Выбрать главу

– To spróbuj – westchnęła ledwie dosłyszalnie. Markiz posłuchał tego wezwania. W nim też krew aż

wrzała. Pochylił się nad nią, chcąc ponownie ucałować jej pierś, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Przyciągnęła go do siebie mocno. Ich nagie ciała zetknęły się po raz pierwszy. Było to dla niej wstrząsające doznanie, ale wydawało się, że Bey również nie panuje nad sobą. Całował ją i tulił. Po chwili przesunął Dianę nieco dalej na łóżko i położył się obok. Nie było to niestety tak wspaniałe łoże, jak w jej sypialni. Mieli mało miejsca i dlatego musieli do siebie przylgnąć. Tak to sobie przynajmniej tłumaczyła.

Zaczęło jej się wydawać, że przesadza z ostrożnością. Przecież nie może teraz zajść w ciążę. Nigdy nie znajdzie lepszego momentu na to, żeby kochać się z markizem.

Poczuła na swoim ciele jego wyprężoną męskość i rozchyliła ściśnięte dotąd uda.

Nie będzie lepszego momentu, powtórzyła w duchu.

Rothgar skorzystał z okazji i wsunął się między jej nogi. Poczuła wilgoć w intymnym miejscu. Wiedziała, że jest gotowa, by go przyjąć. Już nie potrafiła myśleć, roztrząsać argumentów za i przeciw. Krew pulsowała jej w skroniach. Przed oczami latały kolorowe punkty, jakby patrzyła w witraż.

– Jeszcze się mogę wycofać – dobiegło do niej wprost z nieba.

Nie, nie z nieba. Z góry. Rothgar dopiero chciał ją zabrać do nieba.

Diana poczuła, że łzy zaczynają jej spływać po twarzy. Były to jednak łzy szczęścia. Nigdy w życiu nie czuła tego, co teraz.

– Pocałuj mnie – poprosiła.

Ten pocałunek trwał długo, bardzo długo. Zawarła się w nim jakby cała historia ich poznania. Wzajemna fascynacja, walka, ale też i bardziej subtelne uczucia. Diana bała się je nazwać, chociaż chciała szeptać: „kochany, kochany".

Rothgar miał nadzieję, że hrabina wycofa się po tym pocałunku. Wmawiał sobie, że to pożegnanie, koniec. Czuł, że coraz bardziej pożąda Diany i że za chwilę nie będzie mógł się zatrzymać, choćby go o to błagała.

Wiedział, że może ją mieć w każdej chwili.

Nie chciał jej do niczego zmuszać.

To nie było do końca w jego stylu, ale też powtarzał sobie, ze Diana jest kimś wyjątkowym.

– Co dalej? – szepnął, unosząc się troszkę nad nią. Przyciągnęła go do siebie. Jej nogi rozsunęły się jeszcze

bardziej i uniosły w górę. Droga do rozkoszy stała otworem.

– Kochaj mnie, Bey. Nie mogłabym żyć, gdybyśmy nie skończyli tego, co zaczęliśmy…

Nie potrzebował dalszej zachęty. Diana zamknęła oczy i wygięła ciało w łuk, a on wszedł w nią jednym silnym pchnięciem.

– Aa!

Zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią z niepokojem.

– Mocno boli? Pokręciła głową.

– Nie przestawaj.

Rozkosz przytłumiła ból. Wkrótce zupełnie o nim zapomniała. Chciała tylko czuć Beya jak najpełniej. Chciała go poznać jak najlepiej. Tak jak ją zapewnił, pieszczoty stanowiły jedynie uwerturę do tego, co nastąpiło później. A on umiał cudownie grać na jej ciele. Wygrywał na nim gwałtowne wzloty i długie crescenda. Potrafił uderzyć forte, ale też piano, kiedy potrzebowała chwili odpoczynku. Nie wiedziała, jak długo się z nią kochał, ale mogło to być całe życie. Jej życie.

Przez chwilę zastanawiała się, czy nikt ich nie słyszy. Łóżko pod nimi trzeszczało, a oni sami jęczeli i krzyczeli z rozkoszy. W końcu stwierdziła, że jest jej wszystko jedno. Chciała żyć jedynie swoją miłością do markiza.

W końcu wszedł w nią po raz ostatni, a następnie opadł na poduszkę. Diana otworzyła oczy i westchnęła w pełni zaspokojona. Rothgar leżał obok, dysząc ciężko.

– Ale jesteś spocony i zmęczony – zdziwiła się, a potem spojrzała na siebie i stwierdziła, że jest w podobnym stanie.

– Nawet ja nie potrafię się kochać z zimną obojętnością -wydyszał.

