłopaka. Świadomość, że za chwilę się z nim spotka, przygniatała go.

Jednak złość i żal były silniejsze.

Cokolwiek Snape zamierzał, nie pozwoli mu się złamać. Postanowił całkowicie go ignorować. Wiedział, że to go może tylko rozsierdzić, ale miał to gdzieś.

Drzwi do klasy były otwarte. Część uczniów siedziała już w ławkach. Wchodząc, Harry poczuł chłodne spojrzenie od strony stołu Ślizgonów. Przybrał najbardziej groźny wyraz twarzy, na jaki go było stać, po czym posłał Malfoyowi miażdżące spojrzenie. Zaskoczyło go to, że Ślizgon, zamiast wykrzywić twarz w pogardliwym uśmiechu, jak to zazwyczaj czynił, zmrużył tylko oczy i odwrócił wzrok.

Ich wczorajsza utarczka i słowa Malfoya wciąż go niepokoiły. Miał szczerą nadzieję, że Ślizgon o niczym nie wie i tylko udawał, żeby go sprowokować i zmusić do przyznania się. To było najrozsądniejsze wyjaśnienie jego zachowania, jakie przychodziło Harry'emu do głowy. O jakimkolwiek innym wolał nawet nie myśleć.

Usiadł pomiędzy Ronem i Hermioną, ustawił na ławce kociołek oraz książki.

Serce waliło mu jak szalone i na nic nie zdały się próby uspokojania go.

W chwili, kiedy poprzez panujący w klasie gwar przebił się odgłos odbijających się echem w korytarzu kroków, Harry zamarł. Snape wpadł do klasy i kiedy stanął na środku sali, obrzucił wszystkich uczniów spojrzeniem. Harry wyczuł, że to spojrzenie zatrzymało się na nim. Wstrzymał oddech.

- Widzę, że pan Potter postanowił wyzdrowieć i zaszczycić nas swoją obecnością - głos Mistrza Eliksirów był opanowany i trudno było cokolwiek z niego wyczytać. Poza oczywistym faktem, że postanowił drwić z Harry'ego tak długo, dopóki go nie złamie.

Ale nie tym razem!

- Czy panna Granger przekazała ci moje słowa?

Harry pokiwał głową, patrząc cały czas w swój kociołek. Dobrze pamiętał, jak Hermiona zamęczała go przez cały weekend i biegała za nim z notatkami, odczytując je na głos. Harry w końcu poddał się i pozwolił, aby nauczyła go listy ingrediencji, sposobu przygotowania i opisu działania amortencji. Na nic zdały się protesty, że on nie ma zamiaru się tego uczyć i że guzik go obchodzi, czy Snape wywali go z zajęć za brak przygotowania.

- A więc zapraszam, panie Potter - powiedział Snape, wskazując na pierwszą ławkę, tuż - Harry pomyślał przez chwilę, że się przewróci - przed biurkiem nauczyciela.

To był cios poniżej pasa. Siedział przez chwilę bez ruchu, niezdolny skłonić swojego ciała do posłuszeństwa.

Czy on naprawdę kazał mu tam usiąść?

- Nie mamy całego dnia, Potter - warknął Mistrz Eliksirów. Harry przełknął ślinę, zmusił się, żeby wstać, zebrał swoje rzeczy i bez słowa skierował się do pierwszej ławki. Przed sobą wyczuwał ciemny kształt biurka, jednak pilnował się, żeby na niego nie patrzeć. Wspomnienia, które mogłoby pociągnąć za sobą jedno spojrzenie, były zbyt świeże i zbyt bolesne.

Kiedy padł na niego cień, Harry nie podniósł głowy. Snape położył przed nim pergamin z pytaniami.

- Masz czas do połowy zajęć - powiedział. - Później uwarzysz eliksir, który będziemy dzisiaj przerabiać.

Harry widział czarną, falującą szatę tuż obok siebie, Długie, blade palce trzymające pergamin sprawiły, iż zadrżał, kiedy przypomniał sobie, że te palce jeszcze niedawno były w nim. Zacisnął wargi, starając się odgonić niechciane myśli i pokiwał głową. Tak bardzo chciał, żeby Snape już sobie poszedł... Zapach eliksirów, który się wokół niego unosił, wywoływał wspomnienia i całkowicie go rozpraszał.

Kiedy Mistrz Eliksirów odszedł, by zająć się lekcją, Harry odetchnął z ulgą. Spojrzał na leżący przed nim arkusz. Pytania dotyczyły składników, sposobu przygotowania i opisu działania amortencji. Dzięki Hermionie znał na nie odpowiedzi.

Jego wzrok mimowolnie powędrował w górę i zatrzymał się na stojącym przed nim biurku.

Zobaczymy, jak TO ci się spodoba...