- No dobrze... - wydukał w końcu. - Może kilka kęsów.
Złapał widelec i zaczął jeść, starając się nie zwracać uwagi na przyglądającego mu się Severusa. Zanim się zorientował, pochłonął niemal wszystko. Był tak głodny, iż wydawało mu się, że to najsmaczniejszy posiłek, jaki kiedykolwiek jadł. Miał wrażenie, że od tygodnia nie miał niczego w ustach. Kiedy Harry zerkał na siedzącego naprzeciwko Snape'a, mógłby przysiąc, że widział na jego twarzy błąkający się uśmiech. Ale może to tylko cienie, wywołane przez drgające płomienie.
Kiedy skończył, odsunął talerz i wymamrotał podziękowanie. Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Harry bardzo chciałby powiedzieć Severusowi o wszystkim, co go gryzło, ale nie wiedział, czy mężczyzna ma ochotę na wysłuchiwanie jego problemów. No, ale w końcu chciał, aby Harry do niego przyszedł i żeby został. I powiedział, że będzie miły. To zawsze był jakiś początek. Być może oznaczało, że chce usłyszeć, o czym Harry myślał przez cały dzień. I co robił.
Czy może mu powiedzieć?
Musi. Musi się komuś zwierzyć, bo w końcu zwariuje. A nikt nie zrozumie go lepiej, niż Snape...
- Byłem w Pokoju Życzeń - powiedział cicho, patrząc w ogień i wzdychając. - Potrzebowałem trochę samotności. A teraz... - Zerknął na Snape'a, który przez cały czas przyglądał mu się badawczo - ...a teraz najchętniej zostałbym tutaj. - Westchnął ponownie, spuścił głowę i oparł ją na rękach, wplatając palce we włosy. - Kiedy wrócę, każdy będzie się ze mnie wyśmiewał. Nie wiem, co mam zrobić. Ten artykuł... Wszyscy go czytali i na pewno wiele osób w niego uwierzyło. Zawsze tak jest. To samo było w zeszłym roku, kiedy wszyscy uważali mnie za kłamcę. Teraz jest jeszcze gorzej. Teraz uważają mnie za tchórza. I może mają rację... - Harry zamknął oczy. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na przyglądającego mu się spod przymrużonych powiek Severusa. - Ty też tak myślisz? Że jestem tchórzem?
Mistrz Eliksirów zamknął na chwilę oczy, a kiedy otworzył je ponownie, powiedział niezwykle poważnym głosem:
- Podejdź do mnie, Potter.
Harry, nieco zaskoczony, podniósł się z miejsca i powoli okrążył stolik. Stanął przed Severusem, którego spojrzenie zanurzyło się głęboko w zielonych oczach Harry'ego, a szczupła ręka wyciągnęła się w jego stronę. Kiedy Gryfon jej dotknął, długie, chłodne palce zacisnęły się na jego dłoni i delikatnie pociągnęły. Podążając za wskazówkami, Harry usiadł na kolanach Snape'a, skonsternowany i całkowicie zaskoczony. Intensywny wzrok Severusa przyciągał jego spojrzenie, niczym czarna dziura. Kiedy Mistrz Eliksirów odezwał się po kilku chwilach, jego zazwyczaj szorstki głos wydał się Harry'emu niezwykle łagodny:
- Myślę, Potter, że na pewno nie brakuje ci odwagi. I nie pozwól, żeby wmówiono ci coś innego. - W oczach Severusa coś zamigotało. - Wątpię, by ktokolwiek inny odważył się uwodzić mnie na lekcji przy całej klasie, albo wypisywał takie rzeczy w teście.- Harry zmarszczył brwi, nie wiedząc, czy Severus mówi poważnie, czy z niego kpi. - I wątpię także, by ktokolwiek inny odważył się zbliżyć do mnie na odległość mniejszą niż długość różdżki. - Oczy Severusa ponownie błysnęły i Harry zastanawiał się przez chwilę, którą "różdżkę" ma na myśli Snape. - A poza tym, Potter, jesteś chyba jedyną osobą, która nie boi się mnie prowokować. I podejrzewam, że twoja brawura doprowadzi cię kiedyś do zguby. A jeżeli nie ciebie, to mnie z pewnością - zakończył Mistrz Eliksirów, uśmiechając się krzywo.
Harry wpatrywał się w Snape'a, próbując pojąć sens wypowiedzianych przez niego słów. Czyżby to oznaczało...? Czy on właśnie powiedział...? A więc Severus nie uważał go za tchórza?
