Выбрать главу

Zatrzymała się i przez chwilę dyszała ciężko, opierając się rękami o kolana. Kiedy odzyskała oddech, wyprostowała się i rozejrzała uważnie. Słyszała dobiegające z oddali okrzyki i eksplozje. I nagle, gdzieś niedaleko, w powietrze wzbiło się bolesne wycie, które sprawiło, że jej ciało przeszył lodowaty dreszcz.

Rozpoznawała ten głos...

Ścisnęła mocniej różdżkę i ruszyła w tamtą stronę.

*

Powinna być gdzieś tutaj. Jej śmiech dobiegał dokładnie z tego miejsca. Śmiech przerwany przez ten dziwny, przeszywający wrzask. Wrzask, który nie przypominał ani krzyku torturowanej ofiary, ani niczego, co Severus znał, chociaż miał niejasne przeczucie, że gdzieś go już kiedyś słyszał.

Powoli wsunął się w kolejny kłąb dymu, uważnie rozglądając się wokół. Minął spalony doszczętnie krzak.

Musiał być ostrożny. Na pewno nie tylko on usłyszał ten odgłos. Echo poniosło go tak daleko, iż był niemal pewien, że w tej samej chwili zmierzają tu wszyscy znajdujący się w okolicy Śmierciożercy. Niczym stado wilków, które przyciąga tu obietnica obfitego posiłku.

Tam!

Kilka metrów dalej dostrzegł leżące na ziemi, odziane w czerń ciało. Severus podszedł bliżej, rozglądając się na boki i dopiero, kiedy był już niemal nad zwłokami, spojrzał na zamarłą w wyrazie bezbrzeżnego zdumienia twarz... Bellatriks.

Błoto, w którym stał, zrobiło się nagle znacznie bardziej grząskie niż wcześniej. Jakby próbowało go pochłonąć. Dłoń, w której trzymał różdżkę, opadła, a oczy przysłonił mroczny cień, gasząc połyskujący na ich dnie, słaby blask.

Jego jedyny klucz do Pottera... Jedyny...

Nogi mimowolnie poprowadziły go w dół. Przyklęknął, wyciągając rękę i dotykając chłodnej dłoni martwej kobiety.

Czyżby... czyżby Czarny Pan popełnił błąd, powierzając miejsce swojego pobytu osobie, która mogła przecież zostać pokonana?

Niemożliwe.

Może nie chodziło o to, co Bellatriks wiedziała, a o to, co mogła mieć przy sobie...

Jego dłoń powędrowała wzdłuż jej boku, poszukując ukrytej kieszeni.

Wskazówkę. Jakąkolwiek wskaz...

Jego zmysły krzyknęły ostrzegawczo. Zerwał się gwałtownie, ale nie zdążył już unieść różdżki. Klątwa trafiła w niego z tak ogromną siłą, iż płuca skurczyły się na chwilę, odcinając dopływ powietrza, a on upadł na ziemię, mając wrażenie, jakby całe jego ciało zamieniło się w reaktor bólu.

Chwila nieuwagi. Wystarczyła tylko jedna chwila...

Jego wnętrzności płonęły, rzucane drgawkami ciało szamotało się, jakby samoistnie próbowało uwolnić się od tortur, głowa raz po raz uderzała w ziemię i cały świat zdawał się być tylko niekończącym się wrzaskiem, wydobywającym się z jego gardła.

Ktoś się nad nim zatrzymał. Widział skraj czarnej szaty i zniekształcony, drwiący głos, szydzący z niego.

Ujrzał uniesioną różdżkę, szykującą się do zadania kolejnego ciosu. Chciał unieść swoją, ale ciało nie słuchało go, szarpane gwałtownymi spazmami i uczuciem, jakby ktoś żywcem wyrywał z niego wnętrzności.

Spojrzał wyżej, na twarz stojącego nad nim Śmierciożercy, pragnąc dowiedzieć się, kogo ma prześladować z zaświatów i w chwili, w której go rozpoznał... drwina zniknęła z twarzy Macnaira, zastąpiona zdumieniem, a jego ciało runęło tuż obok, twarzą w błoto.

W drgający spazmatycznie, czerwony od eksplodującego bólu świat wdarła się czyjaś twarz. Znajoma twarz.

- Profesorze Snape, słyszy mnie pan?

Granger. Na Merlina. Ze wszystkich osób, Granger. Miał szansę z tego wyjść...!

Eliksiry. Miał je w ukrytej kieszeni. Ale jego zmysły niemal przestały już funkcjonować, zmaltretowane torturami. Nie mógł wydobyć z siebie głosu, nie mógł nawet unieść dłoni.

