Выбрать главу

– Przecież król nie może mnie tak po prostu uznać za wariatkę!

Rothgar nawet się nie poruszył na swoim miejscu.

– Sam, nie – stwierdził. – Nie wiem, czy czytałaś, pani, ostatni raport komisji parlamentarnej na temat domów dla umysłowo chorych?

Diana skinęła głową.

– Tak, wiem. Wielu wariatów to po prostu ludzie niewygodni – podjęła temat. – Sama definicja choroby umysłowej jest niejasna, co pozwala na wsadzenie do domu wariatów praktycznie każdego. Zwykle są to krnąbrne żony albo córki. Podjęłam już kroki, żeby zlikwidować tę plagę na swoich terenach. Mam nadzieję, że w Londynie dzieje się podobnie?

Markiz potwierdził, wciąż jednak był zaniepokojony jej losem.

– To prawda, ale nie można było zabronić wtrącania tam ludzi naprawdę chorych – rzekł ze smutkiem. – Dlatego, dysponując odpowiednią władzą, można przekupić lekarzy i pozbyć się niewygodnej osoby. Wszystko może tu się stać pretekstem.

Już chciała powiedzieć, że to niesprawiedliwe, ale się powstrzymała. Nie chciała, by Rothgar uważał ją za dziecko. Znała niesprawiedliwości świata i od lat starała się z nimi walczyć.

– Na przykład co? – spytała.

Tylko chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią:

– Hazard, częste wizyty w teatrze, chęć poślubienia osoby niższego stanu… – wymieniał znane sobie przypadki.

– Albo też pragnienie zasiadania w Parlamencie – dorzuciła.

– Wystarczy niechęć do małżeństwa – mruknął Rothgar. -Ciekawe, dlaczego pociąg do rządzenia innymi wciąż wydaje się wszystkim bardzo naturalny?

Diana sięgnęła po karafkę i nalała sobie jeszcze trochę ciemnego niczym krew płynu. Tym razem piła małymi łykami, rozkoszując się smakiem. Zaczynała się wreszcie powoli uspokajać.

– Nie sądzę, żeby król zdecydował się na taki krok wobec głowy rodu – rzekła po chwili. – Cała sprawa byłaby szyta zbyt grubymi nićmi.

Rothgar uderzył dłonią w poręcz swojego fotela.

– Właśnie dlatego powinnaś, pani, pojechać na południe. Ile razy byłaś w Londynie?

Diana zmarszczyła brwi.

– Dwa. Pierwszy raz sześć lat temu z ciotką, a potem w czasie koronacji.

Właśnie wtedy Rothgar zobaczył ją po raz pierwszy. Już wówczas go zaintrygowała. Wydawała mu się piękna i niedostępna. Czyż mógł przypuszczać, że ich drogi skrzyżują się tak szybko?

– Musisz wobec tego pokazać się w towarzystwie, żeby wszyscy mogli cię ocenić. W ten sposób wytrącisz królowi broń z ręki – radził. – Spróbuj też poznać i zrozumieć dwór.

– Żeby móc z nim walczyć?

Spojrzał na nią jak na niesforną uczennicę.

– Żeby nauczyć się unikania zagrożeń – pouczył. -Z dworem tak naprawdę nie można wygrać.

Diana jeszcze przez chwilę przechadzała się po pokoju, a następnie odstawiła swój wysoki kieliszek i usiadła w fotelu.

– A jaką mam gwarancję, panie, że mnie nie zwodzisz? -spytała po chwili namysłu.

To pytanie wyraźnie go rozbawiło.

– A czemu miałbym cię zwodzić? Rozłożyła ręce w bezradnym geście.

– Sama nie wiem. Jesteś, panie, w końcu eminence noire Anglii. Możesz mieć swoje powody.

– Przyjmijmy, pani, że tym razem wyjątkowo mówię prawdę. Gdyby coś ci się stało, Rosa i Brand nigdy by mi tego nie darowali. Jesteś teraz prawie członkiem mojej rodziny, a ja zawsze chronię rodzinę.

– Nawet przed niechcianym małżeństwem?

– A po co chronić przed chcianym? – zażartował. Diana skrzywiła się, jakby ten dowcip dotknął ją osobiście.

– Mówmy poważnie!

