- On mi ciebie nie zabierze... Nie pozwolę mu na to. - Szept Severusa był niezwykle cichy, ale odbił się głośnym echem w sercu Harry'ego, zalewając jego ciało falą ciepła, które rozluźniło go i uspokoiło. Ale i tak nie było w stanie odegnać wilgotnego chłodu, który pełzał na dnie jego duszy.
Boże, gdyby było jakiekolwiek wyjście... Jakiekolwiek!
Ale nawet Severus... nawet on nie mógł powstrzymać Voldemorta. Nikt nie mógł.
- To, co powiedziałem... - zaczął Severus, ale zaciął się, jakby miał problem z wysłowieniem się. - Nie miałem...
- Wiem, Severusie - odparł cicho Harry, przymykając oczy i obejmując ramionami nagą klatkę piersiową mężczyzny. - Wiem.
Nie. Nie było innego wyjścia. A jeżeli szybko tego nie zakończy, nie będzie już żadnego.
- Ja... - zaczął niepewnie, oblizując wargi i wdychając głęboko unoszący się wokół ziołowy zapach Severusa. - Ja muszę tam iść, Severusie. Wiesz o tym.
Atmosfera zmieniła się tak gwałtownie, iż Harry doznał wrażenia, jakby do komnaty wdarł się nagle mroźny wiatr z zewnątrz. Ciało mężczyzny napięło się, a jego uścisk stał się silniejszy.
- Nie. Nie dostanie cię - wycharczał Severus i Harry usłyszał w jego głosie tak wielką nienawiść, iż mimowolnie zadrżał. - Nawet gdyby z wściekłości zniszczył cały Czarodziejski Świat, aż nie pozostałby kamień na kamieniu, to nie dotknie cię nawet jednym palcem. I nawet gdyby w nieskończoność szukał cię wśród zgliszczy i popiołów, nie odnajdzie cię.
Słowa Severusa nie pomagały. Sprawiały jedynie ból, który pulsował w piersi coraz mocniej i mocniej, niczym tykająca bomba.
- Ale ja nie chcę, żeby wszystkich... - zaczął, lecz mężczyzna nie pozwolił mu dokończyć.
- Jesteś dla niego łatwym celem. Będzie utrzymywał cię przy życiu, dopóki nie odbierze ci mocy. To jest jego plan. Jego obsesja. Później cię zabije.
- Mogę to wykorzystać - powiedział szybko Harry, bojąc się, że i tym razem Severus nie będzie chciał go słuchać. - To da mi szansę, żeby go osłabić. Będę miał trochę czasu...
- Nie! - Głos mężczyzny podniósł się, a jego ton nabrał tej bezlitosnej ostrości, którą już tyle razy ciął bez opamiętania. - Nie pójdziesz do Czarnego Pana! I nawet niech ci przez myśl nie przejdzie, że będzie inaczej! Czy wyraziłem się jasno?!
Harry mimowolnie zacisnął pięści.
Nie. W taki sposób nigdy nie dojdą do porozumienia. Dlaczego Severus tego nie rozumiał? Dlaczego?
- Voldemort musi zapłacić za wszystko - powiedział niemal rozpaczliwie. - Zawsze będzie tkwił pomiędzy nami i zatruwał nasze życie. I tak kiedyś musiałbym się z nim zmierzyć. Najwyższy czas to zakoń...
- Wystarczy! - przerwał mu warknięciem Severus. Odsunął się nieco od Harry'ego i spojrzał na niego twardym wzrokiem. Harry miał trudności z wyczytaniem z jego twarzy czegokolwiek, zupełnie jakby Severus założył maskę, ukrywając pod nią wszelkie emocje. Wiedział tylko jedno... nie podobało mu się to spojrzenie. - Ponieważ jesteś kompletnie pozbawiony rozsądku, a twoja nieustępliwość i skłonność do samodestrukcji przyćmiewa ci umysł, jestem zmuszony podjąć pewne kroki...
Harry otworzył szeroko oczy.
- Co? Jakie kro...
Nie zdołał jednak dokończyć. Usłyszał jedynie szept zaklęcia i zapadła ciemność.
*
Ciemność powoli się przejaśniała. Coś twardego i zimnego przyciskało mu się do policzka. Nie. Do całego ciała.
Spróbował poruszyć palcami.
Wszystko było na swoim miejscu.
Otwarcie sklejonych powiek wymagało niemal nadludzkiego wysiłku, a podniesienie głowy...
Zobaczył kafelki. I skraj czegoś, co wyglądało jak... - podniósł głowę nieco wyżej - ...jak odwrócona do góry nogami umywalka.
I to wystarczyło, by wszystkie wydarzenia uderzyły w niego z taką siłą, iż niemal się zachłysnął. Jego mięśnie krzyknęły rozpaczliwie, kiedy zerwał się do pozycji siedzącej.