Całą siłą woli zmusił drgające mięśnie prawej ręki do pracy, odrywając ją od ziemi i przyciągając bliżej. Jego dłoń trzęsła się niekontrolowanie, ale zdołał ją podnieść i przycisnąć do piersi.

Zadziałało. Dziewczyna błyskawicznie zrozumiała, co chciał jej pokazać i po krótkim przeszukaniu, odkryła ukrytą kieszeń, wyjmując z niej wszystkie eliksiry.

Jego ciało zamieniało się powoli w szarpany wyładowaniami bólu, bezwładny konar, a zęby trzeszczały, kiedy usiłował je zaciskać, aby powstrzymać krzyk. Widział, jak Granger odkorkowuje po kolei i wącha wszystkie eliksiry, sprawdzając ich kolor i konsystencję.

Jego powieki opadły, nie potrafiąc już dłużej walczyć z zakleszczającym go coraz bardziej bólem. Niemal już nie czuł kończyn, a wnętrzności...

Nagle do jego wpółotwartych ust wlał się eliksir. Severus czuł, jak spływa mu do gardła, odcinając ból z taką szybkością, jakby ktoś zamykał mu drogę. Jego pulsujące mięśnie rozluźniały się, a do kończyn powracało czucie. Płuca zaczęły funkcjonować, a wrażenie, że płonie od środka, zostało zastąpione przyjemnym chłodem, rozlewającym się po całym ciele łagodną ulgą.

Przez chwilę oddychał głęboko, zbierając porozrzucane zmysły i przywracając swojemu umysłowi ścisłą kontrolę nad ciałem.

Uniósł powieki i zobaczył wciąż pochyloną nad sobą Granger. Jej napięta twarz wyraźnie się rozluźniła, kiedy zobaczyła, że żyje.

- Wszędzie pana szukałam - powiedziała drżącym głosem, odsuwając się.

Severus podniósł się do pozycji siedzącej, chociaż jego ruchy wciąż były mocno ograniczone. Próbował powstrzymać zawroty głowy, ale nie było to proste. Zamrugał kilkakrotnie, a następnie skupił swoje spojrzenie na Granger. Dziewczyna klęczała obok, wpatrując się w niego z przestrachem, ulgą i determinacją zarazem. Nietypowa mieszanka.

- Ma pan jakieś informacje o Harrym? - zapytała szybko, kiedy tylko poczuła na sobie jego taksujące spojrzenie - Nigdzie go nie ma. Voldemorta także. Musiał go gdzieś zabrać.

Severus nie odpowiedział. Zerknął na leżące obok ciało Macnaira. Śmierciożerca miał zamknięte oczy, ale Severus wyraźnie widział, że wciąż oddycha. Dziewczyna musiała go tylko ogłuszyć.

Pomimo bolesnego pulsowania mięśni, podniósł się na kolana, złapał rękami jego głowę i jednym szybkim szarpnięciem przekręcił ją o sto osiemdziesiąt stopni, łamiąc mu kark.

Granger pisnęła, cofnęła się i upadła w błoto.

Severus rzucił jej ostre spojrzenie, zawierając w nim całą swą dezaprobatę dla jej braku ostrożności i użycia tak marnego i słabego zaklęcia.

- Oddaj mi eliksiry - warknął, próbując przywrócić zachrypniętemu głosowi normalne brzmienie.

Dziewczyna schyliła się, pozbierała fiolki i drżącymi rękami podała mu je bez słowa. Zanim Severus schował je z powrotem, rzucił okiem na Eliksir Dolorelevum, który mu zaaplikowała. Została połowa, więc wyglądało na to, że Granger nie dość, że go rozpoznała, to jeszcze jakimś cudem obliczyła odpowiednią dawkę, aby zniwelować klątwę i nie zmienić go przy tym w roślinę.

Do jego umysłu napłynęła absurdalna myśl, że gdyby byli w Hogwarcie, to za wykazanie się tak obszerną wiedzą mógłby nawet złamać swe zasady i przyznać jej kilka punktów, ale wtedy jego spojrzenie padło na jej drżące dłonie i szeroko otwarte oczy, którymi wpatrywała się w niego z mieszaniną przerażenia i upartej odwagi. Nie byli w Hogwarcie. Wokół trwała wojna, a ona właśnie była świadkiem tego, jak jej nauczyciel zabił gołymi rękami człowieka... Tutaj wszelkie wartości ulegały przedefiniowaniu.

- Opanuj się, dziewczyno - powiedział ostro, szczelnie zasuwając kieszonkę, w której ukrył eliksiry. - Jeśli nie dasz mi powodu, twój kark pozostanie nietknięty.

Granger przełknęła ślinę i zamrugała.

- Nie o to chodzi. Po prostu... wiem, że pan to robi dla niego.