– Dobrze, wobec tego powiem ci, pani – zaczął, patrząc jej prosto w oczy. – Osobiście uważam, że należy zwiększać wolności obywatelskie, w tym prawa kobiet. Sam przyłożyłem ręki do podpisania aktu Hardwicke'a i paru innych dokumentów w tej materii. Ale staram się też żyć w takim świecie, w jakim się urodziłem. Dlatego muszę cię uprzedzić, że jeśli król znajdzie dla ciebie, pani, odpowiednią partię, będzie ci się trudno wymigać od ślubu. Inaczej uznają cię za umysłowo chorą. – Zawiesił głos. – Można jednak próbować temu zaradzić, jeśli zechcesz ze mną współdziałać.

Diana spojrzała na niego podejrzliwie. Jakie miała podstawy, żeby mu ufać? Jeszcze dziś rano niemal przegrał z nią w strzeleckim turnieju.

– To znaczy?

Rothgar uśmiechnął się do niej.

– Bardzo dobrze zagrałaś pokojówkę Rosy, pani. Może teraz dla odmiany spróbujesz zagrać prawdziwą damę?

– Ja jestem prawdziwą damą – powiedziała z naciskiem, prostując się na swoim miejscu.

Markiz nie zwrócił uwagi na jej słowa.

– No więc, jeśli będziesz się zachowywać jak prawdziwa dama, możliwe, że po prostu uspokoisz królewskie obawy. I wtedy, cała sprawa okaże się nadzwyczaj prosta.

– A jeśli król zechce mnie jednak wydać za mąż?

– To nie odmawiaj, ale powiedz, że jesteś już z kimś po słowie – podsunął jej sprytne wyjście.

– Przecież to nieprawda!

Tym razem nie potrafił powstrzymać zniecierpliwienia. Zmarszczył czoło i pokręcił głową, jakby była niegrzeczną uczennicą i zasługiwała na najniższą możliwą notę.

– Gdybyś przeczytała uważnie list królowej, zauważyłabyś, pani, że cię zaprasza na krótki okres – zaczął wyjaśnienia. – Królowa urodzi już w sierpniu, a wtedy król, który jest kochającym małżonkiem, zapomni o innych sprawach. Musisz tylko dotrwać do tego momentu.

– Rozumiem. – Po krótkim namyśle zdecydowała, że markiz proponuje jej najlepsze wyjście z sytuacji.

– Bardzo się cieszę.

Hrabina uśmiechnęła się smutno.

– Będę mogła wrócić do domu, ale z podciętymi skrzydłami – powiedziała ni to do siebie, ni to do Rothgara. -Chodzi o to, żebym nie podnosiła hałasu!

– Będziesz musiała, pani, działać jak lis, a nie jak lwica!

– To znaczy, że będę musiała wszystkiego się bać – stwierdziła.

– Będziesz żyła tak, jak przedtem – przekonywał ją.

Diana znowu wstała i zaczęła przechadzać się po sypialni, która nagle wydała jej się ciasna. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Noc była ciepła i pogodna. Wspaniały księżyc świecił nad jej zamkiem.

– Ale bez poczucia wolności – rzuciła.

Rothgar wstał i położył dłoń na jej ramieniu. Nawet teraz, po tej rozmowie, poczuła, że wciąż go pragnie.

– To dziecięce obawy. Pora stać się dorosłym.

Przez chwilę zastanawiała się, co odpowiedzieć, ale w głowie miała pustkę. Jej świat, który tak cierpliwie budowała przez osiem lat mógł lec w gruzach. I to tylko z powodu królewskich uprzedzeń. Diana wciąż nie mogła się z tym pogodzić. Patrzyła na księżyc, myśląc o tym, że sama chciałaby być tak odległa i chłodna wobec ludzkich spraw.

– A co się stanie, jeśli król nie da się nabrać i wciąż będzie naciskał na małżeństwo? – zadała ostatnie, dręczące ją pytanie. – Albo jeśli zechce ze mnie zrobić psychicznie chorą?

– Wtedy poślubisz mnie – padła odpowiedź. Odwróciła się od okna i stanęła z nim twarzą w twarz.

Miała nadzieję, że nie widzi, jak sprzeczne targają nią emocje. Jedna jej część wyrywała się, żeby powiedzieć, że mogą się pobrać już teraz, a druga chciała krzyczeć, że nigdy do tego nie dopuści.

– Sprytny plan – wykrztusiła w końcu. Markiz uśmiechnął się do niej życzliwie.

– Cieszę się, że jesteś w stanie ocenić to racjonalnie.

– Traktujesz to, panie, jako ostateczne zabezpieczenie -ciągnęła, starając się ukryć swoje uczucia. – Jako mąż będziesz mógł zawsze uratować mnie przed domem dla umysłowo chorych.