Выбрать главу

Z każdym kolejnym słowem Severus miał wrażenie, jakby cała krew odpływała z jego twarzy, pozostawiając jedynie wyjałowioną, odartą z obronnej powłoki, nagą skórę.

Nikt, kto spróbowałby go odsłonić w taki sposób, nie uszedłby z życiem. Nikt, poza Dumbledore'em. Tym pozbawionym wszelkich skrupułów manipulatorem, który poświęciłby każdego, byle tylko osiągnąć swój cel. Dla którego każdy przejaw uczucia, nawet najpotężniejszego ze wszystkich, był jedynie środkiem to zrealizowania zamierzenia. Który był w stanie wykorzystać nawet swoją najdrogocenniejszą kartę, aby zwyciężyć, nie zważając na to, że w trakcie rozgrywki mogła zostać zniszczona.

Severus rzucił się do przodu, opierając ręce na blacie i przybliżając twarz do spokojnej twarzy dyrektora.

- Pław się w swym małym zwycięstwie, ty pomylony starcze - wysyczał, wkładając w słowa tyle jadu, iż niemal poczuł jak spływa mu do gardła. Twarz Dumbledore'a była nieporuszona i opanowana. I tylko Severus potrafił dostrzec to, co kryło się za tymi stalowoniebieskimi oczami spoglądającymi na niego jak na krnąbrnego nastolatka znad okularów połówek. Widział to już zbyt wiele razy w innych oczach - czerwonych jak morze krwi, przeciętych podłużnymi źrenicami.

Lodowate, bezwzględne zaślepienie.

- Skoro tak dobrze mnie poznałeś, to doskonale wiesz, do czego jestem zdolny - wyszeptał przez zęby, niemal przewiercając swoim spojrzeniem te stalowe oczy naprzeciw. - Może i wyruszamy na tę wojnę razem, ale nasze ścieżki biegną w zupełnie różnych kierunkach i każdy z twoich aurorów, który spróbuje wejść mi w drogę, skończy jako pokarm dla padlinożerców.

- Wiesz, że mogę cię powstrzymać - odparł spokojnie Dumbledore. - Obowiązuje cię przysięga, Severusie.

- Spróbuj - wyszeptał śmiertelnie poważnym głosem. - Ale wtedy zamiast małego zwycięstwa poniesiesz jedynie sromotną porażkę.

Dyrektor zmarszczył brwi, ale Severus nie miał zamiaru dopuścić go do głosu.

Jak ten stary głupiec śmiał mu grozić? Jak śmiał chociaż pomyśleć o tym, że zdoła go powstrzymać?

- Jeżeli Potterowi coś się stanie, będziesz pierwszym, który mi za to zapłaci - wysyczał prosto w jego haczykowaty nos i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.

- Severusie... - Dumbledore nie wymówił tego głośno, ale wystarczająco stanowczo, by Snape zatrzymał się przy drzwiach.

Niech spróbuje... niech tylko spróbuje...

- Wszystko jest teraz w twoich rękach. Wierzę, że go odnajdziesz. Tylko razem tworzycie broń, która ma szansę go pokonać - usłyszał łagodny głos za plecami, ale nie odwrócił się, by spojrzeć na dyrektora. - Uważaj na siebie.

Severus nie odpowiedział. Wyszedł z gabinetu, kierując się wprost do punktu aportacyjnego.

***

Pomimo płaszcza ciałem Hermiony wstrząsały dreszcze. Nawet ciepłe ramię Rona, którym ją obejmował, nie potrafiło dać jej schronienia. Do jej uszu dobiegał gwar wielu różnych głosów, prowadzone szeptem rozmowy. Otworzyła zaciśnięte powieki i po raz kolejny rozejrzała się po polanie.

