Выбрать главу

Harry'emu mocniej zabiło serce. Snape pomagał go leczyć? Nie wiedział dlaczego, ale ta wiadomość sprawiła, że od razu poczuł się lepiej.

- Harry! - krzyk Hermiony zagłuszył wszystkie myśli. Przyjaciółka przypadła do jego łóżka. Była zdyszana, ale jej twarz promieniowała szczęściem. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Wszyscy tak się o ciebie martwiliśmy! - W jej oczach pojawiły się łzy. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale chyba nie była w stanie.

Harry uśmiechnął się do niej uspokajająco.

- Już w porządku, naprawdę. Czuję się całkiem nieźle.

- Możecie sobie trochę porozmawiać, ale nie wolno wam go przemęczać - oświadczyła pielęgniarka. - Gdyby coś było nie tak, zawiadomcie mnie. Będę w gabinecie.

Kiedy oddaliła się, Hermiona i Ron przysunęli krzesła do łóżka Harry'ego i usiedli.

- Co mnie ominęło? - zapytał, siląc się na obojętny ton. Oboje wyglądali na bardzo przejętych, więc chciał ich trochę uspokoić swoim zachowanie. Szczególnie, że z każdą chwilą czuł się coraz lepiej. Płyn, który podała mu Pomfrey orzeźwiał go i przywracał mu siły.

Hermiona i Ron wymienili ponure spojrzenie.

- Co się stało? - zapytał, gdyż bardzo mu się ono nie spodobało.

- Jest piątek, Harry. Byłeś nieprzytomny przez pięć dni - powiedziała Hermiona.

Ta wiadomość zaskoczyła go.

- To... dosyć długo - powiedział, gdyż nic innego nie przyszło mu do głowy.

- Harry, czy pamiętasz cokolwiek? - zapytała Hermiona drżącym głosem, nad którym na próżno starała się zapanować.

Zamyślił się. Wspomnienia powoli zaczęły wypływać na powierzchnię jego świadomości. Zamglone i rozchwiane. Kiedy wydawało mu się, że już udało mu się je złapać, one ponownie zanurzały się w odmętach niepamięci.

- Niewiele - odparł po pełnej wyczekiwania chwili. - Pamiętam, że... - zobaczył siebie, nagiego, przyciśniętego do odzianego w czarną szatę szczupłego ciała, a serce szarpnęło mu się w piersi - ...że miałem szlaban ze Snape'em - przełknął ślinę, starając się złapać kolejne, umykające obrazy. - Później opuściłem jego gabinet. Kiedy szedłem korytarzem, poczułem uderzenie... - Wyczuł, że jego głos zaczyna drżeć i skupił się na tym, żeby go uspokoić. - Potem... coś mi zakryło oczy. Nic nie widziałem. Nie wiedziałem, co się dzieje - próbował jeszcze coś wyłowić, ale obrazy zniknęły głęboko pod powierzchnią. - Nic więcej nie pamiętam.

Hermiona i Ron ponownie wymienili zaniepokojone spojrzenie.

- O co chodzi? - irytowało go ich zachowanie.

- Więc nie pamiętasz, kto cię napadł? - zapytała łagodnie Hermiona.

Nie, nie pamiętał. To chyba oczywiste, skoro zasłonili mu oczy.

Pokręcił przecząco głową. Hermiona westchnęła i rzuciła mu długie, nieokreślone spojrzenie.

- A nie domyślasz się, kto mógłby to zrobić?

Malfoy!

To była pierwsza myśl Harry'ego. Jednak powstrzymał się od wypowiedzenia jej na głos. Nie miał dowodu. Malfoy go nienawidził, ale czy aż tak bardzo, żeby być zdolnym do czegoś takiego? Po tym, co mu ostatnio powiedział, to bardzo możliwe. Pamiętał jego przekrwiony, pełen nienawistnej furii wzrok, kiedy widzieli się po raz ostatni. Słowa "Do zobaczenia, Potter!" przeszyły jego umysł. Zrozumienie uderzyło w niego z ogromną siłą.

On planował to już wcześniej!

- To Malfoy - odparł cicho. - My... pokłóciliśmy się, tuż przed... tym.

Twarz Rona zmieniła się w pełną nienawiści maskę. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż ubiegła go Hermiona.

- Jesteś tego pewien?

- Oczywiście, że jestem pewien - powiedział nieco głośniej, niż zamierzał. - Co z nim teraz będzie? Bo chyba... zostanie ukarany?

Hermiona wyglądała tak, jakby z trudem dobierała słowa.

- Malfoya nie ma.

