Выбрать главу

Aż do tej pory jego plan wydawał się oczywisty i klarowny, ale wciąż brakowało mu tego ostatecznego elementu, który pomógłby mu przekonać te krwiożercze bestie, że jest po ich stronie. Czegoś, co uciszyłoby ich raz na zawsze, by już nikt nie stanął mu na drodze do odnalezienia Pottera.

Czas uciekał. Severus niemal czuł, jak przepływa mu przez palce. Dyskusja z Yaxleyem mogła pochłonąć kolejne minuty, a zaatakowanie go otwarcie wśród tylu Śmierciożerców, aby wyciągnąć z niego informacje, których mógł przecież wcale nie posiadać, było równoznaczne samobójstwu.

Musiał... im pomóc.

Odwrócił głowę, spoglądając na dyrektora. Severus niemal czuł bijącą od niego moc. Dumbledore zataczał różdżką szerokie kręgi, wzbijając w powietrze języki ryczącego ognia. Dopóki dyrektor otaczał się pierścieniem szatańskiej pożogi, nikt nie mógł mu nic zrobić. I nikt nie znał sposobu, aby to powstrzymać.

Rozejrzał się po coraz bardziej zirytowanych twarzach Śmierciożerców.

Potrzebował czegoś, co zatrzyma to wirujące szaleńczo, śmiercionośne koło. Czegoś, co można wrzucić w szprychy i patrzeć jak wszystko się rozpada.

Do jego oczu napłynęła głęboka, gęsta ciemność, a dłoń mocniej zacisnęła się na rudych włosach.

Chyba miał coś takiego...

Jego spojrzenie przyciągnęła jasnowłosa głowa Yaxleya. Ruszył przed siebie, ciągnąc Weasleyównę za sobą.

- Witaj, Yaxley - powiedział, podchodząc do zlanego potem mężczyzny. - Wydaje mi się, że macie tu niewielki problem.

- Severus... - Usta Śmierciożercy rozciągnęły się w kpiącym uśmiechu. - No proszę... Zaskakujące, że jeszcze żyjesz, skoro wszyscy chcą cię dopaść...

- Mam wiele talentów - odparł spokojnie Severus, patrząc mu prosto w oczy.

- Po co tu przyszedłeś? Wiesz, że wystarczy jedno moje słowo i zaniesiemy cię Czarnemu Panu na tacy.

Severus bez mrugnięcia wytrzymał jego kąsające spojrzenie.

- Ale wówczas to, co pragnie zdobyć Czarny Pan, przepadnie na zawsze. I nie chciałbym być w skórze tego, który go tego pozbawi.

Coś w szarych czach Yaxleya zamigotało.

- No więc powiedz mi, dlaczego nie miałbym cię po prostu zabić i ci to odebrać?

- Spróbuj - odparł spokojnie Severus. - Jeżeli jesteś aż tak pewien, że Czarny Pan wynagrodzi cię za zabicie jedynej osoby, która może mu pomóc odebrać moc Pottera, to życzę ci powodzenia. Obaj dobrze wiemy, że nie możesz mnie zabić - wyszeptał Severus, podchodząc nieco bliżej. - Nie takie rozkazy otrzymaliście.

- Ale możemy sprawić, że będziesz błagał o śmierć - odparł Yaxley i Severus ujrzał unoszące się wokół różdżki Śmierciożerców, którzy błyskawicznie zareagowali na niewerbalny rozkaz Yaxleya.

- Powiedz mi... - wyszeptał Severus jeszcze niższym, niemal kamiennym głosem. - Skoro uważasz się za tak doskonale poinformowanego... czy sądzisz, że ryzykowałbym swoje życie, przychodząc tutaj, gdybym nie był po waszej stronie? - Wyczuł wahanie. Doskonale. - Myślisz, że brałbym ze sobą tę głupią smarkulę jako żywą tarczę? Znasz Weasleya? To jego córka.

Spojrzenie Yaxleya przeniosło się na wpatrującą się tępo w pustkę dziewczynę. W tej samej chwili jeden ze Śmierciożerców wysunął się zza pozostałych, podszedł bliżej i pochylił się do ucha Yaxleya. Severus rozpoznał go. Towarzyszył Nottowi, ale gdy zostali zaatakowani przez aurorów i Nott zginął, uciekł z pola walki razem z tymi, którzy pozostali przy życiu.

Merlinie, gdyby wtedy stanął po niewłaściwej stronie...

Ponownie poczuł na sobie przeszywający wzrok Yaxleya.

- Powiedzmy, że uwierzyłem ci na tyle, aby nie rozwalić cię od razu i abyś miał szansę przedstawić swoje argumenty... - wyszeptał gardłowym głosem mężczyzna, podchodząc o krok bliżej i wbijając w niego lodowate spojrzenie. - Czego chcesz?

