I czekał.
W końcu z ust Mistrza Eliksirów wydobył się zduszony szept:
- Chciałbym, żebyś został.
Przyjemne uczucie triumfu rozlało się po ciele Harry'ego, kiedy patrzył wprost we wbijające się w niego, błyszczące oczy.
- W takim razie... - powiedział cicho, bardzo uważając, by w jego głosie nie zabrzmiała nawet nuta dzikiej radości, którą odczuwało teraz jego serce. - ...skoro o to prosisz, to mogę chyba zostać - dokończył, błagając swoje usta, żeby wytrzymały jeszcze trochę i nie wyszczerzyły się w uśmiechu. Na ułamek sekundy w oczach Snape'a zapłonął gniewny ogień, ale szybko go ugasił, po czym odwrócił się plecami do Harry'ego i podszedł do swojego ulubionego fotela.
Gryfon zamknął oczy i pozwolił wargom ułożyć się w delikatny, pełen ulgi uśmiech.
Odetchnął głęboko i podszedł, aby usiąść w drugim fotelu. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, przerywana jedynie miękkim trzaskiem płonących drewien. Snape wpatrywał się w ogień. Harry zerknął na niego, przełknął ślinę i powiedział niezwykle cichym głosem:
- Ja również przepraszam. Za moje zachowanie. Nie powinienem był tego mówić - wydukał, wbijając wzrok w podłogę. Kiedy ponownie zerknął na Severusa, zobaczył, że mężczyzna nadal przygląda się syczącym, rozedrganym płomieniom. Miał zaciśnięte usta, a jego twarz wydawała się niezwykle surowa i zacięta. Harry zastanawiał się, czy Severus w ogóle go słucha, czy cały czas myśli o swoim zadaniu, w którym mu przeszkodził? Wyglądał, jakby myślami był daleko od Harry'ego, daleko od tej komnaty, daleko od nich.
Harry również pogrążył się w myślach, które przez cały czas krążyły po krawędziach jego świadomości, niczym natrętne muchy, i nie dawały mu spokoju.
A jeżeli całe to zachowanie Severusa było winą Voldemorta? Coś go gryzło i ewidentnie musiało mieć to związek z nim. Nawet, jeżeli był daleko stąd, jego obecność wisiała w powietrzu, niczym nocna mara, wdzierając się pomiędzy nich, separując, odpychając od siebie. On zawsze będzie stał pomiędzy nimi. Harry zdawał sobie z tego sprawę. Zawsze będzie wisiał nad nimi jego cień. I nigdy nie będzie dobrze, dopóki on żyje.
Harry nienawidził w tej chwili Voldemorta bardziej, niż przez wszystkie te lata. Ten potwór odbierał mu wszystko, co było dla niego drogie. Najpierw rodziców, później Syriusza, a teraz... teraz odbierał mu Snape'a.
Zawsze, kiedy wydawało się, że zaczyna być lepiej, nagle pojawiał się ten mroczny cień i niszczył wszystko, przecinał tę cieniutką nić więzi, zdmuchiwał żarzący się płomyk, deptał spokój i radość.
Harry wciąż pamiętał, jak Snape wyrzucił go z komnaty, ponieważ dostał wezwanie od Voldemorta. A teraz to... Nie byłoby tego, gdyby nie ten morderca! Nikt by nie ginął, ludzie nie żyliby w ciągłym strachu, a on i Snape mogliby być razem...
Musi coś z tym zrobić! Za długo siedział z założonymi rękami. Nie pozwoli, aby Voldemort niszczył jego marzenia!
Dosyć tego!
- Zabiję go - powiedział nagle, wpatrując się w ogień oczyma płonącymi równie intensywnie, jak drewno w kominku. Severus gwałtownie odwrócił głowę w jego stronę, spoglądając na Harry'ego z zaskoczeniem. - Zabiję Voldemorta - dodał Gryfon, powoli przenosząc zacięty wzrok na mężczyznę.
Snape rzucił Harry'emu bardzo długie, zamyślone spojrzenie. Patrzył na niego tak, jakby chciał przedrzeć się przez jego ciało i odczytać wszystko wprost z jego duszy. Harry miał wrażenie, jakby był poddawany ocenie, a wzrok Snape'a wypalał mu skórę, pragnąc zgłębić jego myśli. Zaczął wiercić się niespokojnie, czując się bardzo nieswojo pod wpływem tego spojrzenia. Po pewnym czasie Severus zaczerpnął tchu i zapytał:
- A jak zamierzasz to zrobić?
Nad tym Harry nie zdążył się zastanowić.
