- Jestem taki spragniony, przyjaciele... Ucztę czas zacząć.
Harry chciał krzyczeć, ale krew wdarła się do jego ust, zajęła przełyk, zalała tchawicę. Rozpaczliwie próbował złapać oddech. Jego ciałem wstrząsnęły drgawki i upadł na plecy, szarpiąc się i rzucając. Jednak nie był w stanie obronić się przed zalewającym go morzem krwi.
Ostatnim tchnieniem pogrążonej w agonii świadomości poczuł, że jego ręce chwyciły coś. Przyciągnął to do siebie, chcąc zakryć swoją twarz. Odgłos rozdzierającej się tkaniny wyciągnął go z topieli. Zaczerpnął ze świstem powietrze, które wdarło się do jego obolałych płuc i przyniosło ukojenie. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą sklepienie łóżka. W rękach trzymał rozerwaną zasłonę otaczającą jego posłanie. Z trudem oddychał upragnionym powietrzem, leżąc przez chwilę w ciszy, czekając, aż szarpiące nim nerwy nieco się uspokoją, a umysł zacznie działać.
To był sen.
Nie odetchnął jednak z ulgą. Dyszał ciężko, a pot spływał mu po drżącym ciele. Przed jego oczami wciąż wirowały białe maski i rozkoszująca się jego cierpieniem twarz Voldemorta, a w uszach dzwonił okrutny, rozrywający głowę śmiech. Gardło blokowało coś ogromnego, kwaśnego i gorzkiego.
W pomieszczeniu było już jasno, musiał być poranek, ale oczy Harry'ego widziały tylko zalewającą jego ciało krew. Spojrzał na swoje ręce, ale jej nie dostrzegł. Jednak wcale go to nie uspokoiło. Dlaczego miał wrażenie, że ona wciąż tam jest, tylko, że niewidoczna?
Zerwał się z łóżka. Jego ciałem wstrząsały dreszcze, było mu niedobrze. Kiedy wyprostował się do pozycji siedzącej, jego żołądek gwałtownie zaprotestował. Targnęły nim torsje. Zasłonił szybko usta. W gardle poczuł ohydny, gorzki smak wymiocin. Udało mu się je powstrzymać, ale wiedział, że nie na długo. Szybko wrzucił na siebie ubranie, byle jak, tyłem na przód. Neville i Ron jeszcze spali, pogrążeni w swoich przyjemnych, słodkich snach, kiedy Harry wybiegł z dormitorium i pobiegł do łazienki. Zdążył w ostatniej chwili, pochylił się nad umywalką i zwymiotował. Kiedy skończył, miał wrażenie, że w jego wciąż atakowanym gwałtownymi skurczami żołądku nie pozostało zupełnie nic, jedynie piekąca, raniąca jego przełyk żółć, którą zwymiotował na samym końcu. Wycieńczony, przepłukał gardło chłodną wodą i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Przeraził się. Jego twarz była blada jak papier, oczy podkrążone i zaczerwienione, wargi sine. Na jego policzkach lśniły łzy. Włosy, przepocone i potargane, sterczały na wszystkie strony. Całym ciałem wstrząsały niekontrolowane dreszcze. Miał wrażenie, że jego wygląd idealnie dopasował się do tego, jak się teraz czuł. Był tak osłabiony, że z trudem utrzymywał się na uginających się pod nim nogach.
W pierwszej chwili pomyślał, żeby pójść do skrzydła szpitalnego, ale był niemal pewien, że Pomfrey od razu wepchnęłaby go do łóżka i trzymała w nim przez tydzień. Wtedy pomyślał o kimś innym, kto mógłby mu pomóc, ponieważ posiadał bardzo wiele eliksirów uzdrawiających. Harry nie mógł iść na lekcje w takim stanie, a kolejne nieobecności wcale by mu nie pomogły w nadrobieniu zaległości. Poza tym, wolał się czymś zająć. Bał się, że gdyby został sam, zmuszony do spędzenia tego dnia w łóżku, przerażające wspomnienia snu powróciłyby i ponownie go zalały, odbierając mu dech w piersi i zdrowe zmysły. A tego bał się najbardziej. Dlatego nie namyślając się długo, wyciągnął z kieszeni kamień, zacisnął go w dłoni, zamknął oczy i pomyślał:
Potrzebuję eliksiru uspokajającego. Bardzo cię proszę, czy mógłbyś mi go dać? Jak najszybciej. To bardzo ważne. Proszę.
