Выбрать главу

Harry zamknął oczy i westchnął.

Czyli Snape już się dowiedział, że nie ma go na lekcjach.

Zacisnął kamień w dłoni i odesłał:

Nieważne. Chcę po prostu być sam.

Znał już Severusa na tyle dobrze, by wiedzieć, że tak łatwo nie zrezygnuje.

Nie pomylił się. Po chwili otrzymał odpowiedź:

Kiedy już skończysz się nad sobą użalać, masz przyjść do mojego gabinetu. Czy to jasne?

Harry mógł tylko ponownie zamknąć oczy i westchnąć. Dlaczego Snape nie chce dać mu spokoju? Dlaczego teraz zaczął się nim interesować? Przecież jeszcze wczoraj wyrzucił go ze swoich komnat, więc niech teraz nie udaje, że mu zależy!

Z wściekłością cisnął kamień w kąt. Podciągnął kolana pod brodę, objął je ramionami i oparł o nie czoło, wzdychając ciężko.

Był sam.

Nikt mu nie pomoże. Nikt.

***

Harry odłożył książkę na stolik i przeciągnął się. Bolały go wszystkie kości. Cały dzień siedział i próbował nauczyć się czegoś z tych, które przyniósł z biblioteki, ale nic z nich nie rozumiał. Była w nich mowa o wyższości czarnej magii nad białą, o jej zastosowaniach, o emblematach, amuletach i eliksirach, ale ani słowa o zaklęciach. W pozostałych, to samo. Co prawda, dowiedział się, jak rzucić klątwę na dowolny przedmiot, ale po pierwsze - potrzeba było do tego ogromnej mocy; po drugie - duszy przeżartej przez zło, a po trzecie - i tak do niczego by mu się to nie przydało. Przecież nie wyśle Voldemortowi przeklętego bukietu kwiatów w prezencie. A poza tym, jeżeli do każdej klątwy trzeba mieć "duszę przeżartą złem", to miał coraz mniej nadziei na to, że sam nauczy się czegokolwiek. Ale nie podda się tak łatwo!

Panującą w pomieszczeniu cisze rozdarł odgłos, jakby ktoś włączył w pobliżu młot pneumatyczny, jaki Harry często słyszał na drogach podczas wakacji u Dursleyów. Dotknął swojego pustego brzucha i westchnął przeciągle. Nic dzisiaj nie jadł, a na pewno było już po kolacji. Może wymknie się do kuchni i poprosi skrzaty o coś do jedzenia? Na pewno mu nie odmówią.

Kiedy podniósł się z fotela i sięgnął po pelerynę niewidkę, jego wzrok zatrzymał się na połyskującym zielonkawo kamieniu, leżącym w kącie pokoju. Podszedł i podniósł go z podłogi. W momencie, kiedy go dotknął, kamień rozjarzył się. Widniała na nim wiadomość od Snape'a. Już niemal wyblakła.

Czekam na ciebie, Potter!

Ciekawe, kiedy Snape to wysłał? Pewnie już dawno, a teraz siedzi i wścieka się, że Harry'ego jeszcze nie ma.

Nie wiedział dlaczego, ale ta myśl sprawiła mu przyjemność.

Harry poznał już Snape'a na tyle, by wiedzieć, że i tak nie wymiga się od tego spotkania. Ale nie miał zamiaru pozwolić mu znowu zmieszać się z błotem. Postanowił, że pójdzie do niego tylko na chwilę i powie mu, że nie chce wysłuchiwać jego złośliwości. Naprawdę nie miał na to ochoty. Był głodny, zmęczony, a przed oczami wciąż stawał mu artykuł z Proroka i za każdym razem uderzał tak samo boleśnie.

Teraz wszyscy będą uważać go za tchórza, który woli się ukrywać w Hogwarcie, niż walczyć... Cudowna perspektywa. O ile bardziej wolał siedzieć tutaj, zamknięty, odgrodzony od tych nieprzychylnych spojrzeń. Kiedy stąd wyjdzie, będzie czekała go tylko walka... Nie tylko z Voldemortem, ale także ze wszystkimi, którzy uwierzyli w ten artykuł.

