Rothgar skinął głową.
– A poza tym, będzie to oczywiście jedynie formalne małżeństwo – zapewnił. – Zatrzymasz pani swój tytuł, ziemie i… swoją osobę. Pod warunkiem…
– Pod warunkiem? – podchwyciła, zaniepokojona tym, że czegoś jednak od niej będzie chciał.
– Pod warunkiem, że będę cię mógł bić bez ograniczeń, pani. – Rozłożył ręce w bezradnym geście. – Inaczej po prostu nie będziesz zachowywać się rozsądnie. Pamiętaj, że jeśli posłuchasz mojej rady, małżeństwo nie będzie konieczne.
Diana z trudem powstrzymała uśmiech.
– Wobec tego spróbuję zachowywać się jak tępa, spolegliwa dama – stwierdziła.
– Tak będzie najlepiej.
Rothgar zaczął zbierać się do wyjścia. O dziwo, nie chciała, żeby ją opuszczał. Pragnęła zatrzymać go na dłużej w swojej sypialni.
– Moglibyśmy przypieczętować nasz pakt pocałunkiem -wyrwało jej się. Diana sama była zadziwiona tymi słowami.
Markiz zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na nią przeciągle.
– Lepiej nie, lady Arradale – rzekł w końcu. – Czy możesz, pani, wyjechać jutro? Jeśli nie, mogę na ciebie zaczekać parę dni.
Diana sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zabolała ją odmowa. Wiedziała jednak, że Rothgar ma rację. Jeśli mają razem jechać do Londynu, będzie lepiej, jeśli nauczą się trzymać swe żądze na wodzy. Dotyczyło to zwłaszcza jej… Ale może też i jego?
– Myślę, że lepiej załatwić to szybko – odparła z westchnieniem. – Postaram się jutro rano załatwić wszystkie moje sprawy i będziemy mogli wyjechać wczesnym popołudniem. Czy to ci odpowiada, panie? Rothgar skinął głową.
– Najzupełniej. Pozostaje nam wobec tego parę szczegółów do uzgodnienia. Czy pojedziesz, pani, moim powozem, czy weźmiesz własny?
Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Podróż z markizem była kusząca, bardzo kusząca, a podróż oddzielnym powozem nazbyt ekstrawagancka.
– Chętnie pojadę z tobą, panie. Ale i tak będę potrzebowała oddzielnego powozu z bagażami i służbą – zauważyła.
Rothgar otworzył już drzwi do swojej sypialni. Diana raz jeszcze spojrzała na znajome kwietne wzory i delikatne różowe wnętrze. Jak miło byłoby spędzić tę noc w swoim dawnym pokoju.
– To jasne, pani. Możesz go wysłać, kiedy zechcesz.
Próbowała obliczyć w myślach, jak szybko zdoła załatwić wszystkie swoje sprawy. Stwierdziła, że część z nich może zostawić swojemu sekretarzowi, jak choćby te nieszczęsne listy od sąsiadów. Nikt się nie obrazi, że nie odpowiedziała osobiście, jeśli okaże się, że wyjechała do Londynu na wezwanie królowej.
– Wobec tego wyjedziemy w południe – zdecydowała. Lord Rothgar chciał już wyjść. Nie mógł się jednak powstrzymać i zbliżywszy się do hrabiny, uniósł jej dłoń do ust.
– Wiesz, pani, że zawsze będziesz miała we mnie przyjaciela.
Ile ciepła kryło się w tych jego na pozór zimnych oczach!
– A ty, panie, że z niechęcią przyjmuję twoją pomoc. Zaśmiał się krótko i puścił jej dłoń.
– To niemal powszechne odczucie – stwierdził, przechodząc do swojej sypialni. – Boimy się przyjmować czyjąś pomoc. Boimy się uzależniać od innych ludzi.
Diana stała przez moment przy otwartym oknie, ściskając dłoń, którą pocałował. Więc to jednak nie koniec.
W ciągu najbliższych tygodni, a może miesięcy będą spotykać się równie często jak ostatnio. Z westchnieniem zdjęła szlafrok, nie wiedząc, czego chce i o co jej chodzi.
Kiedy weszła do łóżka, lodowaty dreszcz przebiegł jej po plecach. Wstała zatem, żeby zamknąć okno, chociaż to nie świeże powietrze spowodowało, że nagle zrobiło jej się zimno. Zmroziła ją myśl, że mogłaby zostać uznana za umysłowo chorą! Żyła co prawda w czasach cywilizowanych, a władza monarchy uległa ostatnio dużemu ograniczeniu, wciąż jednak wiele ryzykowała. Dopiero teraz zrozumiała, że gdyby nie Rothgar, byłaby narażona na znacznie większe niebezpieczeństwo. Być w odpowiednim czasie uprzedzonym, to tyle co zyskać dodatkową broń.