Harry nie cieszyłby się bardziej, gdyby usłyszał takie słowa od Syriusza, albo od swojego ojca. Ponieważ wypowiedział je Snape - ktoś, kto zawsze mówił szczerze, nie przejmując się uczuciami innych. Jedyna osoba, która mogła powiedzieć mu prawdę. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo zależało mu na jego opinii. W momencie, kiedy usłyszał te słowa - jego serce przepełnił tak wielki spokój i radość, że zanim zdążył nad sobą zapanować, złapał twarz Severusa i przycisnął usta do jego cienkich, słodko-cierpkich warg tak mocno, iż prawie je zmiażdżył. Jego ciało momentalnie zesztywniało, przeszył je prąd tak silny, że niemal podskoczył. Jego serce drgało w piersi, a oddech zupełnie uleciał. Przylepione do siebie usta chłonęły swą wilgoć, smak, aromat.
Dopiero, kiedy Harry poczuł na swoim kolanie dotyk ręki, która zaczęła powoli przesuwać się w stronę uda, zorientował się, co się dzieje. Wstrząs był tak silny, a uderzenie świadomości tak nagłe, że kiedy oderwał w końcu usta, zakręciło mu się w głowie, a przed oczami przez jakiś czas widział jedynie ciemne plamy. Do jego płuc wdarło się powietrze, a cały świat nagle stanął w miejscu.
Harry zamrugał kilka razy, przeganiając cienie, i z przerażeniem spojrzał na przyglądającego mu się z dziwnym wyrazem twarzy Severusa. W mrocznych oczach dostrzegł iskierkę poruszenia, coś nieokreślonego. Coś, co wprawiło go na chwilę w konsternację, ale zbyt szybko zniknęło, by mógł się temu dokładnie przyjrzeć.
Czas ruszył ponownie, a Harry poczuł, że robi się czerwony na twarzy. Wbił wzrok w podłogę, mamrocząc przeprosiny i przeklinając się w duchu za tę chwilową nieuwagę, która doprowadziła do tego, co zrobił. Mógł zaprzepaścić wszystko. Przecież Snape wyraźnie powiedział, że nie wolno mu tego robić. Jak mógł pozwolić sobie na tę chwilę słabości? Musi to naprawić!
- Przepraszam. Nie chciałem. Naprawdę. To tak nagle... Proszę, nie wyrzucaj mnie. Przepraszam.
- Nie miałem takiego zamiaru, Potter - wycedził Snape niezwykle opanowanym, zważywszy na okoliczności, głosem. Harry uniósł głowę i spojrzał w twarz Severusa. W to poprzecinane zmarszczkami oblicze, tak blisko niego, że wystarczyło unieść rękę, by dotknąć chłodnej skóry, która wydawała się tak niezwykle gładka. Miał wrażenie, że czas ponownie przestał płynąć, przestrzeń stała się miękka, delikatna, unosiła go w swych falach, uspokajając umysł i kołysząc jego zmysły. Harry spoglądał w dwa ciemne, niemal nieskończone tunele, na końcu których jaśniało maleńkie światełko. Te oczy wciągały go w swą niezmierzoną głębię za każdym razem, kiedy w nie patrzył. Dotykały go, igrały z nim, przyciągały, a on poddawał się im, niezdolny, by zaprotestować, by odwrócić się od nich, by oprzeć się ich magnetycznej sile. Delikatne zmarszczki w kącikach nadawały im wyrazu jeszcze większej głębi, a brwi... równie czarne, jak źrenice. Tyle razy widział, jak marszczyły się lub unosiły, ukazując tak wiele różnych emocji. Czasami tylko dzięki nim wiedział, co Severus myśli albo czuje - jeżeli oczy były zwierciadłem duszy, to te brwi stanowiły ramę, w którą były oprawione.
Powili uniósł dłoń i dotknął ich. Były gęste i szorstkie. Z zafascynowaniem obserwował, jak pomiędzy nimi pojawia się zmarszczka, którą widział już tyle razy, ale która wciąż była dla niego czymś niezwykłym. Dotknął jej, czując pod palcami jej nierówności, jakby została wyżłobiona przez tysiące myśli i odczuć, przewijających się przez umysł, i tylko ona ujawniała ich siłę i natężenie.
Wzrok Harry'ego powędrował niżej. Nie zwracając uwagi na serce bijące tak szybko i intensywnie, że niemal je słyszał, całkowicie pochłonięty badaniem każdego skrawka tej niesamowitej twarzy, dotknął wyraźnego, charakterystycznego nosa. Powoli przesunął palcem po całej jego długości, rozkoszując się jego fakturą i każdą wypukłością. Ostry, zakrzywiony, stanowił doskonałe dopełnienie twarzy. Nadawał jej groźny, drapieżny wygląd. Był... idealny.