Выбрать главу

Nauczyciel uniósł brwi w geście zaskoczenia, widząc dwójkę uczniów stojących przed jego gabinetem o tak późnej porze. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, ponieważ Hermiona wypaliła:

- Przepraszamy bardzo, wiemy, że nie powinniśmy znajdować się o tej godzinie poza Pokojem Wspólnym, może nam pan odjąć punkty, ale chcieliśmy zapytać, czy nie ma tutaj przypadkiem Harry'ego, ponieważ nie wrócił na noc i bardzo się o niego martwimy, a wiemy, że ostatnio był z panem - wyrzuciła z siebie na jednym oddechu. - To znaczy, miał u pana szlaban - poprawiła się szybko, czując jak mimowolnie się czerwieni. Łamanie regulaminu szkolnego było dla niej wybitnie stresującym zajęciem i w takich chwilach jej słynne, elokwentne wysławianie się trafiał szlag. Na dodatek Ron przez cały czas kulił się za jej plecami i nie stanowił żadnego wsparcia.

Hermiona zobaczyła, jak w pierwszej chwili oczy Mistrza Eliksirów rozszerzają się, by w następnej zmrużyć się niebezpiecznie. Jego twarz przez chwilę wydawała się bledsza, niż zwykle, ale był to tylko ułamek sekundy i zastanawiała się, czy przypadkiem nie było to tylko przywidzenie.

- Potter? - warknął Snape, wpatrując się w Gryfonkę świdrującym spojrzeniem. - Nie wrócił do dormitorium?

Hermiona pokręciła głową.

- Na pewno zaszył się gdzieś i użala nad sobą, jak zwykle - powiedział szorstko mężczyzna, nie spuszczając oczu z twarzy dziewczyny. - Wracajcie do łóżek, jeżeli nie chcecie, żebym pozbawił was wszystkich punktów.

- Ale Harry... - zaczęła, jednak Snape przeszył ją jeszcze groźniejszym spojrzeniem, które sprawiło, że słowa uwięzły jej w gardle.

- Jeszcze jedno słowo sprzeciwu, panno Granger - wysyczał Snape, przybliżając twarz do jej twarzy - a będzie to ostatnie słowo, które wypowiesz jako uczennica tej szkoły.

Hermiona zamknęła usta, przełykając gorzkie słowa protestu, które cisnęły jej się na usta.

- Sam zajmę się Potterem - kontynuował nauczyciel, prostując się i obrzucając ich pogardliwym spojrzeniem. - Tym razem łamanie regulaminu nie ujdzie mu na sucho.

Mistrz Eliksirów cofnął się i zamknął im drzwi przed nosem.

Zaległa cisza.

Hermiona odwróciła się na pięcie. Z jej twarzy promieniowała taka wściekłość, że przez chwilę Ron zastanawiał się, czy bardziej boi się Snape'a, czy jej.

- Co za... - zaczęła Gryfonka, ale przypominając sobie, gdzie się znajduje, ugryzła się w język. Złapała Rona za ramię i pociągnęła za sobą. - Harry zniknął, a on każe nam wracać do łóżek! Jestem prawie pewna, że nie kiwnie nawet palcem, żeby go znaleźć. Może tylko po to, żeby dać mu kolejny szlaban i odebrać wszystkie możliwe punkty. Co za bezuczuciowy, podły drań!

Ron pobiegł za rozjuszoną przyjaciółką.

- Może Snape ma rację? - odezwał się cicho. - Może powinniśmy wrócić do łóżek? Co mogłoby się Harry'emu przytrafić w Hogwarcie? Pewnie jest tak, jak mówi Snape. Przecież widziałaś, że ostatnio Harry dziwnie się zachowywał. Zresztą, nawet nie wiemy, gdzie go szukać. Może być wszędzie.

Hermiona zatrzymała się gwałtownie i odwróciła. Chłopak jęknął, widząc wyraz jej twarzy.

- Ronaldzie, jeżeli jeszcze raz spróbujesz przyznać rację temu bezuczuciowemu Śmierciożercy... - mówiła drżącym głosem, podchodząc powoli do Rona i mierząc w niego oskarżycielsko palcem - ...to przysięgam, że osobiście...

Nagle coś chrupnęło pod jej nogą. Hermiona urwała i spojrzała w dół. Kiedy podniosła stopę, jej twarz stała się biała jak papier.

- To okulary Harry'ego - wyszeptała czując, jak przerażająca myśl wdziera się do jej głowy. Uczucie niepokoju krzyczało o uwagę. Schyliła się i podniosła z podłogi rozbite szkła. Ron także wyglądał, jakby nagle zapomniał o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło.

- Skąd one się tu wzięły? - zapytał, rozglądając się po pogrążonym w mroku korytarzu. Hermiona potrząsnęła głową. Wpatrywała się w okulary tak, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu.

- On nigdy ich nie zdejmuje - powiedział cicho Ron. - Nie mógł ich tak po prostu zgubić.