- Jeszcze nie wiem - odparł cicho i widząc szyderczy uśmiech, który pojawił się na twarzy Mistrza Eliksirów, dodał szybko - Ale znajdę jakiś sposób. Voldemort zapłaci za wszystko, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię!
Zaciętość w jego głosie sprawiła, że Severus przestał patrzeć na niego z kpiną i zmarszczył brwi.
- Czy mam to rozumieć jako twoją gotowość do poświęcenia życia, aby zabić Czarnego Pana?
Harry zacisnął usta i spuścił wzrok.
- Wiem, że niewiele umiem, a on jest niezwykle potężny. Ale spróbuję i jeżeli zginę... - spojrzał prosto w czarne jak bezgwiezdne niebo oczy Severusa - ...to przynajmniej zabiorę go ze sobą.
Zobaczył, że twarz Snape'a gwałtownie poszarzała, a jego brwi uniosły się. Przez chwilę w jego oczach Harry dostrzegł... strach. I coś na kształt... zakłopotania. Kiedy Gryfon zamrugał, wszystko zniknęło w ułamku sekundy. Snape wyglądał, jakby przez jego głowę przewijały się jakieś myśli. Patrzył prosto przed siebie nieobecnym wzrokiem, jakby Harry nagle stał się niewidzialny. Po kilku chwilach nagle potrząsnął głową.
W oczach Gryfona wyglądało to tak, jakby mężczyzna sam sobie odpowiadał przecząco na jakieś pytanie. Ale może było to zwykłe odpędzenie nurtujących myśli? Harry sam już nie wiedział, ale nie chciał teraz o tym myśleć. Jego samego nurtowało w tej chwili coś zupełnie innego. Westchnął i powiedział smutnym, przygaszonym głosem:
- Nie chcę umierać, ale wiem, że walka z Voldemortem to mój obowiązek. I muszę go wypełnić. Jeżeli ja go nie pokonam, to nikt tego nie zrobi. I nie liczy się nawet to, jak bardzo wolałbym być z tobą... - nie patrzył na Severusa. Nie był w stanie. - ...ale nie mam innego wyjścia.
Po jakimś czasie ciszę przerwało prychnięcie. Harry spojrzał z zaskoczeniem na Snape'a, którego twarz wyrażała jedynie surową kpinę.
- Oczywiście. Uwielbiasz odgrywać bohatera, Potter. A prawda jest taka, że jesteś zwykłym durniem. - Głos Severusa był ostry i kłujący. Wbijał się w serce, niczym najostrzejszy sztylet. - Sława tak ci uderzyła do głowy, że już sam nie wiesz, co mówisz.
Harry zjeżył się. Nie pozwoli Snape'owi tak się obrażać!
- Jestem Wybrańcem! - niemal wykrzyknął, ale widząc minę Severusa, natychmiast zrozumiał, że się zagalopował i bardzo pożałował, że to powiedział. To słowo działało na Snape'a jak płachta na byka i jego twarz wyrażała w tej chwili jedynie bezwględną pogardę.
- Ach, zapomniałem o tym szczególe. Wybraniec - Mistrz Eliksirów zdawał się wypluć to słowo, jakby kaleczyło go w język. - Pójdziesz na wojnę, wykrzyczysz Czarnemu Panu, że jesteś Wybrańcem, ziemia się zatrzęsie i wszyscy padną trupem.
Harry skrzywił się. Zjadliwa kpina, którą rzucił mu w twarz Mistrz Eliksirów, podziałała na niego, jak wiadro zimnej wody. Miał wrażenie, że Snape przeszedł samego siebie. Nie zdążył jednak nic odpowiedzieć, ponieważ mężczyzna kontynuował równie złośliwym, pełnym wściekłości głosem:
- Nie udałoby ci się nawet zranić Czarnego Pana. Nic nie umiesz. Zabiłby cię, zanim zdążyłbyś wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Obojętne, jak szlachetne pobudki tobą kierują, cokolwiek spróbujesz zrobić, nie masz w starciu z nim żadnych szans.
Po pierwszym szoku, Harry poczuł, jak jego serca dotykają mroźne palce gniewu.
- Bardzo ci dziękuję - odgryzł się. - Twoja wiara we mnie jest wzruszająca.
- A twoja idiotyczna gryfońska pewność siebie jest godna pożałowania - odparł natychmiast Snape, wbijając w Harry'ego pociemniałe ze złości spojrzenie. - Chcesz iść zabić Czarnego Pana, a nie potrafisz rzucić nawet najprostszej klątwy.
- Rzuciłem w zeszłym roku Crucio na Bellatrix - warknął Harry.