Zarzucił na siebie pelerynę niewidkę i ruszył w kierunku lochów. Szedł wolno, pozwalając myślom kłębić się w głowie, a każda z nich stawała się dla niego ciężarem, wgniatającym go w podłogę i sprawiającym, że ledwie powłóczył nogami.

A może to prawda? Może on naprawdę jest tchórzem? Tchórzem, który woli się ukrywać, niż stawić czoło rzeczywistości? Tchórzem, który ceni swoje życie ponad życie innych? Przecież wiedział, że kiedyś do tego dojdzie... Ale dlaczego wcześniej możliwość walki z największym wrogiem była dla niego tak emocjonującym przeżyciem, którego nie mógł się doczekać, pomimo strachu i własnej niewiedzy? Dlaczego wcześniej poszedłby na wojnę bez mrugnięcia okiem, a teraz ta decyzja była dla niego taka trudna?

Dlatego, że naprawdę był tchórzem. Tchórzem, który w końcu znalazł kogoś, dla kogo chciałby żyć...

Drzwi do gabinetu stanęły przed nim otworem, kiedy tylko je musnął. Przeszedł powoli przez pomieszczenie, zdejmując po drodze pelerynę niewidkę, ale zanim zdążył chociaż dotknąć drewnianej powierzchni, drzwi do prywatnych komnat Mistrza Eliksirów otworzyły się gwałtownie i stanął w nich Severus.

Harry spojrzał w bok, nie chcąc, by Snape dojrzał w jego oczach wszystko to, o czym krzyczała dusza.

- Gdzie byłeś przez cały dzień, Potter? Cała szkoła cię szukała. Ale co cię to obchodzi, prawda? Czego innego można się spodziewać po takim infantylnym...

- Przestań! - powiedział szybko Harry, podnosząc głos i zamykając oczy. Westchnął i kontynuował. - Przyszedłem tu tylko po to, żeby ci powiedzieć, że miałem dzisiaj naprawę zły dzień. I nie mam ochoty wysłuchiwać twoich złośliwych, szyderczych i kpiących uwag na mój temat. Więc jeżeli nadal masz zamiar mówić takie rzeczy, to żegnam... - Odwrócił się, by odejść, jednak po zrobieniu kilku kroków usłyszał ostre warknięcie Severusa:

- Wracaj tu, Potter! - Harry zatrzymał się i czekał. Po chwili usłyszał jego przytłumiony głos, jakby słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. - Dobrze. Postaram się dzisiaj być dla ciebie... milszy.

Harry nie mógł uwierzyć własnym uszom. Czyżby Snape naprawdę to powiedział? Odwrócił się, zerkając na niego przelotnie i, jak zwykle, w chwili, kiedy spojrzał we wbijające się w niego czarne oczy, serce zabiło mu mocniej.

Spuścił wzrok i pokiwał głową. Severus podszedł do niego i Harry zobaczył wyciągniętą w swoją stronę szczupłą dłoń o smukłych palcach. Jego ręka niemal samowolnie powędrowała w jej kierunku, a długie palce zacisnęły się delikatnie wokół jego dłoni. Znajomy prąd przeszył ciało Gryfona.

Snape zaprowadził go do komnaty i wskazał ciemny fotel. Kiedy Harry usiadł, zobaczył, że na stoliku leżał talerz z jedzeniem. Poczuł, że jego usta wypełniają się śliną. Severus niedbale machnął ręką w stronę talerza.

- Nie byłem na kolacji, więc jeden ze skrzatów mi to przyniósł. Nie jestem głodny, więc jeżeli chcesz, możesz się poczęstować.

- Nie, dziękuję - odparł szybko Harry. - Nie chcę zjadać twojego posiłku. A poza tym, też nie jestem gło... - reszta zdania została zagłuszona przez niezwykle głośne burczenie w brzuchu. Harry zarumienił się. Niemal widział kpiący uśmiech na twarzy Mistrza Eliksirów. Zobaczył, że Snape przysuwa talerz w jego stronę:

- Masz to zjeść, Potter, albo sam wepchnę ci to do ust.

Ta uwaga sprawiła, że Harry zaczerwienił się jeszcze bardziej. Dlaczego takie uwagi, wygłaszane przez Snape'a, brzmiały dla niego tak dwuznacznie?