- Convorto!
Magiczne zmysły Severusa wrzasnęły ostrzegawczo zanim jeszcze zobaczył czerwony promień.
- Protego! - Pospiesznie rozciągnięta bariera była zbyt słaba i rozpadła się, odrzucając Severusa do tyłu. Upadł w błoto i instynktownie przeturlał się w bok w tej samej chwili, w której kolejna klątwa uderzyła wprost w miejsce, w którym przed chwilą leżał. Kiedy tylko odzyskał pozycję do ataku, błyskawicznie odnalazł wzrokiem poruszającego się na granicy widzenia Śmierciożercę, wycelował i krzyknął: Crucio!
Ale mężczyzna uchylił się, posyłając jednocześnie kolejną klątwę. Severus odparował atak, ciskając w mężczyznę Sectumsemprą, ale i ta chybiła.
Cholera, był szybki. Wyjątkowo szybki.
Ale i na to był sposób...
Przy kolejnym ataku, zamiast w poruszającą się we mglę sylwetkę, wycelował w... ziemię.
- Terraventus! - wysyczał. Powietrze wypełniło się drobinkami ziemi, tworząc wokół Śmierciożercy gęsty, stożkowaty lej, wirujący z ogromną prędkością. Severus słyszał jego urywane okrzyki, kiedy próbował cisnąć w niego kolejną klątwą, ale drobiny piachu i błota wciskały mu się do ust i oczu, uniemożliwiając jakikolwiek atak.
Severus wyprostował się i przez chwilę po prostu przyglądał się szamoczącemu się pośród żywiołu mężczyźnie, tak jak patrzy się na złapanego w pajęczą sieć robaka.
- Crucio! - powiedział lodowato, celując różdżką prosto w jego pierś. Ciało wydało głuchy odgłos, upadając na ziemię, a przestrzeń wypełniło upiorne wycie bólu. Severus powstrzymał wirujący wciąż żywioł machnięciem różdżki i podszedł do nieruchomego ciała Jugsona. Jego puste oczy wpatrywały się przestrzeń. Przestąpił nad nim i dotarł do wijącego się w spazmach i skamlącego żałośnie drugiego Śmierciożercy.
Doskonale rozpoznawał tę twarz. Dołohow. Jeden z najbardziej zasłużonych popleczników Czarnego Pana.
Z pewnością musiał wiedzieć coś więcej niż Jugson. Ale tym razem Severus nie miał zamiaru tracić czasu na bezproduktywne dyskusje. Wiedział, że żaden z nich nie powie mu niczego z własnej woli. Bardzo wyraźnie ujrzał to na powierzchni umysłu Jugsona. Traktowali go jak zdrajcę. Czarny Pan go potrzebował, więc nie mogli go zabić, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będą na niego polować. Podejrzewał, że Czarny Pan dał im wolną rękę. O tak, to było do niego podobne. Zaplanował dla niego perfekcyjnie okrutną grę naszpikowaną pułapkami, wiedząc, że niezależnie od tego, w jakim Severus znajdzie się stanie, i tak nie zawróci.
- Witaj, Dołohow - wysyczał z odrazą, klękając obok i celując różdżką w jego pierś. - Infirmitate - wypowiedział i ciało mężczyzny zwiotczało, tak jakby pozbawiono je siły napiętych niczym postronki mięśni. Rozglądając się uważnie wokół, Severus sięgnął do ukrytej głęboko w szacie kieszeni, w której zawsze trzymał kilka silnych, dobrze zabezpieczonych eliksirów, poczynając od odtrutek, a skończywszy na Veritaserum, które właśnie wziął w dłoń.
Kiedy jednak odkorkował kciukiem butelkę i przysunął ją do twarzy mężczyzny, kątem oka dostrzegł poruszający się we mgle cień.
Odwrócił głowę i uniósł różdżkę, gotów do rzucenia klątwy, ale bardzo szybko rozpoznał twarz swojej niedoszłej ofiary, pomimo pokrywającej ją sadzy i kropli zaschniętej krwi. Wystarczająco wiele razy widział na lekcjach jej skupione oblicze.
- Drętwota! - wrzasnęła rozpaczliwie Cho Chang, celując różdżką za siebie. Severus poderwał się, chowając eliksir do kieszeni szaty i rzucając okiem na podążające za nią, odziane w czerń sylwetki.
Wypełniony zdziczałym strachem wzrok dziewczyny padł na niego, a jej oczy rozszerzyły się od napływającej do nich nadziei.
- Profesorze Sn...
Celnie rzucona klątwa trafiła ją prosto w plecy. Nadzieja prysła, zmieniając się w zaskoczenie i pękający w źrenicach ból. Upadła na kolana, niczym pozbawiona sił kukiełka, wprost u jego stóp.
Nadal jednak dyszała.
