Выбрать главу

Która w ogóle była godzina? Jak wiele czasu spędził nieprzytomny? A jeżeli jest już za późno? Jeżeli dawno przespał godzinę spotkania i Voldemort obmyśla właśnie najboleśniejszy sposób zabicia Severusa...?

Harry poderwał głowę, przerażony nagłą wizją.

A jeżeli... jeżeli zamierza w swej furii zaatakować Hogwart?

Nie, do tego by się chyba nie posunął. Nie, kiedy Dumbledore stał na straży zamku. Nie zaatakowałby otwarcie. Ale mógłby z wściekłości przypuścić szturm na niestrzeżone placówki i wymordować tysiące niewinnych ludzi. Nieświadomych tego, że giną tylko i wyłącznie dlatego, że Harry wciąż żyje...

Zacisnął powieki i opuścił głowę, opierając czoło o kolana.

Wszystko poszło na marne. Ocalenie Severusa, wszelkie przygotowania... to okropne uczucie ściskania w żołądku, które stawało się coraz silniejsze z każdym dniem, przybliżającym go do spotkania z jego największym wrogiem. Dwa tygodnie życia w ciągłym, narastającym strachu. I kiedy już się z tym pogodził, kiedy prawie udało mu się pokonać ten strach, wiedząc, że prędzej czy później i tak by do tego doszło, że śmierć wcale nie jest najgorszym, co mogłoby go spotkać w porównaniu z tym, jak wiele istnień może ocalić... właśnie wtedy Severus ponownie wkroczył w jego życie, przysłaniając mu cały widok i za wszelką cenę powstrzymując od rzucenia się w przepaść.

I nic innego go nie obchodziło. Najwyraźniej dla niego naprawdę cały świat mógłby przestać istnieć...

Harry westchnął i uniósł głowę, rozglądając się wokół.

Równie dobrze może zaprzestać walki. Złość i gniew nie pomogą mu się stąd wydostać, nie zmuszą też Severusa do tego, by szybciej go uwolnił. Sprawiają jedynie, że robi się coraz bardziej zmęczony i senny. Przespał się przecież jedynie trochę. I poza wczorajszym obiadem, nie miał w ustach niczego niemal od dwóch dni.

Skoro i tak ma tu siedzieć nie wiadomo do której, to równie dobrze mógłby coś zjeść... Ale skąd miałby teraz wziąć coś do jedzenia?

Zmarszczył brwi.

Racja, skrzaty... Jakie to szczęście, że zawsze mógł je wezwać.

Odetchnął głęboko i zawołał:

- Zgredku!

Niemal w tej samej chwili na środku podłogi pojawił się skrzat. Z ogromnym rondlem w jednej ręce i szczotką do szorowania w drugiej. Kiedy tylko ujrzał Harry'ego, jego pomarszczona twarz rozjaśniła się w uśmiechu, przez co wyglądał jak szczerzące się zgniłe jabłko.

- Harry Potter wzywał Zgredka? Zgredek właśnie sprzątał po śniadaniu, ale rzucił wszystko, żeby przybyć do Harry'ego Pottera!

Harry popatrzył na rondel, a jego oczy rozszerzyły się w zrozumieniu.

- Po śniadaniu? To oznacza, że jest dopiero po ósmej?

Skrzat pokiwał żarliwie swoją wielką głową.

- Czyli dopiero zaczęły się lekcje... jeszcze nie jest za późno. - Oczy Harry'ego zaczęły biegać po pomieszczeniu, na nowo rozświetlone nadzieją, chociaż nadzieję tę tłumiła niemożność wydostania się z więzienia, w którym zamknął go Severus i dopiero po pewnym czasie zatrzymały się na wpatrującym się w niego Zgredku. I w tej samej chwili Harry przypomniał sobie, dlaczego właściwie go wezwał.

- Jestem głodny, Zgredku. Przynieś mi coś do jedzenia.

- Ależ oczywiście! Dla Zgredka to prawdziwy zaszczyt przynieść jedzenie Harry'emu Potterowi! Niech Harry Potter nigdzie się nie rusza. Zgredek zaraz wróci!

Po tych słowach zniknął z głośnym pyknięciem.

Harry westchnął i oparł się o ścianę.

- Nie martw się - mruknął cicho do siebie. - I tak nie mogę się nigdzie ruszyć.

Wydawało się, że minęło zaledwie kilka sekund, kiedy w pomieszczeniu pojawił się skrzat z olbrzymią tacą jedzenia.

- Zgredek wykonał zadanie! - zawołał radośnie, stawiając tacę na podłodze przed Harrym. Było tam niemal wszystko. Tłuczone ziemniaki, parujące kiełbaski, pudding ryżowy z sosem malinowym, sok z dyni i ciasteczka rabarbarowe.

