- Więc mam nadzieję, że następnym razem, kiedy ukaże się taki artykuł, nie zachowasz się jak skończony idiota bez krztyny poczucia własnej wartości i nie zaszyjesz się na cały dzień w jakiejś dziurze, niczym wystraszony szczeniak z podkulonym ogonem, którego ktoś kopnął.
- Dobrze, już wystarczy - wymamrotał Harry. - Zrozumiałem.
- Cieszę się. - Na ustach Severusa pojawił się krzywy uśmiech. Harry poczuł skurcz w żołądku. Olśniło go.
No jasne! Przecież to oczywiste! To wszystko, co powiedział Snape... powiedział, ponieważ chciał...
Harry zdał sobie sprawę, że jest tak zdumiony, że nie może wydusić słowa. Jego wargi rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Nie wiedział dlaczego, ale nagle poczuł się niesamowicie. Mimo, że gardło miał ściśnięte, to w serce wlały się spokój i radość, zmywając wszystkie troski i problemy.
Severus martwił się o niego. Naprawdę się martwił. Dlatego powiedział mu te wszystkie rzeczy. Nie mógł znieść, że Harry jest smutny... I pomimo jego ewidentnego niedoświadczenia w kwestii pocieszania, Harry poczuł się absolutnie rozczulony jego troską. To było... takie wzruszające. Nie potrafił opanować maślanego uśmiechu, który rozlał się na jego twarzy, a oczy błyszczały mu jaśniej, niż gwiazdy w całej swej krasie, kiedy wpatrywał się w Severusa, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. Zauważył, że kąciki ust mężczyzny drgnęły nieznacznie.
Nie wiedział, jak. Nie wiedział, kiedy. Ale czuł, że udało mu się przekroczyć kolejną barierę. Zdobył coś, co jeszcze niedawno wydawało się całkowicie poza zasięgiem. Jeszcze niedawno... uczucia Harry'ego były ostatnim, co mogłoby zaprzątać głowę Severusa. Kogoś, kto zranił go tak wiele razy - czy to słowem, czy czynem, w ogóle nie przejmując się jego bólem. A teraz...
Harry przypomniał sobie wszystkie te myśli, które powstrzymały go przed ucieczką po wypiciu Veritaserum. Myśli, które wtedy wydawały mu się tylko czczymi mrzonkami:
Nie możesz się teraz poddać. Swoim oddaniem uda ci się go złamać. W końcu wygrasz.
Gdyby wtedy zrezygnował... nie siedziałby teraz na kolanach Snape'a, czując się najszczęśliwszą osoba na świecie. Nie patrzyłby w jego cudowne oczy. Nie czułby dotyku jego dłoni. Nie słyszałby jego ciepłego, równomiernego oddechu... Nie istniałby.
Sięgnął po rękę Severusa, przybliżył ją do swojej twarzy i pocałował smukłe, zagięte palce. Kilka razy. Nie mógł się powstrzymać. Nie potrafił przestać.
- Dziękuję - wyszeptał pomiędzy pocałunkami. Miał zamknięte oczy. Nie musiał widzieć. Ważne, że czuł.
Czuł ciepło. Płonął w nim ogień. Jasno i niezachwianie. Czuł go całym sobą, wszędzie wokół. I wiedział, że tym razem żadna nawałnica już go nie zdmuchnie...
Westchnął i oparł głowę o ramię Severusa. Wcisnął twarz w jego obojczyk. Otulił go przyjemny zapach mężczyzny.
O tak, dlaczego zawsze nie mogłoby być tak, jak teraz? Tutaj, przy nim... czuł się bezpiecznie.
- Bądź... przy mnie - wyszeptał cicho, owiewając ramię Severusa gorącym oddechem. Wtulił się w niego jeszcze bardziej. - Zawsze...
Nie otrzymał odpowiedzi. W zamian za to poczuł oplatające go ramiona, które przysunęły go jeszcze bliżej, przyciskając do odzianego w czerń, pachnącego korzeniami imbiru ciała Mistrza Eliksirów.
Na usta Harry'ego wypłynął błogi uśmiech.