- Mam ją! - Severus usłyszał pełen uniesienia głos młodego Notta. - Trafiłem ją, tato!
Ubłocona dłoń złapała go za szatę. Severus zerknął w dół w tej samej chwili, w której z mgły wyłonili się dwaj Nottowie, a zaraz za nimi ośmioro innych Śmierciożerców.
- Witaj, Severusie - powitał go Nott, przeciągając sylaby. Severus zerknął na trzymaną przez niego różdżkę. Cała jego dłoń pokryta była krwią. Wciąż świeżą. Spływała po uniesionym ramieniu, wsiąkając w rękaw szaty. - Muszę przyznać, że znakomicie wyszkoliłeś mojego syna. Dzięki jego umiejętnościom, udało nam się rozbić całą grupę tych pełzających wszędzie małych larw. - Wskazał różdżką na leżącą na ziemi dziewczynę.
- Rozwaliliśmy ich na kawałki. - Głos młodego Notta ociekał samozadowoleniem. - Jeszcze tylko ona. - Podszedł bliżej, wyciągając różdżkę. Severus widział na jego twarzy mściwą, pozbawioną skrupułów satysfakcję. Wiedział, że dziewczyna żyje jeszcze tylko dlatego, że chłopak nie może się zdecydować, którego zaklęcia użyć, aby zadać jej jak najwięcej cierpień. A znał ich wiele. Severus sam go ich nauczył.
- Gratulacje - odparł chłodnym, doskonale opanowanym tonem. - Czarny Pan z pewnością doceni wasz wkład w bitwę. Zabicie kilkoro niewyszkolonych dzieciaków to już niemal zwycięstwo. Jestem pewien, że zostaniecie za to odpowiednio wynagrodzeni.
Widział, jak Nott marszczy brwi w umysłowym wysiłku, ale w tej samej chwili usłyszał uradowany głos jego syna.
- Już wiem!
Pociągnięcie za szatę skierowało jego wzrok ponownie w dół, wprost na wpatrujące się w niego, szeroko otwarte oczy. Wypełnione cichym, pozbawionym nadziei błaganiem.
- Profes...
- Scindite! - wysyczał Nott i powieki dziewczyny opadły, zatrzaskując jej świadomość w agonii cierpienia, a ciało zamieniając w rzucany drgawkami ochłap.
Severus znał to zaklęcie. Rozrywało powoli narządy wewnętrzne, doprowadzając do tego, że ofiara wykrwawiała się.
Tylko wyćwiczona przez lata do perfekcji blokada, którą zakładał już tak wiele razy, wiążąc wszelkie uczucia głęboko na dnie duszy, utrzymała jego ściskającą różdżkę dłoń na miejscu i nie pozwoliła mu jej unieść.
Ale spętane emocje uwolniły się w inny sposób.
Ujrzał przed oczami zaspaną twarz. Potargane, czarne włosy rozrzucone na poduszce i rozgrzane od snu policzki. Powieki uniosły się, odsłaniając krystaliczną zieleń. Na wargi wypłynął senny uśmiech.
Dzień dobry, Severusie...
Uderzenie było tak silne, że niemal zwaliło go z nóg. Zachwiał się, powracając do rzeczywistości i czując gryzący dym, wdzierający mu się do płuc. Obraz przed jego oczami wyostrzył się i Severus skierował je wprost na stojącego kilka metrów dalej Notta.
- Gdzie jest Potter? - zapytał najbardziej opanowanym tonem, na jaki go było stać.
Zobaczył lodowaty rozbłysk w oczach Śmierciożercy. Zakrwawiona dłoń jeszcze mocniej ścisnęła różdżkę.
- Czarny Pan miał rację - powiedział stalowym głosem. - Wiedział, że będziesz go szukał. - Na jego twarzy pojawił się krzywy uśmieszek. - Ale nigdy go nie znajdziesz. Tylko jedna osoba zna miejsce pobytu Czarnego Pana i gdy nadejdzie czas, sama cię odszuka.
- W takim razie możecie powiedzieć tej osobie, że mam to, czego potrzebuje Czarny Pan - odparł Severus, patrząc prosto w zimne oczy Notta. - I że jestem gotów mu to oddać, by przyczynić się do naszego zwycięstwa.
Śmierciożerca wyglądał tak, jakby rozbawiły go słowa Snape'a.
- Masz nas za idiotów, Severusie? Czarny Pan ostrzegał nas przed tobą. Nikt ci nie zaufa, plugawy zdr...
Jego słowa zagłuszyły dobiegające z prawej strony krzyki. W powietrzu świsnęły zaklęcia. Severus przypadł do ziemi. Jedna z klątw uderzyła w młodego Notta, a druga trafiła w wysokiego, potężnie zbudowanego Śmierciożercę.