Выбрать главу

Dyrektor bez słowa wręczył list Severusowi.

- To prywatne! - wykrzyczał Weasley zdławionym głosem. Severus spojrzał na kilka pierwszych zdań:

Mam nadzieję, że kiedy czytacie ten list, Voldemorta już nie ma. Mam nadzieję, że wszystko poszło zgodnie z planem i nareszcie będziecie mogli spać spokojnie, wiedząc, że wojna się skończyła... Moja śmierć była konieczna.

Jego dłoń samowolnie zgniotła list, upuszczając go na podłogę.

Gabinet pogrążył się w ciemności, która pochłonęła wszelkie kolory i dźwięki. Pozostało jedynie głuche dudnienie.

Moja śmierć...

Śmierć...

Choćby miał rozedrzeć na pół cały świat... i choćby musiał zagłębić ramiona w jego wnętrznościach, zanurzając je całe we krwi, to własnymi rękoma wydrze go z tej czeluści, w którą skoczył... a kiedy tylko go odzyska, wymierzy mu taką karę, by Potter już nigdy nie odważył się doprowadzić go do takiego... stanu.

Nogi samoczynnie poniosły go wprost w kierunku Granger.

- Posłuchaj mnie, dziewczyno - warknął, łapiąc ją za ramię i szarpiąc z taką siłą, że natychmiast się opanowała. - Potter nie poradzi sobie sam. Wyruszysz natychmiast z Weasleyem i zbierzesz jak największą ilość osób, które są gotowe stanąć do walki przeciwko Czarnemu Panu. Nie obchodzi mnie, z którego będą roku i czy potrafią rzucać jakiekolwiek ofensywne zaklęcia. Im więcej różdżek, tym większe szanse. Rozumiesz, że stawką jest życie Pottera?

Granger przez chwilę po prostu wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, po czym kiwnęła głową.

- Rozumiem, profesorze - odparła cicho, ocierając łzy wierzchem dłoni. Kiedy podniosła wzrok, by na niego spojrzeć, w jej oczach lśniło zdecydowanie. - Pomogę panu go uratować.

Severus wzdrygnął się. Puścił jej ramię i wyprostował się.

- Chodź, Ron - powiedziała do stojącego obok Weasleya, łapiąc go za rękę i wybiegając z gabinetu.

- Severusie, nie możesz ich zabrać! - zaprotestowała McGonagall, kiedy tylko oboje zniknęli na schodach. - Przecież to są dzieci! Rozumiem, że aby uratować Pottera potrzebujemy jak najwięcej osób zdolnych władać różdżką, ale nie możemy wystawiać na niebezpieczeństwo uczniów! Ich rodzice umieścili ich tutaj, aby zapewnić im bezpieczeństwo, a nie po to, żebyś...

- Jeżeli jeszcze nie zauważyłaś, to właśnie trwa wojna - przerwał jej ostro Severus. - Prędzej czy później Czarny Pan i tak zapukałby do ich domów, a teraz przynajmniej mogą zrobić coś pożytecznego i przyczynić się do zwycięstwa. Każda różdżka da nam przewagę.

Wiedział, że posyła ich na pewną śmierć. Wiedział, że będzie miał ich krew na rękach, ale nie obchodziło go to. Może się nawet wykąpać w tej krwi, byle tylko dotrzeć do Pottera.

- Albusie! - McGonagall zwróciła się do Dumbledore'a. - Powstrzymaj do szaleństwo.

- Minerwo, nie mamy teraz czasu na kłótnie. Harry także jest zaledwie niewykwalifikowanym uczniem, a teraz znalazł się sam wśród setek wyszkolonych zabójców i potrzebuje naszej pomocy. Jeżeli część uczniów z własnej woli będzie chciała wziąć udział w bitwie, to nie mogę im tego zabronić. Proszę cię, byś natychmiast zawiadomiła wszystkich nauczycieli. Zostało naprawdę niewiele czasu. Spotkamy się w punkcie aportacyjnym.

McGonagall zacisnęła drżące usta.

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Albusie - odpowiedziała roztrzęsionym głosem, po czym odwróciła się i rzucając Snape'owi potępiające spojrzenie, wybiegła z gabinetu.

- Zgredku - Dumbledore pochylił się nad wciąż ukrywającym się za jego szatą skrzatem - będziesz mi potrzebny. Wskażesz nam dokładne miejsce, w które aportowałeś się z Harrym. I postaraj się porozmawiać ze skrzatami. Może któryś będzie chciał się do nas przyłączyć. Wiesz, gdzie znajduje się punkt aportacyjny? - Zgredek niepewnie pokiwał głową. - Doskonale. Poczekasz tam na nas. A teraz ruszaj.

Rozległ się głośny trzask i skrzat rozpłynął się w powietrzu.

Cisza, która nagle zapadła, wydawała się niemal iskrzyć.

Severus spojrzał na Dumbledore'a. Dyrektor stał odwrócony do niego tyłem, z rękami założonymi za plecami. Wydawał się być pogrążony w myślach.

Wszystko było gotowe. Wystarczyło jedynie się tam udać i... wkroczyć w otchłań.

Na co więc czekali?