- Jak to nie ma? - ta wiadomość całkowicie go zaskoczyła. - Co się z nim stało? Uciekł?

- Zniknął. Następnego dnia po twoim pobiciu - odparła przygnębiona Gryfonka.

- Katie Bell mówiła, że widziała uzdrowicieli ze Świętego Munga - wtrącił się Ron.

- Podobno mnie leczyli - wyjaśnił Harry.

- W lochach? - przerwał mu Ron. - A później kilkoro Krukonów widziało Lucjusza Malfoya, który miotał się po szkole. Był wściekły. Podobno uderzył jakiegoś pierwszoroczniaka za to, że wszedł mu w drogę. Zachowywał się jak szaleniec. Od razu widać, po kim Malfoy odziedziczył charakterek - zakończył rudzielec.

- Crabbe i Goyle też zniknęli - dodała Hermiona. - Nie wiadomo, co się z nimi stało. Nikt ich nie widział od tamtego czasu.

Harry zamyślił się nad tą zaskakującą wiadomością.

Trzech uczniów, którzy najprawdopodobniej stali za napaścią na niego, zniknęło z powierzchni ziemi. To przerażające.

- Przecież ktoś musiał coś widzieć albo słyszeć - zaczął, próbując wyjaśnić ten ewenement.

- Wszyscy już spali, kiedy to się wydarzyło. A rano już ich nie było. Nauczyciele milczą, jak zaklęci - wyjaśniała Hermiona. - Próbowałam dowiedzieć się czegoś od profesor McGonagall, ale zakazała mi kogokolwiek o to pytać.

Harry nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Cała ta sprawa była jedną wielką, mroczną tajemnicą.

- Ale przynajmniej nie musisz się już nim przejmować - odezwał się Ron. - Cokolwiek się z nim stało, zasłużył na to!

- Ron! - Hermiona próbowała wyglądać na oburzoną, ale ulga wyczuwalna w jej głosie nie pozwalała na to.

- No co? - zaperzył się rudzielec. - Gdyby nie wyparował, to sam bym go wypatroszył, jeżeli tylko dorwałbym go w swoje ręce! Ma ogromne szczęście, że zniknął. - Hermiona nie próbowała go już uspokajać. - Zemściłbym się za to, co zrobił Harry'emu! Wyrwałbym mu te tlenione kudły, ukatrupiłbym go na miejscu, gdybym tylko...

- Dobrze, już wystarczy - przerwała mu poirytowana Gryfonka. - Harry nie chce słuchać twoich głupich przechwałek.

Harry nie przyznałby się do tego, ale bardzo chętnie posłuchałby, co jeszcze Ron chciałby zrobić Malfoyowi.

- A potem dorwałbym Snape'a... - kontynuował niezrażony rudzielec.

To zaskoczyło Harry'ego.

- Snape'a? - przerwał mu. - A co on ma z tym wspólnego?

- Nie zauważyliście czegoś podejrzanego? - powiedział konspiracyjnie Ron. - To uczniowie jego domu zaatakowali Harry'ego. Na dodatek w pobliżu jego gabinetu, zaraz po szlabanie, który Harry miał z nim. Nie zdziwiłbym się, gdyby on to wszystko zaplanował...

- Ron, przesadzasz. To jest nauczyciel! - ofuknęła go Hermiona.

- No i co z tego? Ale jest Śmierciożercą i w dodatku nienawidzi Harry'ego. Mógł ich wynająć, żeby pozbyli się Harry'ego, a cała wina spadłaby na nich.

- To najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek wymyśliłeś! - oświadczyła Hermiona.

Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom. Skąd Ronowi przyszedł do głowy taki pomysł?

- To dlaczego, w takim razie, przez cały tydzień chodził taki wściekły? Rzucał się o każdy drobiazg i odbierał wszystkim punkty za najdrobniejsze przewinienia. Nawet Ślizgonom. Mówię wam, on się wkurzył, bo Harry wyszedł z tego cało i jego plan się nie powiódł.

- Skończ już - westchnęła Hermiona. - Twoje podejrzenia są śmieszne i nie trzymają się kupy. Przecież to Snape uratował Harry'ego.

Serce Harry'ego podskoczyło. Spojrzał na Hermionę ze zdumieniem.

- Snape... mnie uratował? - zapytał niepewnie, przenosząc wzrok na Rona, który widocznie stracił zapał po tym, jak Gryfonka ostudziła go tym argumentem.

Harry wyczuł na sobie jej zamyślone spojrzenie. Zamiast odpowiedzieć, zwróciła się do Rona, jednak jej głos brzmiał tak, jakby myślami była zupełnie gdzie indziej: