– Proszę.
Lokaj, który czuwał przy drzwiach Francuza zameldował, że ze środka dochodzą jakieś dźwięki. Pan de Couriac prawdopodobnie wyzdrowiał i teraz się ubierał.
– Tylko, że to jakby żelazo, pani – poinformował ją niezbyt składnie.
Diana potrzebowała chwili, żeby podjąć decyzję. Wcisnęła w ręce służącego książkę i kazała mu ją upuścić, gdyby Francuz wyszedł z pokoju. Pan de Couriac mógł równie dobrze szukać nocnika, jak i przypasywać sobie szpadę.
Co dalej? To pytanie powracało do niej coraz częściej. Nie mogła ot tak sobie wtargnąć do apartamentu markiza. Dopiero, gdyby Francuz wyszedł, jej interwencja byłaby w pełni usprawiedliwiona. Naładowała nawet pistolet, który trzymała w fałdach sukni.
Diana nastawiła uszy.
Nic, cisza.
I nagle, bum! 2 dołu dobiegło do niej głośne uderzenie. Znaczyło to, że pan de Couriac opuścił swój pokój. Czy pójdzie teraz na górę?
Diana postanowiła być pierwsza. Tak, jak planowała, weszła bez pukania do jadalni markiza.
– Och! – wykrzyknęła widząc, że Rothgar i Francuzka siedzą na leżance. Markiz trzymał w dłoniach jej stopę, a ona wyginała się do tyłu, mrucząc z przyjemnością.
– Och! – westchnęła pani de Couriac na widok hrabiny. Tylko Rothgar zachował spokój.
– Czym mogę służyć, pani? – spytał Dianę. Masaż stóp nie byłby najgorszy, pomyślała. Francuzka szybko zabrała mu nogę z kolan i wsunęła
stopy w pantofelki.
– Bardzo ci dziękuję, panie – powiedziała. – To mi doskonale zrobiło.
– Poproszę koniaku – zażądała Diana, dostrzegłszy butelkę na stoliku.
Markiz rozejrzał się dokoła, jakby spodziewał się, że gdzieś obok stoi lokaj, potem westchnął i wstał z leżanki.
– Muszę porozmawiać z tą służbą – mruknął do siebie. Diana czekała na swój kieliszek. Drzwi znowu otwarły
się z trzaskiem i pojawił się w nich pan de Couriac. U boku miał krótki rapier.
– O, już wyzdrowiałeś, panie! – ucieszył się Rothgar. -Może odrobinę koniaku?
Francuz aż otworzył usta ze zdziwienia. W tym momencie do pokoju wpadł uzbrojony służący Diany.
– Moja służba jest zawsze gotowa – powiedziała z dumą hrabina. – Mój drogi, nalej wszystkim koniaku.
Pan de Couriac popatrzył na nią z wściekłością, a potem przeniósł cały ciężar tego spojrzenia na żonę. Skurczyła się pod jego wpływem. Podziękował za alkohol, mruknął coś na temat tego, że jeszcze nie czuje się dobrze i niemal wyciągnął małżonkę z jadalni.
Rothgar uśmiechnął się promiennie.
– Przemiła para!
Odprawił jej służącego i sam nalał koniaku. Kiedy zostali sami, nagle spoważniał.
– Chyba powinniśmy ustalić, kto się kim opiekuje pani -rzekł, podając jej kieliszek – Pozbawiłaś mnie nie lada okazji.
Diana ogrzewała przez chwilę alkohol dłonią.
– Chciałeś, żeby cię złapał, panie? – zdziwiła się. – Widziałeś, że był uzbrojony?
Dopiero teraz odsłoniła swoją lewą rękę, w której wciąż trzymała pistolet. Markiz podszedł do niej i spojrzał z niedowierzaniem na broń.
– To jakieś szaleństwo – westchnął.
Jednak hrabina chciała się dowiedzieć, co tak naprawdę dzieje się w oberży. Odłożyła więc pistolet na stół i zajęła miejsce opuszczone przez panią de Couriac. Czuła jeszcze ciepło jej ciała i ciężkie, orientalne perfumy, których używała.
– O co tutaj chodzi? – spytała, wypiwszy kolejny łyk alkoholu.
Markiz wzruszył ramionami.
– Być może ona jest rozpustna, a ja mam ochotę na romans.
– A tak naprawdę? – Nie dawała za wygraną. Rothgar klepnął się po kolanach.
– Mogę prosić o twoje stopy, pani? Aż otworzyła usta ze zdziwienia.
– Po co?
– Lubię kończyć to, co zacząłem.
Pokusa była zbyt wielka i po chwili ułożyła swoje nagie stopy na kolanach markiza. Jęknęła z rozkoszy, czując jego dotyk. Natychmiast też zganiła siebie w duchu. Musi uważać, żeby zachowywać się przyzwoicie. Jednak, gdy Rothgar rozpoczął masaż, było jej niezwykle trudno się opanować.
– Mogło też im chodzić o moje papiery – ciągnął markiz. -Ale wówczas de Couriac poszedłby raczej do mojej sypialni.
– I nie byłby uzbrojony – zauważyła.
– Mógł wziąć rapier do obrony. – Przycisnął czuły punkt na wysklepieniu jej stopy i Diana aż syknęła z rozkoszy. Na szczęście szybko otrzeźwił ją sens tego, co powiedział.
– To znaczy… – zaczęła.
– To znaczy, że chciał mnie zabić.
– W pojedynku?
Rothgar uśmiechnął się lekko.
– Nie, nie w pojedynku.
Zimny dreszcz przebiegł po jej ciele.
– I co dalej? – zadała kolejne pytanie.
– Teraz, pani, powinienem pocałować twoją stopę. Czy pragniesz ciągnąć tę grę? – Spojrzał jej prosto w oczy.
Diana była zmieszana i niepewna. Nie wiedziała, czy markiz żartuje, czy mówi poważnie. Czy chce ją uwieść, czy też raczej ukarać za mieszanie się w jego sprawy? Nagle zrobiło się jej gorąco, gdy poczuła jego dłoń nieco wyżej, na łydce. Jej pierś zafalowała niespokojnie.
– Nie, nie sądzę – szepnęła ledwie dosłyszalnie.
– Ja też uważam, że to nie ma sensu.
Hrabina dopiła swój koniak i wstała. Markiz, wbrew etykiecie, pozostał na swoim miejscu.
– Czy nie zaspokoisz, panie, mojej ciekawości? – spytała po chwili. – Kim są ci ludzie?
Rothgar przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Niewiedza jest bezpieczniejsza – stwierdził w końcu.
– Ale też nudna – odparowała.
– Za to ciekawość może zaprowadzić na samo dno piekła – rzekł ostrzegawczo.
– Chętnie tam zajrzę, bylebym tylko mogła wrócić. Markiz pokręcił głową.
– Z piekła nie ma już wyjścia. – Wstał i przez chwilę mierzyli się wzrokiem. – Dobranoc, lady Arradale.
Poczuła się odrzucona i niechciana. Cóż jednak miała robić? Pożegnała się i wyszła. Przed drzwiami wciąż czekał jej uzbrojony służący. Powiedziała mu, żeby poszedł do siebie i zeszła na dół, by odwołać drugiego.
Kiedy znalazła się w swoim pokoju, przypomniała sobie palce markiza na swoich stopach. Ten masaż był jak pieszczota. Do końca życia nie będzie go mogła zapomnieć.
Muszę! powiedziała sobie w duchu, zacisnąwszy dłonie na poręczach fotela. Muszę zapomnieć o wszystkim, co wiąże się z Rothgarem.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie będzie to łatwe, mając go wciąż przy sobie. Spojrzała na stojącą na stole lampę i poczuła się jak ćma, która wciąż stara się dotrzeć do płomienia. Na razie dzieliła ją od niego warstwa szkła i owad był nieszczęśliwy. Możliwe, że po jakimś czasie trafi do ognia, a wówczas zamieni się w popiół.
Diana spojrzała do lustra.
– Jak ćma – powiedziała do siebie.
12
Diana zeszła na śniadanie, ciekawa, jak potraktuje ją markiz. On jednak nawet gestem nie dał znać, że pamięta nocny masaż i to, że siedział w jej obecności. Wstał, gdy tylko ją zobaczył i odprowadził na miejsce jak prawdziwy dżentelmen. Następnie częstował doskonałymi jajkami na bekonie i bawił rozmową na temat pogody. Hrabina starała się powściągnąć irytację, ale miała z tym pewne problemy. Na szczęście po chwili w jadalni pojawił się Fettler.
– Tak, słucham? – powiedział markiz, kiedy służący stanął przy jego krześle.
Fettler pochylił się lekko.
– Mam informacje, że Francuzi opuścili dziś w nocy oberżę – zaczął.
– I pewnie nie zapłacili za swój apartament – przerwał mu Rothgar. – To bardzo nieładnie z ich strony.
– Nie, zapłacili, panie. – Fettler zniżył głos. – Chodzi o to, że zostawili na podłodze ślady krwi.