Выбрать главу

I wtedy usłyszał cichy, złowieszczy szept tuż przy swoim uchu:

- Kiedy z tobą skończę, zostaną z ciebie tylko rozżarzone węgle...

Harry pomyślał, że jeszcze chwila i wybuchnie w dłoniach tego człowieka, a siła tego wybuchu będzie tak wielka, że cały zamek zatrzęsie się w posadach. Zajęczał cicho, kiedy ciało za jego plecami odsunęło się nieznacznie od niego, a dłoń zaciskająca się na ustach, przeniosła się na tył jego głowy. Długie, chłodne palce wplotły się w jego włosy, a Harry dyszał z rozkoszy, rozdarty pomiędzy zimnem skóry tego mężczyzny i kamieniami, pomiędzy którymi był uwięziony, a żarem, który zalewał jego lędźwie i powoli opanowywał jego ciało.

Wtedy Harry poczuł silne pociągnięcie za włosy i w tej samej sekundzie został gwałtownie odwrócony i pchnięty na ścianę. Kiedy chłopak podniósł wzrok, zobaczył przed sobą demoniczne, czarne oczy...

...Harry obudził się z głośnym jękiem. Serce biło mu tak szybko, jakby chciało wyrwać się z piersi. Jego ciało drżało, a w lędźwiach czuł zanikające powoli fale przyjemności. Starając się uspokoić oddech, spojrzał na swoje spodnie i zobaczył na nich ogromną, lepką plamę. Kiedy odchylił gumkę od piżamy, ujrzał, że jego nogi i podbrzusze pokryte są spermą.

Cholera! Cholera! Cholera!!!

Harry przeklinał bezgłośnie, patrząc z niedowierzaniem na swoje nasienie.

To się nie mogło zdarzyć! Cholera!!!

Chłopak, spoglądając na pogrążonych we śnie kolegów, podziękował w duchu, że przed snem rzucił na siebie zaklęcie wyciszające; tak, jak to robił co noc od czasu nawiedzających go w piątej klasie koszmarów.

Z westchnieniem opadł na poduszkę i zamknął oczy. W jego umyśle zaczęły pojawiać się obrazy ze snu.

Przypominał sobie jakieś schody... i lochy... i czarne, bezdenne oczy...

Jego serce przyspieszyło.

Nie, to niemożliwe. To nie może być prawda!

* * *

- Harry! Harry! Obudź się. - chłopak czuł delikatne potrząsanie za ramię i głos Rona przedzierający się przez mleczną, gęstą mgłę snu otulającą Harry'ego. - Wszyscy już poszli na śniadanie. Ubieraj się i idziemy.

- Nigdzie nie idę - oświadczył Gryfon, naciągając kołdrę na głowę.

- Nie wygłupiaj się, stary. Przecież musisz coś zjeść.

- Przynieś mi jedzenie tutaj, tak jak wczoraj.

- Ale Harry... - zaczął Ron, ale przerwał mu stanowczy głos przyjaciela:

- Ron, proszę!

Chłopak zamknął usta i pokiwał głową. Zanim Harry zdążył wstać z łóżka, jego przyjaciel już zniknął.

Ubierając się, Harry rozmyślał nad sposobem, w jaki przyjdzie mu teraz żyć. Za nic w świecie nie będzie mógł już swobodnie spacerować po zamku. Na wszystkie lekcje zamierzał chodzić w pelerynie niewidce, zdejmować ją tuz za rogiem klasy i w ostatniej chwili dołączać do uczniów wpuszczanych przez nauczyciela na lekcję. Posiłki będą przynosić mu Ron i Hermiona. Quidditch... z tym Harry miał największy problem. Quidditch był jego największą pasją, ale jak miałby teraz spojrzeć w oczy komukolwiek z drużyny? Będzie musiał coś wymyślić. Może powie, że się przeziębił i w najbliższym czasie nie będzie mógł brać udziału w treningach, a do następnego meczu może sytuacja uspokoi się na tyle, że będzie mógł zagrać. O ile, oczywiście, wcześniej nie wyrzucą go z drużyny, za to, że pragnie pieprzyć się z najbardziej znienawidzonym nauczycielem w szkole. Chociaż opuszczanie treningów też pewnie odegrałoby w tym jakąś rolę...

Harry westchnął ciężko i usiadł na łóżku.

To wszystko przez Snape'a! Ten tłustowłosy sukinsyn spieprzył mu życie! Nie daruje mu tego! Znajdzie jakiś sposób, żeby się na nim odegrać, a wtedy pożałuje każdego słowa, każdej złośliwości, każdego wrednego komentarza, jakimi obdarzał Harry'ego przez wszystkie te lata. Nikt nigdy nie wywoływał w nim takiej gorącej furii, jak Snape! Wystarczyło, że wypowiedział to nazwisko i wzbierała w nim wielka, niezmierzona fala nienawiści do tego wstrętnego drania! Na samą myśl o tym, że mógłby go kiedykolwiek pragnąć, miał ochotę się roześmiać. To było niedorzeczne!