Nie wiedział, czy Snape mu odpowie. Powoli zaczął tracić nadzieję, że Mistrz Eliksirów w ogóle odczytuje jego wiadomości, ale warto było spróbować.
v
Jednak, kiedy chował klejnot z powrotem do kieszeni, poczuł nagle emanujące z niego ciepło, które niemal sparzyło mu dłoń. Zaskoczony tak szybką reakcją, przysunął kamień do oczu i odczytał:
Przyjdź do mojego gabinetu. Teraz.
Zamrugał kilka razy, całkowicie zaskoczony szybkością, z jaką otrzymał odpowiedź. Odetchnął z ulgą i drżącą dłonią wsadził kamień z powrotem do kieszeni. Szybko opłukał twarz zimną wodą i pospiesznie ruszył w kierunku lochów.
Zamek był jeszcze cichy i opustoszały o tak wczesnej porze, tak więc Harry bez przeszkód dotarł pod drzwi gabinetu Mistrza Eliksirów. Nie zdążył nawet zapukać, kiedy otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Snape. Na widok stanu, w jakim znajdował się Harry, jego brwi uniosły się, a oczy rozszerzyły. Powstrzymał się jednak od jakiejkolwiek uwagi, odsunął się bez słowa i wpuścił go do środka.
Harry bardzo starał się nie drżeć, ale nie wychodziło mu to. Wciąż oddychał ciężko i płytko, nadal był blady. Wiedział, że musi wyglądać jak siedem nieszczęść, ale nie miał ochoty o tym rozmawiać. Snape otwierał już usta, jakby chciał zapytać, co się stało, ale Harry był szybszy:
- Naprawdę potrzebuję tego eliksiru - powiedział zdecydowanym, choć nieco drżącym głosem. - Nie mam teraz ochoty się tłumaczyć. Dasz mi go?
Sam był zaskoczony ostrością w swoim głosie. Snape zmarszczył brwi.
- Zaczekaj tu, Potter - rzucił surowo, po czym podszedł do jednej z półek. Po chwili wrócił z niewielką fiolką w ręku. Płyn miał ciepłą, różową barwę. - Nie więcej niż jeden łyk - powiedział i podał go Harry'emu, który wymamrotał podziękowania, wyciągnął korek i bez namysłu wziął dwa łyki. Znał dawkowanie. Wiedział, że w stanie, w jakim się znajdował, jeden by nie wystarczył.
Płyn był słodki i ciepły. Wlał się do jego gardła, prawie natychmiast przynosząc ukojenie jego nerwom i dygoczącemu ciału. Zaczął się rozluźniać, a kłopoty i zmartwienia powoli rozpływały się, roztapiały w przyjemnym cieple. Krew ze snu, którą przez cały czas miał przed oczami, znikła. Odetchnął, wciągając powietrze głęboko w płuca. Poczuł, że jego twarz nabiera rumieńców, powoli przestawał drżeć. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że Mistrz Eliksirów przygląda mu się z namysłem, spod przymrużonych powiek.
Harry spuścił wzrok, odchrząkując z zakłopotaniem.
- Dziękuję - powtórzył cicho. - Czy mógłbyś dać mi też... Eliksir Bezsennego Snu? - zapytał, podnosząc wzrok z powrotem na mężczyznę. W oczach Mistrza Eliksirów zabłysło zrozumienie. Harry zagryzł wargę i ponownie spuścił wzrok.
- Przyjdź wieczorem, Potter, to go dostaniesz. Po kolacji - powiedział sucho mężczyzna. Harry pokiwał głową i wyciągnął butelkę w stronę Severusa. - Zatrzymaj to. Może ci się jeszcze przydać - rzekł Snape.
Gryfon ponownie skinął głową.