Harry poczuł się tak głodny, jakby nie jadł co najmniej od tygodnia. Nie namyślając się długo, zabrał się za jedzenie i dopiero po trzech kiełbaskach przypomniał sobie o Zgredku. Skrzat stał tuż obok, przypatrując mu się swoimi wyłupiastymi oczami i uśmiechając z samozadowoleniem z dobrze wykonanego zadania.

- Czy Harry Potter życzy sobie coś jeszcze? - zapytał z nadzieją w głosie.

Harry pokręcił głową, biorąc duży łyk soku dyniowego.

- Nie, Zgredku. Spisałeś się świetnie. Możesz się już aportow... - Przerwał nagle, gwałtownie wciągając powietrze i krztusząc się sokiem.

- Co się stało Harry'emu Potterowi? Zgredek pomoże!

- Nic. Nic się nie stało - odparł Harry, łapiąc oddech. Szeroko otwartymi oczami spojrzał na Zgredka, czując, jak jego serce przyspiesza, a dłonie zaczynają drżeć. - Zgredku, powiedz mi coś... - Niedbałym ruchem ręki machnął w bliżej nieokreślonym kierunku. - Możesz się stąd aportować poza zamek?

Zgredek popatrzył na niego z takim zdziwieniem, jakby Harry zapytał, czy ptaki potrafią fruwać.

- Oczywiście. Jestem skrzatem.

Harry czuł, jak jego krew zaczyna buzować w żyłach.

- A możesz zabrać kogoś ze sobą?

- Oczywiście. To nic trudnego.

Harry przez chwilę po prostu patrzył na niego z niedowierzaniem.

Merlinie, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał? W Hogwarcie nie można było się aportować, ale nigdy wcześniej nie zastanawiał się, w jaki sposób udaje się to skrzatom. Przecież tyle razy go wzywał...

Spokojnie, tylko spokojnie. Musi teraz błyskawicznie obmyślić plan.

- Mam dla ciebie kolejne zadanie, Zgredku - powiedział, wpychając sobie do ust ostatni kęs jedzenia. - Przynieś mi nóż. Najostrzejszy jaki znajdziesz. Najlepiej, gdyby był magiczny, ale zwykły też będzie dobry.

Zgredek pokiwał głową i aportował się z trzaskiem.

Harry szybko dopił sok i zerwał się na równe nogi.

Merlinie, nareszcie miał szansę! W życiu nie spodziewał się, że pomoc może nadejść z tak nieoczekiwanej strony.

Rozejrzał się po pomieszczeniu i wyciągnął różdżkę. Przyklęknął przy tacy i wziął do ręki serwetkę oraz widelec. Po kilku próbach udało mu się transmutować je w kawałek pergaminu i pióro. Zanurzył pióro w soku malinowym i napisał pospiesznie:

Przepraszam, Severusie, ale nie ma innego wyjścia. Muszę do niego iść. Muszę się z nim zmierzyć, ponieważ on zawsze będzie stał pomiędzy nami. Ale już się nie boję. Dzięki Tobie stałem się silniejszy. Dziękuję za wszystko.

Twój Harry

Zdołał się wyprostować w tej samej chwili, w której w pomieszczeniu pojawił się Zgredek, ściskając obiema rękami połyskujący nóż.

- Zgredek wykonał zadanie! - zapiszczał, podając Harry'emu nóż. Harry przejechał palcem po stalowym ostrzu. Wyczuł dziwne wibracje.

- Skąd go wziąłeś? - zapytał, przyglądając się ostrzu zmrużonymi oczami.

- Z dużego pokoju z mnóstwem rzeczy - odparł skrzat i to chyba miało wystarczyć za całe wyjaśnienie.

Harry uklęknął, położył nóż na podłodze i z ukrytej w kieszonce nogawki wyciągnął maleńką buteleczkę. Odkorkował ją kciukiem, podniósł nóż i ostrożnie wylał na ostrze jedną czwartą zawartości butelki. Eliksir spłynął po stali, ale zamiast skapnąć na podłogę... zniknął. Tak jakby wniknął w ostrze. Zamrugał, zaskoczony, ale powtórzył czynność również na drugiej stronie. Zakorkował butelkę, w której została jeszcze połowa eliksiru i ponownie umieścił ją w nogawce.

Stojący obok niego Zgredek przypatrywał się jego poczynaniom z ogromnym zainteresowaniem.

Harry wsunął nóż za pas i wyprostował się, rozglądając się po pomieszczeniu.

Miał wszystko. Nie pozostało już nic, co mógłby zrobić. Teraz wszystko zależało tylko od niego. Był zdany jedynie na siebie.