- Zawsze fascynowało mnie to, jak wielką potęgą jest miłość - powiedział nagle dyrektor. Jego głos był zachrypnięty i zmęczony, ale tliła się w nim pewna doza... niedowierzania. - Jak wiele potrafi pokonać, jak ogromną moc ofiarować, a jednocześnie... jak bardzo osłabić, nawet najsilniejszego człowieka. - Severus zmarszczył brwi. - Wkrada się niepostrzeżenie, niczym kropla do wnętrza skały i kruszy najtwardsze serca. Roztapia nawet najgrubszą, najtrwalszą powłokę lodu. - Dumbledore odwrócił się powoli, spoglądając na Snape'a swoimi iskrzącymi oczami. - A twoja powłoka, Severusie, była jedną z najwytrzymalszych, jakie znałem.

Nawet wpadający wprost do gabinetu grom nie uderzyłby w Severusa z taką siłą, z jaką zrobiło to tych kilka wypowiedzianych cicho słów.

- Wiedziałeś? - zapytał słabym głosem, patrząc wprost w te chłodne, błękitne oczy i mając wrażenie, że cały gabinet pogrążył się w ciemności, pozostawiając jedynie ich dwóch.

- Co wiedziałem? Jak wchodził do Wielkiej Sali, a ty przerywałeś posiłek i nie mogłeś oderwać od niego wzroku? Czy może jak twoje oczy rozjaśniały się, kiedy tylko o nim wspominałem? Czy jak bardzo byłeś rozbity za każdym razem, kiedy leżał w szpitalu? - W spojrzeniu Dumbledore'a nie było już iskier. Jedynie chłodna, ostra stanowczość. - Może i jestem starym głupcem, Severusie, ale nie jestem ślepym ignorantem. A miłość to nie jest coś, co można ukryć równie łatwo jak nienawiść czy chęć zem...

- Zamilcz! - Słowa same wyrwały mu się z ust. Nie mógł słuchać, jak Dumbledore w tak spokojny sposób obnaża jego słabość. Słabość, której nienawidził, a jednocześnie pielęgnował w sobie niczym najdoskonalsze zjawisko. - Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać! - powiedział z odrazą, odwracając się plecami do mężczyzny.

- A jednak mnie wysłuchasz, Severusie. - Głos dyrektora stał się ostrzejszy. - Wiem, że nie darzysz mnie sympatią. Nie zdziwiłbym się nawet, gdybyś pragnął mojej śmierci...

Severus odwrócił się gwałtownie, wbijając w Dumbledore'a pociemniałe z gniewu spojrzenie:

- Dlaczego na to pozwoliłeś? Jaki miałeś w tym cel? - zapytał tak zajadle, jakby pragnął jedynie kąsać.

Dyrektor odetchnął głęboko, opadł na fotel i spojrzał znad swoich okularów połówek na stojącego przed nim mężczyznę.

- Z początku podejrzewałem, że mamy szpiega. Nie zajęło mi jednak dużo czasu, by odkryć, że to właśnie ty, Severusie, działałeś na naszą niekorzyść. Zrozumiałem, że robiłeś wszystko, żeby przybliżyć się do Czarnego Pana. Nie rozumiałem tylko, dlaczego tak ci na tym zależało, że byłeś nawet gotów nas zdradzić, aby to osiągnąć. - Dyrektor przerwał na chwilę, pocierając skronie. - Kiedy jednak Harry został zaatakowany przez Draco, zauważyłem pewną zmianę w twoim zachowaniu. Twoja reakcja na całe zajście była, delikatnie mówiąc... zdumiewająca. Zacząłem cię więc uważnie obserwować i bardzo szybko odkryłem naturę tej zmiany. - Oczy Dumbledore'a rozjaśnił delikatny błysk, a jego spojrzenie musnęło twarz Severusa z czymś na kształt... zaintrygowania. - Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby ktoś miał na ciebie tak ogromny wpływ, Severusie. Tylko dlatego nie przeciąłem tego od razu, pomimo, iż każdy na moim miejscu zrobiłby to bez wahania. A kiedy poprosiłeś, bym zatrzymał Harry'ego na święta w Hogwarcie... wtedy już wiedziałem, że to coś tak potężnego, że nie mogło się równać z żadnym zaklęciem, przysięgą czy pragnieniem. Tam, gdzie ja poległem, zwyciężyło coś znacznie silniejszego ode mnie. Jak mógłbym z tym walczyć? Jak mógłbym próbować to przerwać? To zaszło już zbyt daleko, znacznie dalej niż byłem w stanie sięgnąć. Mogłem tylko przyglądać się, jak bardzo zmieniasz się pod wpływem Harry'ego i mieć nadzieję, że to uczucie okaże się wystarczająco silne, by pokonać to, co w sobie nosiłeś. - Dyrektor westchnął, marszcząc brwi i przyglądając się Severusowi badawczym spojrzeniem. - Odkąd do mnie przybyłeś, próbowałem to ujarzmić, ale byłeś zbyt dziki, by mi się podporządkować. Miałeś w sobie zbyt dużą ciemność, Severusie, zbyt wiele gniewu... i wiedziałem, że tylko Harry posiada moc zdolną cię powstrzymać. Tylko on mógł okiełznać twój gniew i przekształcić go w użyteczną broń. Broń, która będzie walczyła po naszej stronie. Broń, której Czarny Pan nie posiada i nigdy posiadać nie będzie. - Dumbledore pochylił się nieznacznie, a jego jasne oczy nabrały barwy zasnutego chmurami nieba. - I udało mu się. Wdarł się do twojego serca niczym cierń, którego wyrwanie grozi zbyt dużą utratą krwi, aby móc to przeżyć. Dzięki Harry'emu, stanąłeś po naszej stronie. A mając cię w swych szeregach, mamy szansę zwyciężyć.