Westchnął ciężko i oparł się o ścianę. Zamknął oczy, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli.
Nie chce umrzeć... Nie jest na to gotowy. Cały czarodziejski świat nie potrafi pokonać Voldemorta, dlaczego jemu miałoby się to udać? Dlatego, że ma bliznę na czole? Tak, wszyscy tego od niego oczekiwali... Do tej pory poświęcał wszystko, żeby z nim walczyć, ale był już tak bardzo zmęczony... Śmierć Syriusza tylko to przypieczętowała. Nigdy nie zdoła go pokonać. Nic nie potrafił. Był tylko chłopcem. Jak mógłby walczyć z kimś, kogo nie dało się zabić? Dlaczego nie mógł być normalnym nastolatkiem i żyć jak inni? Dlaczego to na jego barkach spoczywał ten ciężar? Dumbledore starał się go przed tym chronić, ale dyrektor sam ostatnio wyglądał, jakby potrzebował pomocy. Jego też to przygniatało, a był przecież jedyną osoba, której Voldemort się bał. Jak on, Harry, miałby się z nim zmierzyć?
Chciał po prostu... żyć. Chciał być z Severusem. Nie martwić się wojną, atakami, swoim przeznaczeniem. Chciał być szczęśliwy... ale jego los był już od dawna przesądzony... tylko dlatego, że miał bliznę na czole.
Odetchnął, otwierając oczy i spoglądając w sklepienie. Po chwili zamknął je ponownie.
Ale zrobi to. Musi. Nie ma innego wyjścia. To jego obowiązek. Zrobi to, skoro wszyscy tego od niego oczekują... pójdzie na wojnę, będzie walczył, chociaż nie wiedział, jak... Być może zginie... Ale jeszcze nie teraz. Nie teraz.
Pod jego powiekami pojawił się obraz surowej, wykrzywionej kpiącym uśmiechem twarzy. Czarne oczy patrzyły na niego z pragnieniem. W jego serce wlał się spokój.
Jeszcze nie teraz...
* * *
Drzwi otworzyły się pod dotykiem dłoni Harry'ego. Wszedł ostrożnie do gabinetu, ale pomieszczenie okazało się puste. Domyślając się, że Snape czeka na niego w prywatnych komnatach, ruszył dalej. Tym razem drzwi nie otworzyły się same. Musiał zapukać. Kiedy Mistrz Eliksirów wpuścił go do środka, Harry zdał sobie sprawę, że jest tak zdenerwowany, że nie wie, co powiedzieć. Czy ten człowiek już zawsze będzie tak na niego działał?
Odchrząknął i odezwał się cicho:
- Ja... przyszedłem po eliksir.
Snape obrzucił go surowym spojrzeniem. Z wyrazu jego twarzy można było wyczytać, iż najwyraźniej w ostatniej chwili powstrzymał się od złośliwego komentarza.
- Zaczekaj - rzucił i podszedł do jednej z półek. Po chwili wrócił, trzymając w ręku niewielką fiolkę. - Dam ci to, ale tym razem nie wolno ci wypić więcej, niż jeden mały łyk tuż przed snem. Zresztą, chyba sam powinieneś o tym już wiedzieć.
Gryfon pokiwał głową. Znał dawkowanie, przerabiali to niedawno. Wziął butelkę i wymamrotał podziękowanie. Snape przypatrywał mu się z uwagą, ale Harry nie potrafił spojrzeć mu w twarz. Wciąż nie był pewien, na co może sobie pozwolić. Tak bardzo chciałby zostać i z nim porozmawiać... ale skąd mógł wiedzieć, czy Snape też tego chce? Może nie życzy sobie jego obecności? A przecież nie mógł zapytać wprost. Wolał niepewność od odmowy. Mniej bolała.
Odwrócił się z westchnieniem, żeby wyjść, ale kiedy dotknął klamki, dobiegł go niski głos Mistrza Eliksirów:
- Dokąd to, Potter? Siadaj.
Zabrzmiało, jak rozkaz, więc Harry cofnął dłoń i odwrócił się. Poczuł ulgę. Snape chciał, żeby został. To był pierwszy, dobry znak. Powoli podszedł do czarnego fotela i usiadł przy płonącym kominku. Severus zajął miejsce w drugim fotelu i przez kilka chwil patrzył w ogień. Jedynym panującym w pomieszczeniu dźwiękiem był cichy trzask płonących drewien. W końcu mężczyzna odwrócił głowę w stronę Harry'ego i zapytał spokojnym, niezwykle łagodnym głosem:
- Co ci się śniło, Potter?