Pomodliła się, dziękując Bogu za to szczęśliwe zrządzenie losu. Jednocześnie pomyślała, że to jej płeć jest powodem wszystkich tych problemów. Gdyby nie była kobietą, mogłaby kpić sobie z królewskich knowań. A przede wszystkim – nigdy nie naraziłaby się na podobne kłopoty. Zasiadałaby zwyczajowo w Izbie Lordów i nikt by nawet nie pisnął, że to nie jej miejsce.
Przed zaśnięciem pomyślała jeszcze, że coraz bardziej uzależnia się od markiza. Czuła się tak, jakby Rothgar prowadził ją na jedwabnym sznurku, który z każdą chwilą stawał się coraz grubszy. Stwierdziła też, że nie może dopuścić do małżeństwa z nim. Co innego być samotną hrabiną, rządzącą północą Anglii, a co innego chować się za plecami męża.
Nie, absolutnie nie może na to pozwolić.
Przed wizytą u Diany Rothgar odesłał Fettlera do jego pokoju. Stary służący należał do najbardziej dyskretnych znanych mu ludzi, ale wystawianie go na próbę nie miało żadnego sensu. Rozebrał się więc sam i ze zdziwieniem zauważył, że zajęło mu to mniej czasu niż z asystą służącego.
To dziwne, że arystokracja nie ubiera się i nie rozbiera sama, pomyślał. Oczywiście pomoc jest wymogiem etykiety, ale jakże uciążliwym!
Rothgar kiedyś nawet próbował buntować się przeciwko różnym wymogom towarzyskim, ale szybko dał sobie spokój. Z uśmiechem pomyślał o hrabinie, która sama nalała sobie porto. Zauważył, że ma ochotę na alkohol, gdy tylko zaproponowała mu kieliszek. Odmówił, chcąc wystawić ją na próbę.
– Dziwna kobieta – westchnął, przypominając sobie odbytą przed chwilą rozmowę.
Podszedł do obrazu wiszącego nad kominkiem i spojrzał nań raz jeszcze. Ostatnio robił to zbyt często. Ale czy mógł się oprzeć tej dziewczynce z kasztanowymi lokami, którą nieznany artysta uchwycił w tak naturalnej pozie? Mała Diana siedziała na ławce, trzymając na rękach dwa kotki. Jeden chciał jej chyba uciec, więc podniosła trochę nóżkę ukazując pofałdowaną ppńczoszkę. Nie to jednak było najważniejsze, ale radość życia, która wprost biła od dziecka. Roześmiana buzia z dołeczkami i iskierki w zielonych oczach. Wprost miało się ochotę uściskać i wycałować dziewczynkę.
Chciał zbliżyć się jeszcze bardziej do obrazu, ale coś mu zatarasowało drogę. Dopiero teraz przypomniał sobie o automacie, który kazał ustawić przy kominku. Zdjął z niego płócienną zasłonę i spojrzał na dwoje dzieci. Różniły się włosami i oczami, poza tym były niemal identyczne. Chłopiec co prawda robił wrażenie poważniejszego, ale za to dopiero teraz zauważył ptaka na gałęzi tuż obok ramienia dziewczynki.
Pomyślał smutno o losach niechcianych dziewczynek. Hrabina miała na pewno szczęśliwe dzieciństwo, ale jej rodzice z pewnością bardziej cieszyliby się z chłopca. Tak było w wielu domach. Czy sprawiedliwie?
Przypomniał sobie własne słowa na temat sprawiedliwości i uśmiechnął się gorzko. Nie miał złudzeń co do świata, w którym przyszło mu żyć.
Raz jeszcze rozważył to, co wynikało z postanowienia lady Arradale. Musiał przyznać, że był to jedyny sensowny wybór. Gdyby wyszła za mąż, musiałaby zrezygnować ze swoich ambicji. Mąż-zawistnik tropiłby każdy przejaw jej samodzielności. I tym, co by jej wówczas pozostawało, byłoby ukrywanie własnych umiejętności.
Mąż i żona stanowią jedno. Tyle, że tym jednym jest właśnie mąż, pomyślał. Jego siostra miała dużo szczęścia, że trafiła na Forta. Ale też była znacznie mniej niezależna niż Diana.
Myśli markiza podążyły nagle w innym kierunku. Zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby nagle, jakimś cudem, pojawił się brat hrabiny. Czy powitałaby go ciepło? Czy z chęcią pozbyłaby się hrabiowskich obowiązków?