Jeszcze chwilę temu czuł się jak ptak, któremu podcięto skrzydła. Teraz, dzięki Severusowi czuł się tak, jakby miał nowe, lepsze i piękniejsze skrzydła, które pokonają każdą burzę i zabiorą ich obu gdzieś, gdzie w końcu będą bezpieczni.
***
Kiedy Harry wracał do Pokoju Wspólnego, ukryty pod peleryną niewidką, nie potrafił przestać się uśmiechać. Udało mu się wynegocjować spotkanie ze Snape'em w sobotę, a na dodatek Severus obiecał, że będzie dla niego "miły". Jutro po południu wymknie się do Hogsmeade. Wszystko uda się znakomicie. W końcu, w sobotę będzie szczególny dzień - urodziny Severusa. Harry już wiedział, co da mu w prezencie. Wiedział, co mężczyzna lubi i chociaż wymagało to od niego niezwykłej odwagi - przełamie się i da Severusowi taki prezent, jakiego ten nigdy nie zapomni.
Uśmiechnął się do siebie.
Ale to wszystko dopiero w sobotę. Teraz czekała go potyczka. Musi stawić czoła temu, co go czeka. Ale teraz przynajmniej miał wokół siebie barierę ochronną. Teraz był przygotowany na wszystko, co może go spotkać ze strony jego byłych kolegów.
Dzięki Severusowi.
Zdjął pelerynę pod portretem Grubej Damy, odetchnął głęboko i wszedł. Pierwsze, co usłyszał, to pisk, a horyzont przysłoniła mu burza kasztanowych włosów.
- Harry! - krzyknęła Hermiona, tuląc go do siebie z taką siłą, jakby chciała połamać mu żebra. - Tak się o ciebie martwiliśmy. Gdzie byłeś? Wszyscy cię szukali! Jak mogłeś tak zniknąć? Na cały dzień! Nie pomyślałeś o tym, że będziemy odchodzić od zmysłów?
- Hermiono, puść go, bo go udusisz i niczego się nie dowiemy - powiedział Ron, który wyłonił się zza pleców Gryfonki. Hermiona odsunęła się od Harry'ego i wbiła w niego taki wzrok, jaki zwykle miała mama Rona, kiedy Fred i George coś nabroili.
- Musiałem pobyć sam - powiedział cicho Harry, rozmasowując kark. - Byłem w Pokoju Życzeń.
- Widzisz? Mówiłem ci - oświadczył z dumą Ron. - Mówiłem jej, że nic ci nie jest - zwrócił się do Harry'ego. - Ale wiesz, jakie są dziewczyny.
- Przepraszam, jeżeli się martwiliście - dodał cicho Harry, starając się ignorować zaciekawione spojrzenia, które rzucali ku niemu wszyscy obecni w pomieszczeniu Gryfoni. Na kilku twarzach pojawił się szyderczy grymas. W rękach trzymano egzemplarze porannego Proroka.
- To, co zrobiłeś, było nieodpowiedzialne i nieprzemyślane, Harry! - oświadczyła głośno Hermiona, jakby chciała mieć w tej sprawie ostatnie słowo, po czym wyprostowała się i potoczyła po pokoju gniewnym wzrokiem, jakby chciała wyzwać na pojedynek każdego, kto się z nią nie zgodzi.
- Możemy pogadać na górze? - zapytał Harry.
- Oczywiście, stary - odparł Ron i ruszył przez pokój. Kilkoro uczniów odsunęło się na bok, kiedy przechodzili, ale zanim dotarli do schodów, Harry usłyszał głos Seamusa:
- A więc to tak, Potter. Jesteś aż takim tchórzem, że na cały dzień wlazłeś do jakiejś nory i bałeś się pokazać nam na oczy? Nic dziwnego, że boisz się spotkania z Sam-Wiesz-Kim. Jeżeli uciekasz przed nami... - Rozłożył ręce, wskazując na otaczających go uczniów, którzy patrzyli na Harry'ego z mieszaniną pogardy i politowania.
Harry zamknął oczy. Spodziewał się tego...
Odwrócił się i wbił w Seamusa twarde spojrzenie.
- Nie czytałeś dokładnie artykułu, Seamus? Może niedługo przyłączę się do Voldemorta? Więc uważaj, bo chyba nie chcesz mieć we mnie wroga?