Gryfon wzdrygnął się, zbladł i spojrzał na mężczyznę z przestrachem. Znowu ujrzał krew. W jego głowie odbiły się echem słowa:
Tym razem nikt cię nie uratuje, Potter.
Głos Severusa. Zimny, nieczuły, odległy. Obcy.
Widząc, że Snape mruży oczy, Harry szybko odwrócił głowę i spojrzał w ogień.
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedział, z trudem panując nad drżeniem głosu.
- Potter... - zaczął mężczyzna, ale Harry szybko mu przerwał, rozpaczliwie pragnąc zmienić temat.
- Jak ci minął dzień, Severusie? - zapytał, starając się, by jego głos brzmiał obojętnie. Snape zamknął usta, zamyślił się, jakby zastanawiając, czy kontynuować przesłuchiwanie Harry'ego, ale najwyraźniej zrezygnował, ponieważ po chwili milczenia powiedział:
- Cudownie. Dzięki mnie Gryffindor spadł w końcu z trzeciego miejsca na czwarte w Pucharze Domów.
Sarkazm emanujący z jego głosu był wręcz namacalny. Harry skrzywił się.
- Gratulacje - odparł bez namysłu. - Myślałem, że "dzięki tobie" już od dawna byliśmy na ostatnim miejscu.
Snape zamrugał. Harry zrozumiał, co powiedział, i natychmiast spuścił wzrok, zakłopotany, ale jednocześnie poczuł także zadowolenie, że udało mu się zaskoczyć mężczyznę. W jego głowie pojawiła się dziwna myśl, że odkąd zaczął dłużej z nim przebywać, sam robił się coraz bardziej ironiczny i wygadany. W końcu musiał jakoś bronić się przed jego atakami. Strach i złość, które towarzyszyły mu przez ostatnie dwa dni, zaczęły wypływać teraz z niego i nie potrafił ich powstrzymać.
- Może mógłbyś przyznać nam kiedyś chociaż jeden punkt? Zapisałbyś się w historii szkoły. Nie chciałbyś? - kontynuował, balansując na niezwykle chwiejnej i niestabilnej fali, z której mógł w każdej chwili runąć w ciemne odmęty. - Może Neville dostałby przy okazji zawału? W końcu udałoby ci się dopiąć swego. - Ugryzł się w język dopiero, kiedy zobaczył niebezpiecznie groźne spojrzenie, które wbił w niego Mistrz Eliksirów.
- Uważaj, Potter. Nie zapominaj, z kim rozmawiasz - wycedził, sztyletując go wzrokiem.
Harry spojrzał w ogień i zarumienił się. Wzburzone fale wygładziły się, a groźba zatonięcia została odsunięta.
- Przepraszam - wymamrotał. - To przez to, że ostatnio... - zawahał się, przełknął ślinę i westchnął. Nie chciał już owijać w bawełnę, miał dosyć gier i podchodów. Czas wyłożyć karty na stół. - Dlaczego tak mnie traktujesz? - zapytał wprost, spoglądając na Snape'a. - Przez dwa dni czekałem na jakąkolwiek wiadomość, ale ty postanowiłeś mnie ignorować. Dlaczego?
Mistrz Eliksirów zacisnął usta i zmarszczył brwi. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. W końcu rzekł suchym, spokojnym głosem, ważąc każde słowo:
- Miałem swoje powody, Potter.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał!
- Ty zawsze masz swoje powody! - wybuchnął. - A ja wciąż nic nie rozumiem! Nigdy nie wiem, na co mogę sobie pozwolić. Nie wiem, jak zareagujesz. Nie wiem nawet, czy mogę się teraz do ciebie przytulić i czy mnie nie odepchniesz. - Jego głos załamał się. Zagryzł wargę i wbił wzrok w ogień. Po chwili do jego uszu dobiegł niski, chłodny głos:
- Nie dowiesz się... dopóki nie spróbujesz.
Harry spojrzał na Snape'a. Serce tłukło mu się w piersi, a w uszach szumiało, ale powoli sens tych słów przedarł się do jego umysłu. Sam był zaskoczony wnioskami, które wysnuł. Czyżby Snape właśnie... przyznał, że chce, aby Harry się do niego przytulił? Tak właśnie to zabrzmiało.
Podjął decyzję. Wstał, podszedł do Severusa i, wciąż trochę niepewny, usiadł bokiem na jego kolanach. Objął go za szyję, wtulił twarz w jego obojczyk i westchnął ciężko. Nie został zepchnięty, odsunięty, ani zwymyślany. Poczuł, że ciało Snape'a napięło się. Słyszał jego przyspieszony oddech. Był tak blisko... Kiedy się w niego wtulał, jego serce uspokajało się. Czuł się bezpieczny. Dla takich chwil warto było walczyć.