Gryfon zbladł i zacisnął zęby ze złości. Harry rozejrzał się po pokoju, jakby szukał następnej osoby, która chciałaby mu coś jeszcze powiedzieć, ale nikt już się nie odezwał. Kiedy jednak wspinał się po schodach, usłyszał z dołu wiązankę wrogich, pełnych gniewu epitetów pod swoim adresem.
- Nie przejmuj się nimi, Harry - powiedziała Hermiona, kiedy wchodzili do dormitorium. - W końcu im się to znudzi.
- Taa... - mruknął Harry, siadając na łóżku. - Tak samo, jak "znudziło im się" nazywanie mnie kłamcą w zeszłym roku.
Hermiona skrzywiła się.
- Może nie będzie tak źle? - wymamrotał Ron.
- Ale my będziemy cię wspierać, Harry - dodała Hermiona. - Prawda, Ron?
Rudzielec mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi.
- Dzięki - westchnął Harry. - Co mnie dzisiaj ominęło? Nauczyciele bardzo się wściekali?
Hermiona od razu spoważniała.
- McGonagall wpadła w szał. Powiedziała, że to, co zrobiłeś, było nieodpowiedzialne i dziecinne i kazała ci przekazać, że jak tylko się pojawisz, to masz do niej przyjść.
Harry skrzywił się.
- Nie brzmi to najlepiej.
- A czego się spodziewałeś? - rzuciła retorycznie. - Tonks, Binns i Sprout byli w porządku. Nic nie powiedzieli.
- I Snape cię szukał - dodał Ron.
- Snape? - Harry starał się udawać obojętność.
- Taa, zaraz po pierwszej lekcji. Też się wkurzył, że zniknąłeś. To dziwne, bo przecież nie mieliśmy dzisiaj eliksirów.
- Bardzo sobie na mnie używali? - zapytał Harry, pragnąc szybko zmienić ten grząski temat. Ron pokiwał smutno głową, a Hermiona zagryzła wargę.
- Najbardziej Ślizgoni i Gryfoni. Ktoś już podobno stworzył prototyp plakietki, którą zamierzają nosić. Coś o tobie, że jesteś "śmierdzącym tchórzem", czy coś takiego - powiedział Ron ze wstydem. - Wygląda na to, że znowu postanowili cię prześladować. Tak, jakby nie mieli ciekawszych rzeczy do roboty.
Harry pokiwał głową. Ron miał absolutna rację. Już dawno zauważył, że gdy tylko w prasie pojawiało się coś niepochlebnego na jego temat, cała szkoła wpadała w zbiorową histerię i łączyła się w chęci zmieszania go z błotem. Tak było dwa lata temu przed Turniejem Trójmagicznym i tak samo było w zeszłym roku, kiedy wszyscy uważali go za kłamcę. Tak było też niecałe dwa miesiące temu, kiedy okazało się, że największym pragnieniem Harry'ego Pottera jest znienawidzony przez wszystkich Mistrz Eliksirów. Zachowywali się tak, jakby za wszelką cenę chcieli upodlić Chłopca, Który Przeżył, ściągnąć go do swojego poziomu, zniszczyć go. Jak gdyby mu zazdrościli. Jeżeli w ogóle było czego zazdrościć...
- Próbowaliśmy interweniować u McGonagall, ale ona była na ciebie zbyt wściekła, żeby coś z tym zrobić - oświadczyła Hermiona.
- Ślizgoni wymyślili o tobie piosenkę. Śpiewali ją podczas kolacji i przez cały czas się z ciebie wyśmiewali, a Snape w ogóle nie zwrócił im uwagi! - powiedział oburzony Ron.
W umyśle Harry'ego coś zaskoczyło.
- Snape był na kolacji? - zapytał, zdumiony.
- No jasne, że był - odparł Ron. - I nie zrobił nic, żeby ich uciszyć.
Nagłe zrozumienie uderzyło w Harry'ego z siłą Wierzby Bijącej. W głowie zabrzmiały mu słowa Severusa:
Nie byłem na kolacji... skrzat mi to przyniósł... nie jestem głodny... możesz się poczęstować...
