Выбрать главу

Czuł bijące miarowo serce Severusa i słyszał jego głęboki, spokojny oddech. Cieszył się, że nadal mógł się do niego przytulać. Że udało mu się przebić na tyle, że Snape nigdy go już od siebie nie odsuwał. Nadal nie odwzajemniał jego uścisku, ale przynajmniej pozwolił Harry'emu tulić się do siebie i czerpać z tego tyle, ile będzie chciał. Nawet we wzburzeniu i gniewie.

Gryfon uśmiechnął się do siebie. Poczuł napływający spokój, który rozgrzewał jego serce, dając mu nadzieję, że swoim ciepłem uda mu się roztopić tę barierę.

To była chwila doskonała.

Nagle, w tą ciepłą, otulającą ich ciszę, wkradł się mroźny wiatr. Serce Severusa zabiło mocniej, oddech przyspieszył, a z ust wyrwał mu się syk.

Harry poderwał głowę zaskoczony i spojrzał na wykrzywioną bólem twarz mężczyzny.

- Co się st... - nie zdążył dokończyć pytania, kiedy poczuł na ramieniu żelazny uścisk dłoni i został odepchnięty z taką siłą, że potknął się i omal nie upadł. Krzyknął, zachwiał się i syknął z bólu, kiedy uderzył łydką o stojący za nim fotel. Kiedy odzyskał równowagę, spojrzał zdumiony na Severusa.

Mężczyzna trzymał się za lewe przedramię, a jego twarz była ściągnięta z wysiłku. Wyglądał, jakby z czymś walczył.

Natychmiast zrozumiał.

- To Voldemort? - zapytał łamiącym się głosem. - Prawda?

Snape podniósł głowę. Ujrzawszy jego pociemniałe spojrzenie, Harry zadrżał.

- Zejdź mi z oczu, Potter - warknął głosem zimniejszym, niż zbocza góry lodowej. Jego oczy ciskały pioruny, a napięta twarz wyrażała jedynie wściekłość. Harry nie potrafił się poruszyć. Stał i gapił się, czując, jak lodowaty podmuch niszczy żarzące się w jego wnętrzu ciepło, które tak usilnie starał się podtrzymywać.

- Nie dość, że jesteś głupi, to na dodatek głuchy! - Słowa uderzyły wraz z gromem. W oczach mężczyzny czaiło się coś groźnego, mrocznego i niebezpiecznego. Harry zadrżał ponownie i cofnął się. Wszystko wokół zdawało się pogrążać w mroku.

- Nie słyszałeś, Potter? Wynoś się stąd! - Ziejąca w czarnych tunelach nienawiść sprawiła, że nogi ugięły się pod Harrym. Chciał odwrócić się i uciec, ale zamiast tego wpadł na fotel i osunął się na niego, wpatrując się przerażonym wzrokiem w szalejącą w ciemnych oczach wichurę wściekłości i nienawiści. Mistrz Eliksirów przypadł do niego i jednym szarpnięciem postawił go na nogi. Długie palce zacisnęły się na ramieniu Harry'ego niczym szpony, wbijając się boleśnie w jego ciało i Gryfon został na wpół zaciągnięty, na wpół dowleczony do drzwi prowadzących na korytarz. Snape wyrzucił go za nie z taką siłą, że ledwie zdołał utrzymać się na nogach. Uderzył o przeciwległą ścianę, a drzwi trzasnęły, zanim zdążył odzyskać równowagę i odwrócić się.

Przez kilka chwil stał tylko i wpatrywał się w nie, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji, przerażony i zaskoczony. Jego ramię pulsowało boleśnie w miejscu, w którym złapał go Snape.

Przypomniał sobie wymierzone w siebie, płonące nienawiścią spojrzenie.

Mroźny wiatr zdmuchnął ostatnią, żarzącą się w nim iskierkę ciepła. Ogarnął go chłód.

Tym dotkliwszy, że nie było w tej chwili już niczego, co mogłoby go ogrzać...

...i co mogłoby stopić lód.

* "Show some emotion" by Celine Dion

--- rozdział 16 ---

16. The nightmare.

Crawling in my skin

These wounds they will not heal

Fear is how I fall

Confusing what is real

Harry spojrzał na trzymany w ręku klejnot. Był środek nocy, a on leżał w łóżku i ciągle nie mógł zasnąć.

Nie potrafił zrozumieć Severusa. I chyba nigdy mu się to nie uda.