– Z Mallorenami wszystko jest możliwe – powiedziała to, co sam jej parę razy powtarzał.

Zaśmiał się cicho i założył ręce za głowę. Nie sądziła, że może być aż tak zrelaksowany i naturalny.

– Zdarzało mi się uprawiać seks z wyrachowania z osobami pokroju pani de Couriac – przyznał. – Ale to nie znaczy, że się z nimi kochałem. Z tobą bym tak nie potrafił.

Kochać się?

Słowo „kochać" połaskotało ją mile, chociaż wiedziała, że chodzi o coś innego. Do tej pory nie rozmawiali o uczuciach. Domyślała się, że Rothgar wolałby tego uniknąć. Ale przed sobą mogła się już przyznać, że kocha Rothgara. I to nie tylko jako wspaniałego kochanka i niezwykle przystojnego mężczyznę. W ciągu tych paru dni miała okazję poznać go jako nieustraszonego rycerza i zręcznego polityka. Nawet, jeśli dopuszczał się fałszerstw, robił wszystko dla dobra kraju. Diana nie wątpiła w jego uczciwość i prawy charakter.

Kocham lorda Rothgara, pomyślała. I nigdy mu tego nie powiem.

Nie chciała obciążać go swoją miłością. Wiedziała, że ma inne zadania. Nigdy też przed nią nie krył, że nie myśli o małżeństwie. To, które jej zaproponował, było jedynie zręcznym wyjściem z sytuacji, zagrywką zupełnie w jego stylu.

Stwierdziła, że tym bardziej nie może dopuścić do tego związku.

Chciała jednak coś zrobić. Sama nie wiedziała, co.

Po krótkim namyśle zdjęła z palca pierścionek z szafirem. Pomyślała, że tak nawet będzie lepiej, z tym kamieniem niebieskim jak jego oczy. Wzięła dłoń markiza i sprawdziła, czy pasuje. Okazało się, że Bey ma palce niemal równie cienkie jak ona.

Czy domyśli się znaczenia tego gestu?

Spojrzał na pierścionek, a potem na nią. Coś jakby smutek pojawiło się w jego oczach. Wyciągnął dłoń do góry i przez chwilę patrzył na szafir, a potem pocałował ją w usta.

Diana bała się, że się rozpłacze. Dlatego wstała i ściągnąwszy prześcieradło z łóżka, rzuciła je do miski. Jutro zajmie się nim służba.

Poczuła coś dziwnego i spojrzała na swój brzuch.

– Jaka szkoda – powiedziała i wytarła go rąbkiem prześcieradła. Na kartce, którą dostała od Elf, też pojawiły się informacje na temat zakończenia aktu przed wytryskiem nasienia. Było to dodatkowe zabezpieczenie, ale Dianie, nie wiedzieć czemu, zrobiło się nagle przykro. Czuła się niepełna, niedowartościowana.

– Tak będzie lepiej – zapewnił ją.

– No tak, to jeszcze nie zimna obojętność, ale już racjonalne zachowanie.

Wyciągnął ręce, zapraszając ją do łóżka. Położyła się obok, chociaż goły siennik nie był już tak wygodny, jak wykrochmalone prześcieradło.

– Przestań – poprosił. – Ja też tego nie chciałem. Przysunęła się i wtuliła w jego ciało.

– Jeśli teraz zaszłam w ciążę, to będę mogła jedynie skarżyć się na ślepy los – zauważyła.

Markiz pokręcił głową.

– Powstrzymaj się ze skargami chociaż parę dni – zaproponował. – Nie sądzę, żeby cokolwiek mogło się stać. – Nie wiedzieć czemu te słowa wprawiły ją w jeszcze większe przygnębienie. Czy to możliwe, żeby żałowała straconej okazji? Czyżby naprawdę chciała dać Rothgarowi dziecko? To dziecko, którego nie chciał. Którego wręcz się obawiał!

Diana westchnęła, stwierdziwszy, że powinna być racjonalna. Tak, jak Bey. Tak, jak inni ludzie. W zasadzie niemal cały świat.

Miała wrażenie, że płynie gdzieś w łóżku. Że unosi się na falach, żeglując daleko, daleko. Musi się spieszyć, żeby zdążyć przed zmrokiem. Musi uważać.

Rothgar patrzył z uśmiechem na zasypiającą Dianę. Tyle jej chciał powiedzieć, ale wciąż nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Teraz, kiedy położył jej głowę okoloną kasztanową aureolą na poduszce, Diana wyglądała jak anioł. Czy ma prawo brukać niebiańskie istoty? W tej chwili sprawiała też wrażenie osoby całkowicie zaspokojonej i odprężonej. Z całą pewnością potrzebowała odpoczynku po tak ciężkim dniu.