Byli tu niemal wszyscy. Członkowie Zakonu Feniksa, aurorzy, pracownicy ministerstwa, nauczyciele, nieznani jej czarodzieje i czarownice, a nawet skrzaty domowe. Widziała Hagrida i madame Maxime. Niedaleko nich rodzice Rona rozmawiali z Lupinem i Kingsleyem Shackleboltem. Bill obejmował ramieniem Fleur, a Charlie i Percy wydawali się namawiać Ginny do pozostania w zamku.

Po lewej stronie stali uczniowie Hogwartu. Zadziwiające jak wiele osób wykazało chęć uczestnictwa w bitwie. Kiedy biegła razem z Ronem przez korytarze Hogwartu, była przekonana, że to na nic. Że nikt nie będzie chciał narażać swojego życia dla Harry'ego. Ale bardzo szybko zrozumiała, że nie o Harry'ego tu chodziło.

Niemal każdy znał kogoś, kto stracił w wojnie bliską osobę, a niektórzy stracili także członków własnych rodzin. W końcu nadeszła szansa, aby się zjednoczyć i pokonać Voldemorta. Nawet ukryci bezpiecznie w Hogwarcie nie mogli być pewni kolejnego dnia. Wojna stała niemal u bram zamku, pukając w nie coraz głośniej i natarczywiej. Ale żaden z nich, budząc się dzisiejszego poranka, nie przypuszczał, że nadejdzie tak szybko. Że jeszcze tego samego dnia będą stali tutaj, wśród tylu innych, szykując się do walki. Że zakończenie tego trwającego latami horroru nadejdzie na trzy miesiące przed końcem roku szkolnego.

Przeważali szósto i siódmoroczniacy, ale widziała również wiele osób z piątego roku. McGonagall chodziła wśród uczniów i odsyłała do zamku każdego poniżej czwartego roku. Gryfonów i Krukonów było najwięcej, widziała nawet Seamusa, który zjawił się tutaj pomimo nienawiści, którą żywił do Harry'ego i rozmawiał teraz z Neville'em i Deanem. Widziała zapłakaną Anastassy, którą Greg ciągnął za rękę w stronę McGonagall. Widziała Ginny, która uwolniła się od braci i podbiegła do Grega, łapiąc go za dłoń i przytulając się do jego ramienia. Podniesione głosy kazały jej odwrócić głowę. Zobaczyła Tonks i Lunę. Sprzeczały się ze sobą. W pewnym momencie Luna odwróciła się i podeszła do grupki Krukonów ze swojego roku, a Hermiona z zaskoczeniem obserwowała, jak Tonks podchodzi do niej, szarpnięciem wyciąga ją z tłumu i zaczyna siłą ciągnąć do Hogwartu i dopiero interwencja profesor Sinistry przerwała tę dziwną sprzeczkę.

Puchoni stanowili mniej liczną grupę. Zachariasz Smith obracał w palcach swoją różdżkę, przyglądając jej się w zamyśleniu, a Susan Bones i Hanna Abbott trzymały się za ręce, słuchając tłumaczącej im coś z ożywieniem profesor Sprout. Ale prawdziwym zaskoczeniem było to, że zjawiło się także kilkoro uczniów Slytherinu. Hermiona nie znała ich nazwisk, ale widywała ich czasami na korytarzach. Zawsze trzymali się trochę na uboczu, nie biorąc udziału w fortelach i chuligańskich wybrykach pozostałych uczniów swojego domu.

Pomimo wielu różnic, wszystkich na tej polanie łączył wspólny cel i Hermiona niemal czuła ich zjednoczoną moc, unoszącą się wokół niczym niewidzialny dym, wymieszaną jednak ze strachem, niepewnością i gniewem.

Westchnęła i znowu przymknęła powieki, jeszcze bardziej wtulając się w ramię Rona. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami, sprawiając, że wydawało się być znacznie ciemniej niż w rzeczywistości.

Otworzyła oczy. Tak wiele twarzy... nieznanych twarzy, które widziała po raz pierwszy i których mogła już nigdy więcej nie zobaczyć. Widziała malujący się na nich niepokój, trwogę i grozę tego, co miało nadejść.