Czasami Snape był dla niego całkiem miły, pozwalał mu się do siebie przytulać, nie patrzył na niego z odrazą i, najwyraźniej, obecność Harry'ego sprawiała, że na chwilę stawał się nieco... delikatniejszy. Ale już chwilę później wszystko mogło się zmienić. Tak zupełnie nagle. Potrafił w jednym momencie wpaść w taki szał, że wydawało się, iż zupełnie nie panował nad tym, co robił. Krzywdził i ranił.

Harry zamknął oczy i zadrżał na wspomnienie nieokiełznanej nienawiści, którą zobaczył w oczach Severusa. Mistrz Eliksirów patrzył na niego takim wzrokiem, jakby Harry był jego największym wrogiem, jakby był winny całego zła, wszystkiego, co go w życiu spotkało. Chłopiec nie potrafił zrozumieć, dlaczego. Co było z nim nie tak? Przecież nic nie zrobił...

Snape najwyraźniej dostał wezwanie od Voldemorta wtedy, kiedy Harry się do niego przytulał. Ale dlaczego po tym wydarzeniu wpadł w taką wściekłość? Jakby nagle znienawidził Harry'ego i nie chciał mieć z nim nic wspólnego, jakby Gryfon był czemuś winny. Ale czemu?

Harry zacisnął kamień w dłoni i zamknął oczy, a następnie wysłał wiadomość, podobnie, jak robił to każdego wieczoru, od kiedy otrzymał od niego klejnot:

Dobranoc, Severusie.

To niewiele i, prawdopodobnie, nie da nic, poza rozwścieczeniem Snape’a, że Harry znowu używa kamienia bez potrzeby. Ale musiał to zrobić. Chociaż w ten sposób może dać mu znak, że wciąż jest w pobliżu i myśli o nim. I nie przestanie... cokolwiek by się stało.

* * *

Harry z niecierpliwością wyczekiwał poniedziałkowej lekcji eliksirów i spotkania ze Snape'em. Jednak bardzo się rozczarował. Mistrz Eliksirów traktował go wyjątkowo źle i zdawał się być w bardzo podłym humorze.

Harry nie mógł być tego pewny, ale uważał, że to wina Voldemorta. Może zaczął podejrzewać, że Snape jest szpiegiem? Albo był na niego zły, że nie wykonał jakiegoś zadania? Severus do tej pory nigdy nie wspominał o swojej drugiej pracy, a Harry nigdy nie odważyłby się go o to zapytać, ale płonąca w nim ciekawość nie dawała mu spokoju i wciąż podsyłała nowe, coraz bardziej nieprawdopodobne rozwiązania.

Był tak zamyślony, że całkowicie spartaczył swój eliksir, za co został potraktowany wyjątkowo złośliwym komentarzem i utratą punktów. Jakby Snape nie rozumiał, że Harry może mieć zaległości, jakby w ogóle go to nie interesowało. Kazał mu się nauczyć na następną lekcję wszystkiego, co przerobili, kiedy był nieobecny. Snape był tego dnia wredny dla wszystkich, łącznie ze Ślizgonami, ale dla Harry'ego chyba najbardziej. Chłopak obiecał sobie, że nie zrobi już niczego, co mogłoby rzucić na niego i Snape'a jakiekolwiek podejrzenia. Przysiągł, że będzie się zachowywał tak, jakby nic go to nie obchodziło, ale to nie było takie łatwe. Nie, kiedy Snape stał nad nim i wymyślał mu od tępych, aroganckich pyszałków, którzy myślą, że cały świat kręci się wokół nich i będzie podporządkowywał się ich niekompetencji i wybujałemu mniemaniu o sobie. Powinien już dawno opanować lekcje, na których był nieobecny, bo nikt nie będzie na niego czekał i prowadził go za rączkę, nawet, jeżeli jest Złotym Chłopcem i w swoim zarozumialstwie stawia się ponad innymi, uważa, że jest od nich lepszy i przysługują mu inne prawa.

Harry siedział przez cały czas ze wzrokiem wbitym w swój kociołek i zaciskał pięści tak bardzo, aż mu zbielały kostki, a paznokcie wbiły się boleśnie w skórę. Zajadłość, z jaką Snape wypominał mu to wszystko, była tak wielka, iż Harry zaczął się poważnie zastanawiać, czy to było tylko grą, czy też mówił całkowicie poważnie.

Na grę, bynajmniej, to nie wyglądało...

Po zakończonej lekcji był naprawdę dumny z siebie, że udało mu się wytrzymać. Wiedział, czemu to zawdzięcza. Wciąż powtarzanym sobie w duchu słowom: "On mnie uratował. Zależy mu na mnie. Nieważne, co mówi i robi. Ja wiem, że mu na mnie zależy."