- Jednej małej informacji. W zamian za przysługę - odparł Severus. - Powiesz mi, gdzie przebywa Malfoy. A ja pozbędę się waszego niewielkiego problemu...

Spojrzenie mężczyzny poszybowało ku wirującej ścianie ognia i stojącemu w samym środku Dumbledore'owi, a z jego ust wydobyło się rozbawione prychnięcie.

- Jak niby chcesz tego dokonać? Spójrz - potoczył dłonią wokół. - Tylu z nas nie potrafiło nawet do niego podejść, a ty chcesz go powstrzymać w pojedynkę? Nie rozśmieszaj mnie. Myślisz, że cię nie znam, Severusie? Zawsze byłeś podstępnym wężem, ale tylko szaleniec mógłby pomyśleć, że uwierzę w takie brednie.

- Nie zamierzam do niego podchodzić - odparł spokojnie Severus, patrząc wprost w świdrujące go oczy. - Daj mi tylko wolne pole i przekaż wszystkim, że mają zakaz atakowania.

Widział, jak jasne brwi mężczyzny marszczą się w wyrazie konsternacji. Niemal wyczuwał jego ścierające się myśli, ich echo tworzyło kręgi na samym wierzchu jego umysłu.

Często zastanawiał się nad tym, dlaczego tak wiele osób, które były dostatecznie inteligentne, aby wspiąć się naprawdę wysoko, przykładały tak niewielką uwagę do nauki podstawowych zasad oklumencji, wystawiając swe myśli na wierzch niczym obrazy i freski w galerii i tym samym skazując się na... upadek.

Severus znał decyzję Yaxleya zanim mężczyzna zdążył jeszcze otworzyć usta.

- Spróbuj... - wysyczał mu prosto w twarz. - Spróbuj jakiejkolwiek sztuczki, a kawałki twojego ciała zasypią całą okolicę.

Odwrócił się do najbliższego Śmierciożercy, przekazując mu wytyczne i każąc poinformować wszystkich pozostałych.

Stojące w pobliżu ciemne sylwetki rozstąpiły się nieco, aby zrobić mu przejście.

Severus spojrzał na otoczonego swoją potężną, ognistą barierą dyrektora. Mężczyzna odwrócony był tyłem, nie mógł więc dostrzec stojącego wśród Śmierciożerców Severusa.

Dumbledore... Owszem, dyrektor poznał go bardzo dobrze przez wszystkie te lata. Potrafił dotrzeć swym przeszywającym wzrokiem w wyjątkowo ciemne rejony, potrafił obedrzeć go niemal do naga. Ale zapomniał o jednym. Że kiedy zbyt mocno skupimy się na obserwacji, możemy nie zauważyć, że sami jesteśmy obserwowani równie skrupulatnie.

Dumbledore był manipulatorem. Był zaślepionym swą krucjatą przywódcą, który bez mrugnięcia okiem wykorzystywał każdego, by zwyciężyć.

Usta Severusa wykrzywiły się szyderczo.

W gruncie rzeczy obaj byli do siebie podobni.

Ale z jedną, znaczącą różnicą...

Pochylił się do ucha stojącej przed nim Weasley, wskazując palcem odzianą w błękit sylwetkę i szepcząc rozkazująco:

- Biegnij do niego.

Dumbledore nigdy nie był mordercą.

Dziewczyna ruszyła biegiem. Śmierciożercy rozstąpili się, patrząc z zaskoczeniem na drobną, samotną figurę zmierzającą wprost w wirującą pożogę.

Nigdy nie miał na rękach krwi kogoś niewinnego. Nie patrzył w gasnące, błagające oczy.

Nie. To inni musieli patrzeć w nie za niego.

Zbliżając się do ściany ognia, Ginny mimowolnie uniosła ręce, próbując osłonić się przed kąsającym żarem.

Ogień zaatakował, wgryzając się w jej lewe ramię i pochłaniając połowę twarzy i wtedy z jej ust wypłynął dźwięczny, przeszywający krzyk, a Dumbledore odwrócił się gwałtownie. I w tej samej chwili pożoga opadła, wypuszczając ze swych szponów ciało dziewczyny i nagle zapadła gęsta cisza, kiedy ciało upadło na ziemię, odprowadzane wstrząśniętym spojrzeniem Dumbledore'a.

- AVADA KEDAVRA!

Ogłuszający ryk kilkudziesięciu gardeł i oślepiający zielony rozbłysk ze wszystkich stron sprawił, że Severus musiał na chwilę przysłonić oczy, ale i tak doskonale widział, jak klątwa za klątwą trafia w odziane w błękit ciało, uderzając w nie raz po raz, jakby nie było niczym więcej, tylko uwiązaną na sznurkach kukiełką, podrygującą spazmatycznie w palcach śmierci.