Harry poczuł, jak w jego serce wlewa się przyjemne ciepło.
Snape przygotował ten posiłek specjalnie dla niego. Nie chciał, żeby Harry był głodny.
To było takie... takie...
- Harry, dobrze się czujesz? - zapytała zaniepokojona Hermiona. - Dlaczego nagle zacząłeś się tak dziwnie uśmiechać?
Gryfon odchrząknął i natychmiast spoważniał.
- Przepraszam. Jestem po prostu trochę zmęczony. Pójdę jeszcze do McGonagall. Nie musicie na mnie czekać. - Wstał i zarzucił na siebie pelerynę niewidkę, pragnąc jak najszybciej stąd wyjść i do woli rozkoszować się tym niesamowitym uczuciem, które wkradło się do jego serca i wzięło je w posiadanie.
***
McGonagall była na niego naprawdę wkurzona i zafundowała mu bardzo długą i pełną wykrzykników przemowę na temat godnego zachowania Gryfonów, ale w końcu Harry'emu udało się ją ułagodzić na tyle, by nie wlepiła mu za to szlabanu. Kiedy trochę się uspokoiła, oświadczyła, że ją także ten artykuł niezwykle zdenerwował i że kiedy tylko wróci Dumbledore, wystosują do Proroka odpowiednią notkę z prośbą o sprostowanie i przeprosiny. A Harry nie powinien się tym przejmować, tylko wziąć się do nauki i nie uciekać już więcej z zajęć. Chłopak obiecał, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy i cała sprawa zakończyła się dosyć polubownie.
Ale następny dzień przyniósł mu niestety tylko i wyłącznie masę nerwów. Tak, jak przewidywał, piątek okazał się dla niego gehenną. Na każdym kroku spotykały go szykanowania, złośliwe komentarze i zaczepki. Początkowo starał się je odpierać, ale po jakimś czasie stwierdził, że to nie ma sensu. Nie chciał marnować swojego zdrowia i nerwów, a kiedy tylko pozwalał się wciągać w jakąś wymianę zdań, atak na niego nasilał się jeszcze bardziej i chociaż próbował, nie miał szans wygrać. Po każdej takiej sytuacji popadał w przygnębienie i nawet pomoc Rona i Hermiony nie na wiele się przydawała. Kilka razy mignęły mu plakietki z jego imieniem i wulgarnymi epitetami. Seamus przez cały dzień patrzył na niego wilkiem, z taką niechęcią i nienawiścią, jakby jedyne, o czym marzył, to zrównać Harry'ego z ziemią.
Na szczęście Harry nie był osamotniony w tej walce. Poza Hermioną i Ronem, po jego stronie stanęli, jak zwykle, Neville i Luna. A także, ku jego zaskoczeniu, Ginny, która, paradoksalnie, pomogła mu najbardziej i wyciągnęła go z przygnębienia, w jakie wpadł po kolejnej sprzeczce z bandą Ślizgonów i wysłuchaniu obraźliwej piosenki na swój temat. To właśnie ona, jako spadkobierczyni skrzywionego poczucia humoru jej braci bliźniaków, namówiła Harry'ego do zemszczenia się w niezwykle perfidny sposób na wszystkich, którzy mu dokuczali, a Gryfon z wielka chęcią przystał na jej pomysł.
Podczas przerwy w zajęciach, na najbardziej tłocznym korytarzu, Harry nagle zaczął krzyczeć i złapał się za ramię. Ginny dopadła do niego pierwsza. Zbladła i zapytała roztrzęsiona:
- Co się stało, Harry?
- Wezwanie... - wyjęczał Harry na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli. - Od Sama-Wiesz-Kogo.
Zanim się zorientował, wokół niego zrobiło się niezwykle cicho i pusto.
Na następnej przerwie, Harry został zatrzymany przez zbulwersowaną profesor McGonagall, która oświadczyła mu, że przyszło do niej bardzo wielu uczniów z niezwykłą wiadomością, jakoby Harry posiadał Mroczny Znak. Kiedy Harry wyraził swoje zdumienie, poprosiła go, aby wybrał nieco mniej spektakularny sposób obrony przed natrętami i odeszła, kręcąc głową z politowaniem.