Hermiona ponownie pokręciła głową. W umyśle czuła jedynie zamęt, a okropne, wyjaśniające to znalezisko pomysły prześcigały się w próbach doprowadzenia jej do obłędu. Rozejrzała się uważnie po korytarzu, ale w pobliżu znajdował się tylko schowek na miotły. Ani śladu Harry'ego.

Nagle coś jej się przypomniało.

- Ron - wyszeptała drżącym głosem. - Właśnie w tym miejscu poprzednio coś usłyszałam. Myślę, że to dochodziło - jej wzrok padł na drzwi do schowka - stąd. - dokończyła, wypuszczając powietrze z płuc.

Ron powędrował za jej spojrzeniem. Przełknął ślinę.

Hermiona, nie czekając na niego, podeszła do starych, drewnianych drzwi. Przyłożyła do nich ucho.

- Nic nie słyszę - wyszeptała.

Ron wyglądał tak, jakby nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Gryfonka powoli sięgnęła do klamki i nacisnęła na nią.

Drzwi pozostały zamknięte.

Powinna była odetchnąć z ulgą, ale niepokojące wrażenie nie chciało jej opuścić. Walcząc z narastającym strachem, wyciągnęła różdżkę, przyłożyła ją do zamka i wyszeptała:

- Alohomora.

Tym razem, z cichym skrzypnięciem, otworzyły się. Hermiona wstrzymała oddech patrząc, jak przed jej oczami pojawia się pogrążone w nieprzeniknionej ciemności, niewielkie pomieszczenie. Uniosła różdżkę i wypowiedziała:

- Lumos.

W chwili, kiedy wnętrze schowka wypełniło się światłem, usłyszała, jak stojący za jej plecami Ron wydaje z siebie jakiś niezrozumiały dźwięk. Jednak prawie to do niej nie dotarło, ponieważ sama opadała teraz w otchłań dusznego przerażenia. Usłyszała długi, ochrypły jęk oraz pisk i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to ona je wydała. Okulary wypadły z jej dłoni.

Pod ścianą leżał Harry. Czerwona posoka zalewała jego twarz, wsiąkała w ubranie, tworzyła nawet niewielka kałużę na podłodze. Włosy chłopaka były zlepione krwią, twarz opuchnięta, podrapana i posiniaczona. Głowa zwisała bezwładnie i opierała się na klatce piersiowej. Jego prawa ręka leżała pod dziwnym kątem, zaplątana w kawałek czarnego materiału.

Dziki wrzask rozdarł jej umysł, a oczy przysłoniła lepka ciemność. Cały świat zdawał się wirować, a w centrum tego wiru leżało bezwładne, zakrwawione ciało jej najlepszego przyjaciela. Nie umiała określić, czy żyje, czy nie. Nie potrafiła zmusić swojego ciała do ruchu. Żołądkiem targnęły torsje i dopiero wtedy świadomość powróciła do jej dygoczącego ciała.

Nie! To niemożliwe. To nie jest prawdziwe. To tylko sen. Ja śnię. To się nie dzieje naprawdę. Nie może...

Zamknęła oczy, walcząc ze swoim żołądkiem, z trzepoczącym w piersi sercem i z zawrotami głowy. Próbowała oddychać, ale coś ogromnego blokowało jej gardło. Kilka razy przełknęła ślinę, zanim zdecydowała się otworzyć oczy.

Przerażenie ściskało mocno swymi oślizgłymi mackami jej serce, ale całą siłą woli skupiła się na tym, żeby wszystko przeanalizować. W każdej sytuacji potrafiła myśleć logicznie. Teraz nie może zawieść!

Musi się opanować! Musi wziąć się w garść! Sprowadzić tu kogoś! Natychmiast!

- Zostań z nim - wychrypiała do Rona, który siedział na ziemi i wpatrywał się w przyjaciela oczami rozszerzonymi z przerażenia. Najwyraźniej nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Widząc, że rudzielec nie reaguje, podbiegła do niego i potrząsnęła go za ramiona. - Słyszysz mnie? Pilnuj go! - krzyknęła łamiącym się głosem, po czym rzuciła się biegiem w stronę, z której właśnie przyszli.

Snape! Jest najbliżej! Ma mnóstwo eliksirów! Uratuje Harry'ego! Musi!

Kiedy minęła w biegu róg korytarza, zderzyła się z wysoką, ciemną postacią. Krzyknęła zaskoczona i zatoczyła się do tyłu, próbując odzyskać równowagę. Podniosła wzrok i dopiero, kiedy zobaczyła, jak rozmazana jest stojąca przed nią sylwetka, uświadomiła sobie, że z jej oczu płyną łzy. Nie zdążyła nic powiedzieć, kiedy usłyszała, jak Mistrz Eliksirów wciągnął gwałtownie powietrze, po czym złapał ją za ramiona, wbijając boleśnie palce w jej skórę i potrząsnął nią gwałtownie, krzycząc: