Выбрать главу

Starając się uspokoić trzepoczące w piersi serce przystanął przy drzwiach prowadzących do gabinetu Mistrza Eliksirów i zapukał. Po chwili usłyszał kroki, a krew zawrzała w nim z podniecenia.

Drzwi otworzyły się. Harry wstrzymał oddech.

Prawie zapomniał, jak piękne jest spojrzenie tych cudownych, czarnych oczu, które rozszerzyły się teraz w wyrazie zaskoczenia. Harry nie potrafił powstrzymać uśmiechu, który wypłynął mu na twarz. Snape spoglądał na niego przez chwilę, a widoczne na jego twarzy zdumienie szybko przerodziło się w niepokój. Brwi ściągnęły się, a zmarszczki na twarzy pogłębiły.

- Co ty tu robisz, Potter? - zapytał cierpko, widząc, że Harry najwyraźniej zamarł z maślanym uśmiechem na ustach i chwilowo nie jest w stanie mówić. - Nie powinieneś być jeszcze w szpitalu?

- Wyszedłem. - Harry nie był w stanie wydusić z siebie czegoś składniejszego. - Dzisiaj. Czy mogę... wejść? - zapytał nieśmiało.

Snape zmrużył oczy, ale odsunął się i wpuścił go do środka. Kiedy zamknął drzwi, Harry nie potrafił się już dłużej powstrzymywać. Gwałtownie dopadł do niego i przyparł go do drzwi, owijając ramiona wokół jego pasa. Z głośnym westchnieniem oparł głowę na otulonej w czarny materiał piersi i zamknął oczy. Przycisnął policzek do szorstkiego materiału i wyszeptał:

- Tęskniłem za tobą...

Westchnął jeszcze raz, wdychając cudowny aromat cynamonu i delikatnie wyczuwalną woń ziół. Przylgnął do szczupłego ciała jeszcze bardziej i usłyszał... bijące głośno serce.

- Czekałem na ciebie. Ale ty nie przyszedłeś. - Nie potrafił zapanować nad goryczą, która niepostrzeżenie wkradła się do jego głosu. - Dlaczego mnie nie odwiedziłeś?

Snape, który do tej pory był najwyraźniej całkowicie zaskoczony jego zachowaniem, spiął się i wyprostował, jednak nie próbował go odsunąć.

- Byłem zajęty, Potter - wycedził doskonale opanowanym głosem. - Zresztą, nie miałem ochoty przepychać się przez oblegające cię tłumy - dodał kwaśno.

Harry oderwał rozgrzany policzek od unoszącej się miarowo piersi mężczyzny i spojrzał w górę, na zaciśnięte w wąską kreskę usta, na blade, napięte oblicze, aksamitne, czarne włosy, okalające twarz i na ten cudowny, duży nos, który wydawał mu się najpiękniejszym nosem na świecie.

- Tak bardzo... za tobą tęskniłem, Severusie - powtórzył cicho, spoglądając głęboko w przypatrujące mu się uważnie oczy Mistrza Eliksirów, które na dźwięk jego imienia zapłonęły przez moment dziwnym blaskiem.

- Nie dramatyzuj, Potter - powiedział chłodno Snape. - Nie widziałeś mnie zaledwie przez tydzień. Nie licząc tych kilku dni, kiedy leżałeś nieprzytomny.

Harry'ego uderzyła nagła myśl. Zmarszczył brwi i odsunął się od mężczyzny, mierząc go przeszywającym, podejrzliwym spojrzeniem.

- Skąd wiesz, kiedy się obudziłem?

Zobaczył, że twarz Mistrza Eliksirów spochmurniała, jakby był zły sam na siebie.

Harry zrozumiał.

- Jednak byłeś! - Jego oczy rozbłysły, a na twarzy pojawił się radosny uśmiech. - Mogłeś mi powiedzieć.

Twarz nauczyciela przypominała teraz chmurę gradową.

- Skoro już muszę zaspokoić twoją ciekawość, Potter, to zanosiłem Pomfrey eliksiry - powiedział tak obojętnym tonem, na jaki go było stać, ale Harry był tak szczęśliwy, że nie uwierzył w ani jedno jego słowo. To znaczy w powody, które nim kierowały.

- Nie martw się, nikomu nie powiem - wyszeptał żarliwie, nie próbując nawet zmusić swoich ust, żeby przestały się szczerzyć.

- Czyżby Pomfrey napoiła cię jakimś wywarem rozśmieszającym, Potter? - warknął Mistrz Eliksirów. Harry nie zwrócił uwagi na zgryźliwy ton nauczyciela.

Przypomniał sobie, dlaczego tutaj przyszedł. Podziękować mu.

Uśmiech powoli znikł z twarzy chłopca. Snape zmarszczył brwi. Harry westchnął głęboko i wyciągnąwszy rękę, złapał smukłą dłoń Mistrza Eliksirów. Uniósł ją i z namaszczeniem przyłożył do swojego policzka, wtulając w nią twarz i zamykając na chwilę oczy. Dotyk chłodnych palców posłał przyjemny dreszcz wzdłuż jego ciała.

- Dziękuję ci - powiedział cicho, pocierając policzkiem wnętrze dłoni - za uratowanie mi życia. Otworzył oczy i spojrzał na twarz Snape'a, która w tej chwili wyrażała jedynie głęboką konsternację. - Ja... niewiele pamiętam, ale Ron i Hermiona mówili mi, że nie mogłem oddychać, a ty... użyłeś jakiegoś zaklęcia uzdrawiającego... i mnie ocaliłeś. - Oderwał dłoń od policzka i przyłożył do swoich ust, wciąż nie spuszczając wzroku z twarzy mężczyzny i przyglądających mu się z uwagą ciemnych oczu, w których dostrzegł iskierkę nieokreślonej emocji. - Dziękuje ci - wyszeptał, spuszczając wzrok i całując delikatnie długie, smukłe palce.

Niezwykle przyjemne, ciepłe uczucie zalało jego serce. Nieważne, co było wcześniej. Nieważne, jak bardzo został zraniony. Wszystko stało się takie bez znaczenia. Teraz miał dowód, że Snape'owi na nim zależy. Uratował go. To wymazywało wszystkie jego winy. I nawet, jeżeli Snape nadal będzie go źle traktował, jeżeli nadal będzie go ranił, żadna z tych ran już nie zagłębi się w jego sercu, ponieważ teraz otaczała je niezwykle silna bariera wiary i świadomości, że Severusowi zależy na nim. Że naprawdę mu zależy.

Ta wiedza dawała Harry'emu siłę, aby rozpocząć długą i żmudną wspinaczkę na otaczające serce Snape'a zimne, nieprzystępne mury. A może kiedyś pomoże mu nawet rozbić te mury? Kiedy on sam stanie się silniejszy i twardszy...

Ucałował jeszcze raz chłodną dłoń i kiedy w końcu ją wypuścił, poczuł, jak dotyka jego podbródka i unosi jego twarz w górę. Jego spojrzenie napotkało błyszczące dziwnym blaskiem oczy Mistrze Eliksirów. Usłyszał wypowiadane cichym, łagodnym szeptem słowa:

- Nie ma za co, panie Potter.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się, a uśmiech ponownie powrócił na jego twarz. Snape cofnął dłoń i wyprostował się.

- Ale zrób mi tę przysługę i przestań się tak głupkowato uśmiechać, bo obawiam się, że mój wzrok już dłużej tego nie wytrzyma - dodał kwaśno mężczyzna i Harry pomyślał, że jeszcze nigdy w życiu szyderczy komentarz Mistrza Eliksirów nie wydał mu się tak... uroczy.

* * *

- Jak się czujesz, Harry? - zapytała Hermiona, kiedy spotkał się z nią i Ronem przed wejściem do Wielkiej Sali.

- W porządku - odparł, wzruszając ramionami.

Od napaści Hermiona zachowywała się gorzej niż pani Weasley. Matkowała mu, chuchała na niego i ciągle pytała o jego samopoczucie, wciąż przypominając, że według niej, powinien przeleżeć w szpitalu jeszcze kilka dni. Na szczęście Ron stawał w jego obronie, co prawie zawsze kończyło się zwyczajową kłótnią.

"Oni nigdy się nie zmienią" - pomyślał z ciepłym uczuciem w sercu.

Już teraz planował, jakim sposobem mógłby wyrwać się spod ich skrzydeł. Harry tak bardzo chciał dłużej porozmawiać z Severusem, a wcześniej nie mógł tego zrobić, ponieważ musiał szybko wyjść, gdyż czekali na niego przyjaciele. Nie zdążył się nim nacieszyć. Dlatego męczył go tak długo, aż ten w końcu zgodził się, aby chłopak wpadł do niego wieczorem, ale pod warunkiem, że nikt go nie zobaczy. To nie było trudne. Harry miał pelerynę niewidkę. O wiele trudniejsze było oszukanie przyjaciół, którzy, najwidoczniej, postanowili nie spuszczać go z oczu nawet na chwilę, jakby się bali, że Harry zostanie napadnięty za pierwszym zakrętem.

- Jesteś zdenerwowany, Harry? - zapytała Hermiona, odrywając go od tych rozmyślań.

- Co? Nie. Dlaczego? - wymamrotał, nieco zaskoczony.

- Przestań go zamęczać! - warknął na nią Ron. Hermiona nabrała powietrza, jakby chciała mu coś odpowiedzieć, ale rudzielec złapał przyjaciela za ramię i pociągnął za sobą do Wielkiej Sali.