Łazienka. To była łazienka Snape'a!
Ten paskudny, podstępny...!
Pojękując z wysiłku, podniósł się i na drżących nogach podszedł do drzwi. Wiedział, że to bezcelowe, ale i tak szarpnął za klamkę.
Nie. Nie! Nie mógł mu tego zrobić. Nie mógł...
Zacisnął zęby i rozpaczliwie zaczął ciągnąć za klamkę, chociaż równie dobrze mógłby próbować przebić się przez dwumetrowy mur.
Czuł wibrującą mu pod palcami potężną magię. Drzwi były zapieczętowane. I to tak silnymi zaklęciami, że w powietrzu wokół nich unosiła się iskrząca się mgiełka. Nie miał takiej mocy, by je przełamać, zresztą...
Jego różdżka!
Rozpaczliwie poklepał się po kieszeniach i gdy tylko wyczuł pod palcami podłużne wybrzuszenie, niemal osunął się z ulgi na podłogę. Kiedy tylko zlokalizował różdżkę, natychmiast pochylił się do nogawki i czując, że maleńka fiolka nadal spoczywa w ukrytej kieszonce, przymknął powieki i westchnął.
Miał wszystko, ale co mu to dawało? Jedynie pewność, że nie ma żadnych szans się stąd wydostać. Severus nie zostawiłby mu różdżki, gdyby nie był przekonany, że Harry nie jest w stanie złamać jego zabezpieczeń. Podejrzewał nawet, że gdyby spróbował w jakikolwiek sposób zaingerować w pieczęcie, skończyłoby się to dla niego jedynie bolesnymi magicznymi urazami.
Pozostało mu tylko jedno.
Rzucił się na drzwi, uderzając w nie pięściami i krzycząc rozpaczliwie:
- Wypuść mnie! Natychmiast mnie stąd wypuść! Nie możesz mnie tu trzymać! Wypuść mnie! Słyszysz?!
Przez jakiś czas panowała cisza. Dopiero po chwili Harry usłyszał zza drzwi zbliżające się kroki.
Oparł czoło o drewnianą powierzchnię, oddychając szybko i płytko.
Musi się uspokoić. Severus nie należał do osób, które da się do czegokolwiek zmusić krzykami.
- Severusie, proszę - odezwał się znacznie ciszej, niemal błagalnie. - Nie rób tego.
W tej samej chwili usłyszał głos mężczyzny, który zabrzmiał wyjątkowo wyraźnie pomimo dzielących ich drzwi.
- Zostaniesz tam, dopóki nie wymyślę, w jaki sposób cię powstrzymać. I to moje ostatnie słowo w tej sprawie.
Harry poczuł, jak do jego piersi wpełza lodowate przerażenie.
- Nie możesz mnie tu więzić! - wrzasnął, ponownie rzucając się na drzwi. - Ty przebiegły draniu!
Osunął się na podłogę, wciąż uderzając rękami w drzwi, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bezcelowe to było. Ale gniew i żal były silniejsze niż rozsądek. Znacznie silniejsze.
Wiedział, dlaczego Severus to zrobił. Nie mógł podjąć jakiegokolwiek ryzyka, kiedy na szali było życie Harry'ego i nic innego go nie obchodziło. Do diabła z nim! Do diabła!
- Znajdę jakieś wyjście. - Głos Severusa był tym razem cichszy, jakby przytłumiony. - Musisz mi zaufać.
Harry usłyszał oddalające się kroki i trzask drzwi. Usiadł na podłodze, opierając się plecami o drzwi i ukrył twarz w dłoniach.
Nie. Ten jeden jedyny raz Severus się mylił. Z tej sytuacji nie było wyjścia. Nie mogą przecież na zawsze zostać w Hogwarcie. Severusa wiązała Wieczysta Przysięga i kiedy Voldemort go wezwie, będzie zmuszony stawić się na jego wezwanie. I Voldemort go zabije. A zresztą nawet gdyby... nawet gdyby powiedział o wszystkim Dumbledore'owi, chociaż Harry doskonale wiedział, że tego nie zrobi, to i tak podążyłby na wezwanie z własnej woli. Gdyby tego nie zrobił, zostałby w Hogwarcie nikim, a jego duma na to nie pozwoli. Woli zginąć. Ucieczka także nie wchodziła w grę. Voldemort wszędzie by ich znalazł. Mają związane ręce. Była tylko jedna droga i Harry musiał nią podążyć...
Ale jak ma się stąd wydostać? Severus nie zamknąłby go w miejscu, z którego istnieje jakakolwiek droga ucieczki, więc nawet nie próbował sprawdzać ścian. Drzwi zostały zablokowane. Nie było żadnych okien. Nie było niczego, co pozwoliłoby mu się stąd uwolnić.