Выбрать главу

Był pewien, że nie będzie teraz w stanie spojrzeć Snape'owi w twarz. Nie, kiedy on wie o wszystkim. Nie czuł się na siłach. Przynajmniej na razie.

Dlatego też, kiedy Ron i Neville wstali, powiedział im, że źle się czuje i nie pójdzie na śniadanie. Przedpołudnie spędził na leżeniu w łóżku i rozpamiętywaniu wszystkiego, co powiedział Snape'owi. Kiedy usłyszał na schodach kroki, udał, że śpi. Hermiona, która zaniepokojona przyszła zobaczyć, jak się czuje, oraz Ron, zostawili go w spokoju i poszli na obiad. Harry i tak nie był głodny. Bolał go tyłek i przez cały dzień było mu tak niedobrze, że co jakiś czas musiał biegać do łazienki.

Po obiedzie, zanim jeszcze przyjaciele wrócili do wieży, Harry poczuł ciepło w kieszeni. Jego serce zabiło mocniej. Czego Snape mógł od niego chcieć? Zdenerwowany, wyjął kamień i odczytał wiadomość:

Potter! Dlaczego nie zjawiasz się na posiłkach? Jeżeli nie przyjdziesz na kolację, to sam po ciebie pójdę!

Wpatrywał się w kamień szeroko otwartymi oczyma, jakby nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Od kiedy to Snape'owi zależy na tym, żeby Harry jadał posiłki?

Jednak zanim wrócili przyjaciele, był już na nogach. Wyjaśnił, że czuje się lepiej i poprosił, żeby się nie martwili. Popołudnie spędził na graniu z Ronem w Eksplodującego Durnia i wysłuchiwaniu narzekań Hermiony, że zamiast tracić czas na zabawę, powinien nadrabiać zaległości, bo jeszcze sporo mu brakuje. Ostatnim, o czym Harry mógł myśleć, była nauka. I tak nie byłby w stanie się na niej skupić. Może jutro, kiedy przestaną go nękać rozbrzmiewające mu echem w głowie słowa:

Nie marzyłeś o moim dotyku, nie śniłeś o moich oczach, nie myślałeś o mnie przez cały czas!

Harry poszedł na kolacje, ale był tak zdenerwowany, że ledwie cokolwiek przełknął. Żołądek ściskał mu wstyd i zakłopotanie. Czuł wbijające się w niego spojrzenie Snape'a, ale nie był w stanie na nie odpowiedzieć. Siedział tylko cicho, wbijając wzrok w talerz i rozgrzebując widelcem ziemniaki.

- Co ci jest, Harry? Dlaczego nic nie jesz? Znowu się źle czujesz? - zapytała w końcu Hermiona, tracąc cierpliwość.

- Chyba się czymś zatrułem - wymamrotał Gryfon.

- To powinieneś powiedzieć o tym pani Pomfrey - zaproponowała, zaniepokojona.

- Świetny pomysł, Hermiono - wypalił Harry. - Tak właśnie zrobię. - I zanim zdumiona Gryfonka zdążyła zareagować, wstał i pospiesznie wyszedł z Wielkiej Sali. Na korytarzu nareszcie mógł odetchnąć z ulgą. Spojrzenie Snape'a niemal wypaliło mu dziurę w plecach.

Nie poszedł do skrzydła szpitalnego. Ruszył do dormitorium, a przyjaciołom skłamał, że to nic poważnego, dostał eliksir i już mu lepiej.

Harry unikał Snape'a przez cały weekend. Jednak wstyd i niemożność spojrzenia mężczyźnie w oczy nie sprawiły, że zapominał o wysyłaniu mu co noc wiadomości:

Dobranoc, Severusie.

Poniedziałkowa lekcja była dla Harry'ego katorgą. Do jego głowy znowu zakradła się myśl, żeby udać chorego i na nią nie pójść, ale przypomniawszy sobie, jak skończyło się to ostatnio, szybko odrzucił ten pomysł.

Przez całą lekcję nie spojrzał na Severusa ani razu. Starał się zapomnieć o jego istnieniu i skoncentrował swoje myśli na przygotowywanie eliksiru. Był tak bardzo na tym skupiony, że po raz pierwszy udało mu się przyrządzić go poprawnie. Tylko jeden incydent zakłócił jego intensywną pracę: emanujące z kieszeni ciepło, które poczuł nagle, w środku zajęć. Serce natychmiast podskoczyło mu do gardła i mało brakowało, a zamiast kilku kropel wywaru z miłorzębu, dodałby całą butelkę. Przez kilka chwil nie mógł się zdecydować, czy zareagować i przeczytać wiadomość, czy ją zignorować i pracować dalej. Dopiero, kiedy kamień zaczął parzyć go tak bardzo, że nie mógł już wytrzymać, sięgnął do kieszeni i rozejrzawszy się uprzednio, czy nikt mu się nie przygląda, przysunął go do oczu i szybko odczytał:

Przestań mnie ignorować, Potter, i spójrz na mnie!

Harry siedział przez chwilę jak sparaliżowany, walcząc ze sobą i nie wiedząc, co powinien zrobić. Czuł, że Snape mu się przygląda i czeka na jego reakcję, ale Gryfon nie potrafił zmusić się do spojrzenia mu w oczy. Chciał po prostu, żeby Snape dał mu spokój. Już wystarczająco się przed nim upokorzył. Zamknął oczy i odesłał mu:

Nie potrafię i ty doskonale wiesz, dlaczego.

Zanim zdążył schować kamień, otrzymał kolejną wiadomość:

Porozmawiamy o tym wieczorem, Potter. Przyjdź do mojego gabinetu po kolacji.

Harry szybko schował klejnot i powrócił do przygotowywania eliksiru. Nie musiał nad tym myśleć. Był pewien, że nie pójdzie. W ogóle sobie tego nie wyobrażał. Jak miałby teraz normalnie z nim rozmawiać? Czuł się tak, jak po incydencie z wypiciem Desideria Intima. Wtedy też nie był w stanie na niego patrzeć, a tym bardziej, rozmawiać. Ale wtedy to była wina Snape'a. Teraz Harry znalazł się w takim położeniu na własne życzenie, a to było o wiele gorsze.

Nie! Snape może się na niego zdenerwować, ale on nie pójdzie. Musi go zrozumieć!

* * *

Pół godziny po kolacji, kiedy Harry uczył się wraz z Ronem i Hermioną w Pokoju Wspólnym, poczuł ciepło w kieszeni. Starając się uspokoić bijące zdradliwie ze zdenerwowania serce, wymknął się na chwilę do dormitorium i odczytał wyjątkowo jasną, niemal pulsującą wiadomość:

Gdzie jesteś, Potter?!

Przez chwilę oddychał głęboko, wmawiając sobie, że dobrze zrobił, i że nie może się tak denerwować, po czym odesłał:

Dobranoc, Severusie.

A następnie schował kamień do kufra, nie chcąc dzisiaj więcej o tym myśleć. Jednak uczucie strachu i zdenerwowania nie opuszczało go aż do zaśnięcia. Miał nadzieję, że Severus zrozumie...

* * *

Kiedy we wtorek rano Harry wyjął z kufra kamień, nie było na nim żadnej wiadomości. Powinno go to uspokoić, ale wcale tak się nie stało. Idąc na śniadanie miał tak ściśnięty żołądek, iż miał wrażenie, że nie będzie w stanie niczego przełknąć.

Już od wejścia został niemal przygwożdżony do ściany przez intensywne, ostre jak sztylet spojrzenie Snape'a. Udawał, że patrzy w inną stronę i brnął do przodu, czując się jak człowiek zmagający się ze sztormem. Kiedy w końcu usiadł przy stole, był tak zestresowany tą sytuacją, że ledwo skubnął trochę jajecznicy. Spojrzenie Severusa parzyło jego skórę powodując, że do głowy zakradały mu się różne, niepokojące myśli.

Co Snape sobie teraz o nim myśli? Co planuje? Jak bardzo jest zły? Co zamierza mu zrobić?

To, co wczoraj wydawało mu się najlepszym i najbezpieczniejszym wyjściem, dzisiaj jawiło się jako największa głupota, jaką mógł zrobić. I miał szczerą nadzieję, że nie rozzłościł Snape'a do tego stopnia, że będzie to ostatnia popełniona przez niego głupota... Na ile Harry zdążył go poznać - Snape nie należał do osób, które łatwo przyjmują odmowę.

Gdy wychodzili z Wielkiej Sali podążając na zajęcia, do Harry'ego, Rona i Hermiony podeszła Luna, odciągnęła Harry'ego na bok i powiedziała mu, że musi natychmiast z nią pójść, bo ma do niego niezwykle ważną sprawę. Nie pomogły tłumaczenia Harry'ego, że zaraz zaczynają się lekcje. Luna zdawała się być opętana tą "niezwykle ważną sprawą" i nic nie mogło jej powstrzymać. Złapała dłoń Harry'ego w żelazny uścisk i niemal siłą pociągnęła go za sobą. Harry był zaskoczony - Luna zawsze była delikatna i potulna jak baranek, nigdy nie używała siły. Szedł za nią przez pełne biegających uczniów korytarze, coraz bardziej oddalając się od tych częściej używanych. Znaleźli się w opustoszałej, mało znanej części zamku. Harry zaczął się coraz bardziej niepokoić. W końcu naprawdę spóźni się przez nią na lekcję.