Przed oczami Harry'ego pojawił się obraz czarnych, demonicznych oczu ze snu... Na samo ich wspomnienie zrobiło mu się gorąco, a na jego twarz wypełzły rumieńce.

To nie mógł być on.

Nie, to na pewno nie był on.

Poza tym, wspomnienie tego snu było tak niewyraźne, że po przebudzeniu Harry zastanawiał się, czy naprawdę mu się to przyśniło, czy może mu się tylko wydawało. Zresztą podobno każdy chłopak w jego wieku budzi się czasami w takim stanie... i nie ma znaczenia to, co mu się śniło... prawda?

Kroki na schodach przerwały rozmyślania Harry'ego. Spłoszony, szybko narzucił na siebie pelerynę niewidkę, ale był to tylko Ron, który wrócił ze śniadaniem. Harry zjadł w pośpiechu, a następnie ruszył na Transmutację w zakrywającej go szczelnie pelerynie ojca.

Nie mógł powiedzieć, że się nie denerwował przed pierwszą konfrontacją z innymi uczniami, ale postanowił nie dać im szansy na jakiekolwiek zaczepki. W momencie, kiedy na horyzoncie pojawiła się profesor McGonagall, Harry szybko zdjął pelerynę, schował ją do plecaka i odetchnął głęboko kilka razy, po czym wyskoczył zza rogu i wbiegł do klasy akurat w chwili, kiedy McGonagall zamykała drzwi za ostatnim uczniem. Nauczycielka spojrzała na niego zaskoczona, ale nie skomentowała jego nagłego przybycia. Natomiast wśród uczniów jego pojawienie się wywołało niemałą sensację. Wszyscy gapili się na niego i szeptali coś między sobą, zakrywając usta i co jakiś czas wybuchając śmiechem.

- Co to ma znaczyć? - ostry głos profesor McGonagall przerwał panujący w klasie szmer. - Koniec rozmów! Siadajcie i wyjmujcie książki.

Harry, po raz pierwszy w życiu był wdzięczny, że McGonagall była taka ostrą nauczycielką i nie tolerowała rozmów w klasie. Usiadł obok Rona i zaczął wykładać pomoce, starając się nie patrzeć na nikogo, a w szczególności w stronę stołów Ślizgonów. Wiedział, że gdyby Malfoy spróbował go czymś sprowokować, mógłby nie wytrzymać i zrobić coś bardzo głupiego. W pamięci wciąż miał przedstawienie, jakie ten kretyn odegrał wczoraj na korytarzu, a Ron powiedział mu, że podczas kolacji i śniadania Ślizgoni prześcigali się w wymyślaniu "zabawnych" piosenek o nim i o Snapie.

Harry nie chciał znać ich treści.

Podczas lekcji Gryfon zastanawiał się, w jaki sposób mógłby zrezygnować z lekcji Eliksirów. Prędzej umrze, niż pójdzie prosić o to Snape'a. Już nigdy nie chciał mieć z tym draniem nic wspólnego. Najlepiej by było, gdyby nigdy więcej nie musiał oglądać jego haczykowatego nosa i cienkich ust wykrzywionych w szyderczym uśmiechu.

Nie musi być Aurorem. Jest wiele innych zawodów, w których będzie się czuł znakomicie. Może zostanie zawodowym graczem w Quidditcha... Do tego na pewno nie będą mu potrzebne Eliksiry.

Kuksaniec, którym poczęstował go Ron, wyrwał go z zamyślenia. McGonagall patrzyła na niego z surowym wyrazem twarzy.

- Czy pan Potter mógłby przestać bujać w obłokach i wrócić do lekcji?

- Przepraszam - wymamrotał Harry, wbijając wzrok w ławkę. Wokół niego rozległy się złośliwe szepty:

- Potter, marzyłeś o tym, jak Snape cię posuwa? - był to głos Seamusa.

- Zamknij się! - syknął Harry. Seamus i Dean zaczęli chichotać, a Gryfon poczuł, że robi się czerwony.

Podczas ćwiczeń na ślimakach (uczniowie mieli transmutować je w ręczniki), Harry był całkowicie rozstrojony i nie mógł się na niczym skupić. Gwar, jaki towarzyszył ćwiczeniom praktycznym, był dla uczniów idealną okazją do rozmów i do Harry'ego co chwilę docierały różne wstrętne, świńskie komentarze. Ron i Hermiona zajęli miejsca po jego obu stronach, niczym osobista ochrona i odpierali jakiekolwiek zaczepki ze strony Gryfonów. Harry był im wdzięczny. Z każdą złośliwą uwagą, wygłoszoną przez jednego z jego byłych kolegów, chłopak czuł, jak narastała w nim frustracja. "Kochanek Snape'a", "Dziwka Snape'a" - to były tylko jedne z łagodniejszych określeń, którymi go obdarzano.